|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Philosophy » »
Antychryst cz.2 [4] Author of this text: Fryderyk Nietzsche
Translation: Leopold Staff
40. — Los Ewangelii rozstrzygnął się ze śmiercią — wisiała ona na „krzyżu"… Dopiero śmierć, ta
nieoczekiwana, haniebna śmierć, haniebny krzyż, chowany na ogół tylko dla canaille — dopiero ten
grozą przejmujący paradoks postawił uczniów przed właściwym pytaniem:
„Kto to był? Co to było?". — Wstrząśnięte i do głębi obrażone uczucie, podejrzenie, że taka śmierć
mogłaby być obaleniem ich sprawy, straszliwy znak pytania „dlaczego właśnie
tak?" — ten stan jest aż nadto łatwy do pojęcia. Tu musiało być wszystko
konieczne, mieć myśl, rozum, najwyższy rozum; miłość ucznia nie zna
przypadku. Dopiero teraz rozwarła się przepaść: „Kto go zabił? Kto był
jego naturalnym wrogiem?" — pytanie to wystrzeliło jak błyskawica. Odpowiedź:
panująca żydowszczyzna, jej stan najwyższy. Od chwili tej powstawano w uczuciu swym przeciw porządkowi, następnie rozumiano Jezusa jako powstającego
przeciw porządkowi. Dotąd brak było tego wojowniczego, tego w słowie i czynie zaprzecznego rysu w jego obrazie; co więcej rys ten był z nim
sprzeczny. Widocznie mała gmina n i e widziała właśnie rzeczy głównej,
wzoru danego w tego rodzaju śmierci, wolności, wyższości ponad wszelkie
uczucie ressentiment: — znak to, jak mało w ogóle z niego rozumiała!
Samą śmiercią swą nie mógł Jezus chcieć niczego, tylko dać jawnie
najsilniejszą próbę, dowód swej nauki… Ale uczniowie jego dalecy byli od
tego, by tę śmierć przebaczyć — co by było ewangeliczne w najwyższym
znaczeniu; lub nawet w łagodnym i miłym spokoju serca ofiarować się na śmierć
podobną… Właśnie najmniej ewangeliczne uczucie, zemsta, wypłynęła na
wierzch. Niemożliwe było, by sprawa zakończyła się tą śmiercią:
potrzebowano „odpłaty", „sądu" (a jednak, co może być jeszcze mniej
ewangelicznego niż „odpłata", „kara", „sprawowanie sadu"!).
Jeszcze raz wystąpiło na pierwszy plan gminne oczekiwanie Mesjasza; wlepiono
oczy w chwilę historyczną: „Królestwo Boże" przyjdzie sądzić swych
wrogów… Lecz tym samym wszystko jest źle zrozumiane: „Królestwo Boże"
jako akt końcowy, jako obietnica! Ewangelia jednak była właśnie istnieniem,
spełnieniem, rzeczywistością tego „królestwa". Właśnie taka śmierć
była tym „Królestwem Bożym". Teraz dopiero wniesiono w typ mistrza całą
pogardę i rozgoryczenie przeciw faryzeuszom i teologom — uczyniono z niego
przez to faryzeusza i teologa! Z drugiej strony zdziczałe uwielbienie tych całkowicie
ze spoideł wyrzuconych dusz nie mogło znieść dłużej owego ewangelicznego równouprawnienia
każdego, by był dziecięciem Boga, jak tego uczył Jezus: zemstą ich było
podniesienie w sposób przesadny Jezusa, oderwanie go od siebie: tak samo, jak
niegdyś Żydzi z zemsty na swych wrogach oddzielili od siebie swego Boga i podnieśli w wyżyny. Jeden Bóg i jeden Syn Boży: obaj wytwory uczucia ressentiment...
