Reading room »
Akcja Arka [3] Author of this text: Lucjan Ferus
— „Spośród wszystkich istot żyjących
wprowadź do arki po parze…"
Więc ci wszyscy, którzy dotąd pracowali przy budowie arki, pożegnali
się z rodzinami i ze znajomymi i wyruszyli w drogę, by dotrzeć do najdalszych
zakątków ziemi, aby przyprowadzić stamtąd ze sobą zwierzęta.
Nie było to wcale proste ani łatwe zadanie. Co prawda na prośbę
Noego, Bóg łaskawie zgodził się dać im przewodnik z rysunkami zwierząt i objaśnieniami w jakiej części świata one żyją, ale najtrudniejszą rzeczą
jak się okazało, było nie łapanie krwiożerczych i dzikich bestii, ale
wyszukiwanie i złapanie setek tysięcy gatunków owadów i różnych innych
insektów.
W ich poszukiwaniu zapędzali się w przeróżne dziury i zapadliny,
topili się w bagnach i wylewali siódme poty na pustynnych równinach usianych
gęsto rozżarzonymi od słońca kamieniami. Łapali je, klnąc na czym świat
stoi, a one rozłaziły im się stale, nic sobie nie robiąc z bożego rozkazu.
Tak,… to była mordercza i żmudna praca przy której budowa arki to zwykła
pestka.
Łatwo było Bogu powiedzieć: „Spośród
wszystkich istot
żyjących wprowadź do arki po parze…" — Ale rozkaz był rozkazem i należało
go wypełnić sumiennie. Znów mijały lata...
Po siedmiu latach wróciła niecała połowa z tych, którzy wyszli.
Przyprowadzili różne cudaczne zwierzęta, które pozostali oglądali z podziwem. Wiele z nich powtarzało się jednak, bo ci którzy je łapali nie
mieli ze sobą łączności, więc nie wiedzieli, czy któryś z nich ma już
ten sam gatunek zwierzęcia. Odczekano jeszcze siedem lat. Z drugiej połowy
ludzi i tak większa część nie wróciła — wszak nie dysponowali mapami, a kompas jeszcze wtedy nie istniał. No cóż, nie można było czekać w nieskończoność,
tym bardziej, iż Bóg się już niecierpliwił.
Ale w końcu nadszedł czas, iż wszyscy byli już gotowi wraz ze zwierzętami,
by wejść na arkę; Z jednej strony stało parę tysięcy ludzi łącznie ze
swymi rodzinami i dobytkiem, a z drugiej — kilkadziesiąt tysięcy różnych
zwierząt — z każdego po parze — jak Bóg przykazał. A pomiędzy ludźmi i zwierzętami piętrzyły się stosy żywności, pieczołowicie zebranej i posegregowanej. Z tyłu za nimi czerniał milczący ogrom arki, z otwartymi na oścież
drzwiami.
Bóg, który przybył na tak uroczystą chwilę, też wydawał się być
zadowolony z dobrze wykonanej pracy, bo z chmury odezwał się do Noego.
— "Wejdź wraz z całą rodziną do arki, bo przekonałem się, że
tylko ty jesteś wobec mnie prawy wśród tego pokolenia.
Z wszelkich zwierząt czystych weź ze sobą siedem samców i siedem
samic, ze zwierząt zaś nieczystych, po jednej parze: samca i samicę. Również i z ptactwa po siedem samców i po siedem samic, aby w ten sposób zachować ich
potomstwo dla całej ziemi. Bo za siedem dni spuszczę na ziemię deszcz, który
będzie padał przez 40 dni i 40 nocy, aby wyniszczyć wszystko co istnieje na
powierzchni ziemi — cokolwiek stworzyłem".
Noe gdy usłyszał te słowa, aż przysiadł z wrażenia. Krew napłynęła
mu do twarzy i wyglądał teraz tak, jakby wypił dzban wina, choć ostatnio nie
miał czasu nawet myśleć o tym. Wyciągając przed siebie ręce, wyjąkał:
— "Panie… ale przecież mówiłeś wpierw, iż mamy wziąć do arki
po jednej parze zwierząt!" — głos załamywał mu się od silnego wzburzenia.
