The RationalistSkip to content


We have registered
204.982.804 visits
There are 7362 articles   written by 1064 authors. They could occupy 29015 A4 pages

Search in sites:

Advanced search..

The latest sites..
Digests archive....

 How do you like that?
This rocks!
Well done
I don't mind
This sucks
  

Casted 2992 votes.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"
 Philosophy » »

Antychryst cz.2 [2]
Author of this text: Fryderyk Nietzsche

Translation: Leopold Staff

29. Co mnie obchodzi, to psychologiczny typ Zbawiciela. Ten zaś mógłby być zachowany w Ewangeliach mimo Ewangelii, choćby nie wiedzieć jak nawet okaleczony i obładowany obcymi rysami: jak Franciszek z Asyżu zachowany jest w legendach o sobie, mimo legendy o sobie. N i e prawda o tym, co uczynił, co powiedział, jak właściwie umarł: lecz pytanie, czy typ jego w ogóle jeszcze da się wyobrazić, czy jest „przekazany"? Znane mi usiłowania wyczytania z Ewangelii nawet dziejów „duszy", zdają mi się dowodami godnej odrazy lekkomyślności psychologicznej. Pan Renan, ten błazen in psychologicis, dorzucił do tego dwa najniesłychańsze pojęcia dla swego wyjaśnienia typu Jezusa, jakie w tym względzie istnieć mogą: pojęcie geniusza i pojęcie bohatera (heros). Lecz jeśli co jest nie-ewangelicznego, to pojęcie bohatera. Właśnie przeciwieństwo wszelkich zapasów, wszelkiego poczucia się w walce stało się tu instynktem: niezdolność oporu staje się tu morałem („nie sprzeciwiaj się złu" — najgłębsze słowo Ewangelii, ich klucz w pewnym znaczeniu), błogość w pokoju, w łagodności, w niemożności, by być wrogiem. Co znaczy „nowina radosna"? Życie prawdziwe, życie wieczne jest znalezione — nie obiecuje się go, ono jest tu, jest w w a s: jako życie w miłości, jako miłość bez odjęcia i wyłączenia, bez odległości. Każdy jest dziecięciem Boga — Jezus do niczego nie rości sobie wyłącznego prawa — jako dzieci Boga wszyscy są sobie równi… Jezusa bohaterem czynić! — I jakimż nieporozumieniem aż słowo „geniusz"! Całe nasze pojęcie, nasze kulturalne pojęcie „ducha" nie ma w świecie, w którym żyje Jezus, żadnego zgoła sensu. Mówiąc z surowością fizjologa, inne wcale słowo byłoby tu raczej jeszcze na miejscu… Znamy stan chorobliwej pobudliwości zmysłu dotyku, który wzdraga się przed każdym dotknięciem, każdym ujęciem stałego przedmiotu. Przełóżmy sobie taki fizjologiczny habitus na jego ostateczną logikę — jako instynktowną nienawiść do każdej rzeczywistości, jako ucieczkę w „nieuchwytność", w „niepojętość", jako odrazę do wszelkiej formuły, wszelkiego pojęcia czasu i przestrzeni, do wszystkiego, co jest silne, obyczajem, instytucją, Kościołem, jako czucie się u siebie w świecie, którego nie tyka już żaden rodzaj rzeczywistości, w świecie jeszcze tylko „wewnętrznym", w świecie „prawdziwym", w świecie „wiecznym"... „Królestwo Boże jest w w a s"...

30. Instynktowna nienawiść do rzeczywistości: skutek skrajnej zdolności cierpienia i pobudliwości, która w ogóle już nie chce być „dotknięta", bo każde dotknięcie zbyt głęboko odczuwa.

Instynktowne wykluczenie wszelkiej odrazy, wszelkiej wrogości, wszelkich granic i odległości w uczuciu: skutek skrajnej zdolności cierpienia i pobudliwości, która każdy opór, każdy mus oporu odczuwa już jako nieznośną nieprzyjemność (to znaczy jako szkodliwą, jako coś, czego instynkt samozachowawczy odradza), a błogość (przyjemność) w tym tylko widzi, by nie opierać się już, nikomu już, ani nie dobremu, ni złemu — miłość jako jedyna, jako ostatnia możliwość życia...

Są to dwie fizjologiczne rzeczywistości, na których, z których wyrosła nauka o zbawieniu. Nazywam ją wzniosłym dalszym rozwojem hedonizmu na chorobliwym na wskroś podkładzie. Najbardziej pokrewny jej, chociaż z wielkim przydatkiem greckiej żywotności i siły nerwowej, jest epikureizm, pogańska nauka o zbawieniu. Epikur typowy decadent: przeze mnie pierwszego jako taki poznany. — Obawa bólu, nawet niezmiernie drobnego bólu — nie może zgoła skończyć się czym innym jak religią miłości...