41. — I odtąd wynurzył się niedorzeczny problemat:
„jak Bóg mógł do tego dopuścić!". Zaburzony rozum małej gminy
znachodzi wprost straszliwie niedorzeczną na to odpowiedź: Bóg zesłał Syna
swego dla przebaczenia grzechów, jako ofiarę. Jakże od jednego razu położono
kres Ewangelii! Ofiara za winy, i to w swej najwstrętniejszej, najbardziej
barbarzyńskiej formie, ofiarowanie niewinnego za grzechy winnych! Co za okropna
pogańszczyzna! — Przecie Jezus sam usunął pojęcie „winy" — zaprzeczył
wszelkiej przepaści między Bogiem i człowiekiem, przeżywał tę jedność
Boga i człowieka, jako swoją „radosną nowinę"… I nie jako przywilej ! — Odtąd krok za krokiem wchodzi w typ Zbawiciela: nauka o sądzie i o powrocie,
nauka o śmierci jako śmierci ofiarnej, nauka o zmartwychwstaniu, która sprzątnęła
całe pojęcie „szczęśliwości", całą i jedyną rzeczywistość
Ewangelii — na rzecz stanu po śmierci!… Paweł wyciągnął z tego ujęcia
rzeczy, z tej wszeteczności ujęcia rzeczy, taki wniosek z ową rabińską
bezczelnością, która go cechuje pod każdym względem: „j e ś l i Chrystus
nie powstał z martwych, to nasza wiara jest próżna". — I jednym zamachem
stała się z Ewangelii najnikczemniejsza z wszystkich nieosiągalnych obietnic,
bezwstydna nauka o osobowej nieśmiertelności… Paweł sam uczył o niej
jeszcze, jako o nagrodzie!...
42. Widzimy, co skończyło się wraz ze śmiercią na
krzyżu: nowa, na wskroś oryginalna osnowa buddyjskiego ruchu pokojowego,
rzeczywistego, n i e tylko obiecywanego szczęścia na ziemi. Bo to jest -
podniosłem to już — zasadniczą różnicą między obiema religiami decadence:
buddyzm nie obiecuje, lecz dotrzymuje, chrześcijaństwo obiecuje wszystko, lecz
nie dotrzymuje niczego. Za „radosną nowiną" szła w ślad najgorsza: Pawłowa. W Pawła wciela się typ przeciwny „radosnemu zwiastunowi", geniusz w nienawiści, w wizji nienawiści, w nieubłaganej logice nienawiści. Czegóż
nie złożył ten dysangelista nienawiści w ofierze! Przede wszystkim
Zbawiciela: wbił go na swój krzyż. Życie, przykład, nauka, śmierć, myśl i prawo całej Ewangelii — nic już nie zostało, gdy ten fałszerz monet z nienawiści pojął, czego jedynie mógł potrzebować. N i e rzeczywistości, n i e prawdy historycznej!… I raz jeszcze instynkt kapłański Żyda popełnił
tę samą, wielką zbrodnię na historii — przekreślił po prostu wczoraj,
przedwczoraj chrześcijaństwa, wynalazł sobie historię pierwszego chrześcijaństwa.
Więcej jeszcze: Paweł sfałszował jeszcze raz dzieje Izraela, by zdawały się
przeddziejami jego czynu: wszyscy prorocy mówili o jego „Zbawicielu"… Kościół
sfałszował potem nawet dzieje ludzkości na przeddzieje chrześcijaństwa...
Typ Zbawiciela, nauka, praktyka, śmierć, myśl śmierci, nawet to, co po śmierci — nic nie pozostało nietkniętym, nic nie pozostało choćby tylko podobnym do
rzeczywistości. Paweł przeniósł po prostu punkt ciężkości owego całego
istnienia poza istnienie — w kłamstwo o „zmartwychpowstałym"
Jezusie. W gruncie rzeczy całe życie Zbawiciela nie mogło mu się zdać w ogóle
na nic — potrzeba mu było tylko śmierci na krzyżu i jeszcze czegoś więcej.
Takiego Pawła, którego ojczyzna była stolicą stoickiego oświecenia, uważać
za uczciwego, gdy z halucynacji stwarza sobie dowód dalszego istnienia
Zbawiciela, lub choćby tylko użyczać wiary jego opowiadaniu, ż e miał tę
halucynację, byłoby prawdziwą niaiserie ze strony psychologa: Paweł
chciał celu, przeto chciał także środków… W co on sam nie wierzył, w to
wierzyli idioci, między których on swoją rzucał naukę. — J e g o potrzebą
była m o c; z Pawłem chciał jeszcze raz kapłan dojść do mocy — zdać mu się
mogły tylko pojęcia, nauki, symbole, którymi tyranizuje się tłumy, tworzy
trzody. Czego jedynie zapożyczył później Mahomet od chrześcijaństwa?
Wynalazku Pawła, jego środka do tyranii kapłańskiej, do tworzenia trzody:
wiary w nieśmiertelność -to jest nauki o „sądzie"...
43. Gdy się punkt ciężkości życia przeniesie n i e w życie, lecz w „zaświat" -w nicość -to odbiera się życiu w ogóle wagę.