— „Ale zmieniłem koncepcję — odparł Bóg z prostotą, jakby nie było o czym mówić. — "Całe szczęście, że nie zmienił koncepcji odnośnie
wymiarów arki" — pomyślał Noe z przerażeniem, porażony wręcz
niefrasobliwością Boga.
— „Ale to znów się opóźni o parę lat, bo trzeba będzie powtórnie
wyruszyć w świat by pościągać dodatkowe zwierzęta…".
— „Nie ma mowy!" — przerwał mu Bóg opryskliwie. -"Za siedem
dni spuszczam na ziemię deszcz! A ty rób co chcesz abyś wyrobił się w tym
czasie!" — zakończył autorytatywnie.
— „A co to ja jestem wszechmocny, do cholery?!" — wybuchnął Noe
nie panując już nad sobą i byłby wygarnął Bogu wszystko co myśli o tym
idiotycznym pomyśle, ale chmura już znikła, nie było po niej ani śladu.
Ludzie z daleka przyglądali się tej scenie nie będąc świadomymi -
bo głos do nich nie docierał z tej odległości — co takiego zaszło pomiędzy
Noem a jego Bogiem. Schodził do nich wolno po łagodnym zboczu winnicy i zastanawiał się co im powie. Teraz dopiero dotarł do niego niepokojący
szczegół tej rozmowy; Przypomniał sobie, iż Bóg powiedział, aby do arki
wszedł tylko on ze swoją rodziną,… „bo przekonałem się, iż tylko ty
jesteś wobec mnie prawy wśród tego pokolenia" — tak Bóg to ujął. Cóż
to miało znaczyć?
Noe poczuł jak zimny pot występuje mu na plecy, a przed oczami
zaczynają wirować jakieś kolorowe plamy. -"No, mam nadzieję, że nie w taki sposób Bóg chce rozwiązać ten problem?" — pomyślał z przerażeniem i poczuł jak nogi odmawiają mu posłuszeństwa. Po chwili uspokoił się
jednak i potrząsnął głową do swych myśli: — „Nie… to niemożliwe… nie
posunąłby się do tego!" — sam siebie przekonywał. Biedny Noe, jakże mało
jeszcze znał swego Boga, a przecież już ten obłędny pomysł z topieniem
wszystkiego co żywe, powinien nasunąć mu pewne wątpliwości. Ale może był
na to zbyt prawy?
Kiedy przekazał tę „dobrą nowinę" synom, ci wpierw nie chcieli
wierzyć, a potem wpadli w taką wściekłość,
że gdyby im się ktoś nawinął do kogo mieliby jakiś uraz, to sam Bóg nie
zdołałby go wybronić.
Kiedy już się uspokoili, najstarszy z nich spytał: — „Ale co to
znaczy ojcze, te zwierzęta czyste i nieczyste… czy Bóg ci tego nie powiedział?".
Noe stropił się nieco; rzeczywiście był tak wzburzony tą zmianą
planów bożych, że na śmierć zapomniał spytać co to w istocie może
oznaczać. Pokręcił przecząco głową i wzruszył ramionami. — „Bóg nie
udzielił mi żadnej dodatkowej informacji na ten
temat. Widocznie więc nie jest to takie ważne… ot, po prostu
wyszoruje się do czysta te zwierzęta co bardziej brudne i staną się
czyste!" — roześmiał się nerwowo. — „Widocznie chodziło Bogu o utrzymanie porządku w arce, bo cóżby innego mógł mieć na myśli?" -
domniemywał, drapiąc się w głowę. — „Tak,… tak się zrobi, wyszoruje
się i będą czyste, o jakie Bogu chodziło…" — dodał kiwając głową.-
„Na
przykład świnie…" — podpowiedział usłużnie Cham, dłubiąc zawzięcie w nosie.
— „No właśnie! Chociażby świnie!… Ale nie tylko, krowy również...
one też potrafią się czasem nieźle
zapaćkać… W ogóle te, które mają kontakt z błotem lub innymi nieczystościami...
Zrozumieliście?"- spytał Noe swych synów, którzy potakująco kiwnęli głowami. — „A więc tę sprawę sobie wyjaśniliśmy… a co z terminem?" — spytał
ojca najstarszy z synów — Sem. Noe podrapał się w głowę z zafrasowaną
miną. — „Termin musi być dotrzymany: za tydzień ma rozpocząć się potop.
Od tego Bóg nie chciał odstąpić".