31. Naprzód już dałem odpowiedź swą na problemat. Założeniem jej jest, że typ Zbawiciela dochował się nam tylko w silnym zniekształceniu. Zniekształcenie to ma w sobie wiele prawdopodobieństwa: typ taki nie mógł z wielu powodów pozostać czysty, zupełny, bez dodatków. Nawet milieu, w którym ta obca poruszała się postać, musiało pozostawić na nim ślady, więcej jeszcze historia, l o s pierwszej gminy chrześcijańskiej; on, oddziaływując wstecz, wzbogacił typ rysami, które jeno ze stanowiska wojny i celów propagandy zrozumiałymi się stają. Ów dziwny i chory świat, w który wprowadzają nas Ewangelie — świat, jakby z powieści rosyjskiej, w którym wyrzutki społeczeństwa, cierpienie nerwowe i „dziecięcy" idiotyzm, zda się, schadzkę sobie naznaczyły — musiał w każdym razie pogrubić typ: zwłaszcza pierwsi uczniowie przetłumaczyli istnienie, pływające całe w symbolach i nieuchwytnościach, najpierw na własną surowiznę, by w ogóle coś z tego zrozumieć — dla nich zaistniał typ dopiero po nadaniu mu jednokształtu z formami bardziej znanymi… Prorok, mesjasz, przyszły sędzia, nauczyciel moralności, cudotwórca, Jan Chrzciciel — tyleż sposobności zaniepoznania typu… Nie lekceważmy wreszcie proprium wszelkiej wielkiej, mianowicie sekciarskiej czci: zaciera ona oryginalne, często dręczące obce rysy i idiosynkrazje w istocie czczonej — nie widzi ich nawet. Można by żałować, że jakiś Dostojewski nie żył w pobliżu tego najbardziej zajmującego decadent, mam na myśli kogoś, który by umiał właśnie odczuwać przejmujący czar takiej mieszaniny wzniosłości, chorobliwości i dziecięctwa. Ostatni punkt widzenia: typ mógłby, jako typ decadence, posiadać rzeczywiście osobliwą rozmaitość i sprzeczność: taka możliwość nie jest zupełnie wykluczona. Mimo to, wszystko przeciw niej przemawia: właśnie tradycja musiałaby w tym wypadku być przedziwnie wierna i przedmiotowa: czego przeciwieństwo przypuszczać mamy powody. Tymczasem przepaść sprzeczności leży między kaznodzieją na górze, na jeziorze i na łące, którego zjawisko, niby jakiegoś Buddy na bardzo mało indyjskim gruncie, jest pełne wdzięku, a owym napastliwym fanatykiem, śmiertelnym wrogiem teologów i kapłanów, którego złośliwość Renana uświetniła, jako legrandmaitre en ironie… Ja sam nie wątpię, że obfita miara żółci (a nawet esprit) przelała się na typ mistrza dopiero ze wzburzonego stanu chrześcijańskiej propagandy: zna się przecież dostatecznie brak skrupułów wszystkich sekciarzy w przyrządzaniu sobie z mistrza swego swojej a p o l o g i i. Gdy pierwsza gmina zapotrzebowała sądzącego, swarzącego się, gniewnego, złośliwie przebiegłego teologa, przeciw teologom, stworzyła sobie swego „Boga" wedle swej potrzeby: tak jak bez wahania kładła mu także w usta owe zgoła nieewangeliczne pojęcia, które były jej teraz niezbędne, „powrót", „Sąd Ostateczny", wszelkiego rodzaju czasowe oczekiwanie i przyobiecanie. -