Wielkie kłamstwo o nieśmiertelności osobowej niszczy wszelki rozum, wszelką
naturę w instynkcie — wszystko, co jest w instynktach dobroczynnego, popierającego
życie, poręczającego przyszłość, budzi odtąd nieufność. Tak żyć, by
nie było już żadnego sensu żyć, t o staje się teraz sensem życia… Po co
duch obywatelski, po co jeszcze wdzięczność dla pochodzenia i przodków, po
co współpracować, ufać, jakieś dobro powszechne popierać i mieć na
oku?... Tyleż „pokus", tyleż sprowadzeń z „dobrej drogi" — „j e
d n e g o trzeba"… By każdy jako „dusza nieśmiertelna" był z każdym
równego rzędu, by wśród ogółu wszystkich istot „zbawienie" każdej
poszczególnej mogło rościć sobie prawo do wiecznej ważności, by małe
mruki i w trzech czwartych narwani mogli sobie roić, że gwoli nim ustawicznie
przełamują się prawa przyrody — takiego spotęgowania wszelkiego rodzaju
samolubstwa do nieskończoności, do bezwstydu, nie można z dostateczną napiętnować
pogardą. A jednak temu godnemu politowania pochlebstwu osobistej próżności
zawdzięcza chrześcijaństwo swoje zwycięstwo — przekonało tym do siebie
wszystko nieudane, buntowniczo nastrojone, poronione, wszystkie wyrzutki i odpadki ludzkości. „Zbawienie duszy" — po naszemu: „świat obraca się
wkoło mnie"… Jad nauki „równe prawa dla wszystkich" — chrześcijaństwo
rozsiewało go najgruntowniej; chrześcijaństwo z tajemnych kątów lichych
instynktów zwalczało na śmierć wszelkie uczucie czci i odległości między
człowiekiem a człowiekiem, to jest, warunek wszelkiego wywyższenia,
wszelkiego wzrostu kultury — ukuło sobie z ressentiment tłumów swój główny
oręż przeciw nam, przeciw wszystkiemu, co dostojne, radosne, wielkoduszne na
ziemi, przeciw naszemu szczęściu na ziemi… Przyznanie „nieśmiertelności"
każdemu Piotrowi i Pawłowi było dotąd największym, najgorszego gatunku
zamachem na dostojną człowieczość. — I nie lekceważmy też fatalności,
która z chrześcijaństwa wpełzła aż do polityki! Nikt nie ma już dziś
odwagi do praw wyjątkowych, do praw władczych, do uczucia szacunku dla siebie i dla równego sobie, do patosu odległości… Nasza polityka choruje na ten
brak odwagi! — Arystokratyzm sposobu myślenia został przez kłamstwo o równości
dusz najpodziemniej podkopany; i jeśli wiara w „przywilej najliczniejszych"
czyni rewolucje i czynić będzie — nie wątpmy, że to chrześcijaństwo, że
to chrześcijańskie oceny wartości, które każda rewolucja tylko na krew i zbrodnie tłumaczy! Chrześcijaństwo jest buntem wszystkiego, co pełza po
ziemi, przeciw temu, co ma w y ż y n ę: Ewangelia „maluczkich" czyni małym...
44. — Ewangelie są nieocenione jako świadectwo
niepowstrzymanego już zepsucia w obrębie pierwszej gminy. To, co Paweł później z logicznym cynizmem rabina doprowadził do końca, było mimo to tylko procesem
upadku, który zaczął się ze śmiercią Zbawiciela. — Ewangelii tych nie można
czytać dość bacznie: mają one swoje trudności poza każdym słowem. Wyznaję, a policzone mi to będzie za dobre, że właśnie dlatego są one dla psychologa
przyjemnością pierwszorzędną — jako przeciwieństwo wszelkiego naiwnego
zepsucia, jako wyrafinowanie par excellence, jako artyzm w psychologicznym zepsuciu. Ewangelie mówią za siebie. Biblia w ogóle nie znosi
żadnego porównania. Jest się wśród Żydów: pierwszy punkt widzenia, by tu
nie stracić całkowicie nici. Wzniesione tu wprost do geniuszu samoudawanie „świętości",
nigdy poza tym wśród książek i ludzi nawet w przybliżeniu nie osiągnięte,
to fałszerstwo monet w słowach i gestach, jako sztuka, nie jest przypadkiem
jakiejś jednostkowej zdolności, jakiejś natury wyjątkowej. Tu wchodzi w grę
rasa. W chrześcijaństwie, jako w sztuce świętego kłamania, dochodzi cała
żydowszczyzna, kilkusetletnie żydowskie najpoważniejsze ćwiczenie i technika
do ostatecznego mistrzostwa. Chrześcijanin, t a ultima ratio kłamstwa,
jest Żydem raz jeszcze — nawet trzykrotnie… Zasadnicza wola posługiwania się
tylko pojęciami, symbolami, postawami, dowiedzionymi praktyką kapłana,
instynktowne odpieranie wszelkieji
n n e j praktyki, wszelkiego innego rodzaju perspektywy wartości i pożyteczności — to nie tylko tradycja, to dziedzictwo: tylko jako dziedzictwo działa to jak
natura. Cała ludzkość, nawet najlepsi łepacy najlepszych czasów — (z wyjątkiem
jednego, który jest może tylko nieczłowiekiem) — dali się złudzić...