— „I bardzo dobrze ojcze! Czy wiesz ile jeszcze kosztowałoby nas
roboty i czasu sprowadzania tych dodatkowych zwierząt?… Nie mówiąc
już o tym, że ta przygotowana przez nas żywność na czas potopu, zostałaby
zeżarta teraz, podczas gdy my uganialibyśmy się po świecie za tymi
dodatkowymi zwierzętami. Później trzeba by ją było gromadzić od nowa… a przecież to są tony tego pożywienia… to byłoby całkowicie bez sensu!" — stwierdził kategorycznie Jafet, wyrażając tym samym zdanie wszystkich, bo
każdy myślał tak samo. — „Ale w ten sposób pozostaniemy przy parze zwierząt z każdego gatunku…" — oponował bez przekonania Noe. — „A kto to będzie
liczył ojcze?! Spójrz na tę masę zwierząt, stale przemieszczających się z miejsca na miejsce… czy to jest możliwe do sprawdzenia?" — Jafet wskazał
ręką na kłębiące się stada, gdzie pomimo tysiąca ludzi wyznaczonych do
nadzorowania zwierzyny, panował tam tumult i wrzawa wynikająca z przemieszania
tysięcy kwiknięć, chrząknięć, ryków, chichotów, pomruków, beczeń, miałknięć,
szczeknięć i innych odgłosów należących do świata zwierząt.
Noe przez jakiś czas patrzył na to i w końcu mina mu się rozpogodziła.
Poklepał synów po plecach. — „Macie chyba rację moi drodzy… Zaczynamy więc
rozmieszczać zwierzęta w arce!… Tylko pamiętajcie — te co bardziej brudne — na bok i pucować do czysta!… Skoro Bogu zależy na czystych, będzie miał
je czyste!.… He, he…"- uśmiechnął się do siebie zadowolony.
Na te słowa, synowie pobiegli uradowani w dół, wydając stosowne
dyspozycje. A Noe stał, opierając się ciężko na swej długiej lasce i patrzył na tę krzątaninę w dole. W jego głowie kołatały się dwa pytania:
— „Po co Bóg zmienił w ostatniej chwili — na tydzień przed potopem — ilość zwierząt zabieranych do arki?" — oraz drugie bardziej niepokojące: — „Czy Bóg dotrzyma słowa i pozwoli zabrać wszystkich ludzi pracujących
przy budowie arki i sprowadzeniu zwierząt z różnych części świata?" -
westchnął ciężko, bo opadły go złe przeczucia i zaczął wolno schodzić w dół.
— „A co u diabła mogło oznaczać to rozróżnienie na zwierzęta
czyste i nieczyste?"- zachodził w głowę, mrucząc do siebie pod nosem.
I nie ma mu się co dziwić, bo wyjaśnienie tych
terminów Bóg raczył dać dopiero Mojżeszowi, dużo, dużo później:
licząc czasem umownym — biblijnym — za 1600 lat dopiero, albo czasem
„stronicowym" za prawie 100 stron od opisu potopu, w Księdze Kapłańskiej
11, 1-47. Ale to tylko taka luźna dygresja....
W ciągu tego ostatniego tygodnia ledwo zdążyli porozmieszczać i poupychać wszystkie zwierzęta w arce; weszli więc do niej po parze, samiec i samica z każdej istoty żywej, jak Bóg rozkazał Noemu. Później załadowali
całą przygotowaną żywność i w końcu nadszedł dzień kiedy Noe wszedł z żoną, synami i żonami synów do arki. Wszyscy pozostali mieli wchodzić po
nich, choć miejsca było już diabelnie mało, ale każdy był dobrej myśli, iż w takim kolosie zawsze gdzieś tam się zmieści.
Wtedy nagle — ni stąd, ni
zowąd — pojawił się Bóg i zamknął za Noem i jego rodziną drzwi, nie
pozwalając nikomu więcej wejść do arki. Tylko Bóg był w stanie powstrzymać
ten oszalały ze strachu i wściekłości tłum ludzi, którzy widząc, że
zostali oszukani, przestali panować nad sobą. Tylko Bóg był w stanie to
uczynić… i uczynił to.
1 2 3 4 5 Dalej..
« (Published: 23-06-2003 Last change: 06-09-2003)
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 2517 |