32. Opieram się, by rzec raz jeszcze, temu, by wprowadzano fanatyka do typu Zbawiciela: słowo imperieux, którego Renan używa, już samo znosi typ. „Dobrą nowiną" jest właśnie, że nie ma już żadnych przeciwieństw; Królestwo Niebieskie należy do dzieci; wiara, którą się tu głosi, nie jest wywalczoną wiarą — istnieje ona, jest od początku, jest niejako dziecięctwem, które cofnęło się w sferę duchową. Wypadek przedłużonego i nierozwiniętego w organizmie chłopięctwa, jako skutek zwyrodnienia, znany jest przynajmniej fizjologom. — Wiara taka nie gniewa się, nie gani, nie broni się: nie przynosi „miecza" — nie przeczuwa zgoła, o ile by mogła kiedyś dzielić. Nie dowodzi siebie ani cudem, ani nagrodą, ni przyobiecaniem, ani nawet Pismem: ona sama jest każdej chwili swym cudem, swą nagrodą, swym dowodem, swym „Królestwem Bożym". Nie formułuje się także ta wiara — ona ż y j e, broni się przeciw formułom. Oczywiście, że przypadek otoczenia, języka, poprzedniego rozwoju wyznacza pewien zakres potrzeb: pierwsze chrześcijaństwo posiada tylko żydowsko-semickie pojęcia (zalicza się tutaj jedzenie i picie przy komunii, owo, jak wszystko, co żydowskie, tak bardzo nadużyte przez Kościół pojęcie). Lecz należy się strzec widzieć w tym więcej niż mowę znaków, semiotykę, sposobność do przenośni. Właśnie to, że żadnego słowa nie bierze się dosłownie, jest dla tego antyrealisty uprzednim warunkiem, by w ogóle mógł mówić. Wśród Indów byłby się posługiwał pojęciami z Sankhyam, wśród Chińczyków z Lao-tse — i nie byłby żadnej czuł przy tym różnicy. — Można by, z pewną tolerancją w wyrazie, nazwać Jezusa „wolnym duchem" — nic sobie nie robi z niczego, co mocne: słowo zabija, wszystko co mocne, zabija. Pojęcie, doświadczenie „życia", jak on je sam zna, sprzeciwia się w nim każdego rodzaju słowu, formule, prawu, wierze, dogmatowi. Mówi on tylko o najwewnętrzniejszym: „życie" lub „prawda", lub „światło" jest jego słowem na to, co najwewnętrzniejsze — wszystko pozostałe, cała rzeczywistość, cała przyroda, nawet mowa, ma dlań tylko wartość znaku, przenośni. Nie należy tutaj się mylić, choć wielka pokusa leży w chrześcijańskim, chcę rzec w kościelnym przesądzie: taka symbolika par excellence stoi poza obrębem wszelkiej religii, wszelkich pojęć kultu, wszelkiej historii, wszelkich nauk przyrodniczych, wszelkich doświadczeń świata, wszelkiego poznania, wszelkiej polityki, wszelkiej psychologii, wszelkich książek, wszelkiej sztuki — jego „wiedza" jest właśnie czystą głupotą na punkcie, ż e istnieje coś podobnego. Kultura nie jest mu znana nawet ze słyszenia, nie potrzeba mu walki przeciw niej — on jej nie zaprzecza… To samo stosuje się do p a ń s t w a, do całego obywatelskiego porządku i społeczności, do p r a c y, do wojny — nie miał on nigdy powodu zaprzeczać „świata", nie przeczuwał nigdy kościelnego pojęcia „świat"… Zaprzeczanie jest dlań właśnie zgoła niemożliwością. — Tak samo brak dialektyki, brak wyobrażenia, że wiarę, „prawdę" można udowadniać argumentami (jego dowodami są wewnętrzne „światła", wewnętrzne uczucia przyjemne i potwierdzenia siebie, same „dowody siły"). Taka nauka nie może też przeczyć, nie pojmuje ona nawet, że inne nauki istnieją, istnieć mogą, nie umie może wcale wyobrazić sobie przeciwnego sądzenia… Odzieje napotka, będzie z najgłębszego współczucia smucić się „ślepotą" — bo ona widzi „światło" — lecz nie zrobi zarzutu...

33. W całej psychologii Ewangelii brak pojęcia winy i kary; tak samo pojęcia nagrody. „Grzech", każdy stosunek odległości między człowiekiem i Bogiem jest usunięty — to jest właśnie „nowina radosna". Nie obiecuje się szczęśliwości, nie przywiązuje się jej do warunków: jest ona jedyną rzeczywistością — reszta jest znakiem do mówienia o niej...

Skutek takiego stanu przerzuca się w nową praktykę, w właściwie ewangeliczną praktykę. Nie „wiara" odróżnia chrześcijanina: chrześcijanin działa, odróżnia się innym działaniem. Że temu, który jest dlań zły, nie stawia oporu ani słowem, ani w sercu. Że nie czyni różnicy między obcym a tubylcem, miedzy Żydem a nie-Żydem („bliźni", właściwie współwyznawca, Żyd). Że na nikogo się nie gniewa, nikogo nie waży lekce. Że ani się w sądach nie pokazuje, ani się nie daje w nie wciągać („nie przysięgać"). Że w żadnym wypadku, nawet w razie dowiedzionej niewierności swej żony, nie rozwodzi się z żoną. — Wszystko w gruncie rzeczy jedna zasada, wszystko skutki jednego instynktu.


1 2 3 4 5 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Antychryst cz.3
Antychryst cz.1


«    (Published: 15-09-2004 Last change: 18-03-2005)

 Send text to e-mail address..   
Print-out version..    PDF    MS Word
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.
page 3629 
   Want more? Sign up for free!
[ Cooperation ] [ Advertise ] [ Map of the site ] [ F.A.Q. ] [ Store ] [ Sign up ] [ Contact ]
The Rationalist © Copyright 2000-2018 (English section of Polish Racjonalista.pl)
The Polish Association of Rationalists (PSR)