Czytano Ewangelię jako księgę niewinność i… niemała wskazówka, z jakim
mistrzostwem tu grano. — Oczywiście: gdybyśmy ich mogli widzieć, choćby
tylko w przejściu, tych wszystkich dziwnych mruków i sztucznych świętych,
wszystko by było skończone — i właśnie dlatego, że j a słów nie czytam,
by też nie widzieć i gestów, kres im kładę… Nie mogę w nich znieść
pewnego rodzaju podnoszenia oczu. — Na szczęście dla przeważnej liczby ludzi
są książki tylko literaturą — Nie trzeba się dać w błąd wprowadzać:
„nie sądźcie!" mówią oni, lecz posyłają do piekła wszystko, co im w drodze stoi. Każąc sądzić Bogu, sądzą sami; wychwalając Boga, wychwalają
samych siebie; wymagając cnót, do których właśnie są zdolni — więcej
jeszcze, których potrzebują, by w ogóle pozostać u góry — nadają sobie
wielki pozór walczenia o cnotę, boju o panowanie cnoty. „Żyjemy, umieramy,
ofiarujemy się za dobro"
(„prawda", „światło", „Królestwo Boże"): w rzeczywistości czynią,
czego niechać nie mogą. Przeciskając się sposobem milczków, siedząc w kącie,
żyjąc jak cienie w cieniu, czynią sobie z tego obowiązek: z obowiązku jawi
się ich życie jako pokora, jako pokora jest ono jednym więcej dowodem ich
bogobojności… Ach, ten pokorny, czysty, miłosierny rodzaj obłudy! „Niech
cnota sama świadczy za nas"… Czytajcie Ewangelie jako księgi
uwodzicielstwa mocą moralności: ci mali ludzie wzięli w arendę moralność -
wiedzą oni, jak się ma rzecz z tą moralnością! Ludzkość najlepiej
wodzi się za nos moralnością! — Rzeczywistością jest, że najświadomsza
zarozumiałość wybranych gra tu rolę skromności: postawiono raz na zawsze
siebie, „gminę", „dobrych i sprawiedliwych" po jednej stronie, po
stronie „prawdy" — a resztę, „świat", po drugiej… To był
najfatalniejszy rodzaj manii wielkości, jaki dotąd istniał na ziemi: małe
potworki mruków i kłamców zaczęły posługiwać się pojęciami „Bóg",
„prawda", „światło", „duch", „miłość", „mądrość",
„życie", niby synonimami swymi, by odgraniczyć w przeciwieństwie do
siebie „świat"; małe Żydki najwyższego stopnia, dojrzałe do każdego
rodzaju domu wariatów, odwracały wartości w ogóle wedle siebie, jak gdyby
dopiero chrześcijanin był myślą, solą, miarą, także ostatecznym sądem całej
reszty… Całą tę fatalność umożliwiło jedynie to, że był już na świecie
pokrewny, rasowo pokrewny rodzaj manii wielkości, żydowski: skoro raz otwarła
się przepaść między Żydami a żydochrześcijanami, nie pozostało tym
ostatnim nic do wyboru, tylko zastosować te same procedury samozachowania, których
doradzał instynkt żydowski, przeciw samym Żydom, podczas gdy Żydzi używali
ich dotąd tylko przeciw wszystkiemu co n i e żydowskie. Chrześcijanin jest
tylko Żydem „wolniejszego" wyznania. -
1 2 3 4 5 Dalej..
« (Published: 15-09-2004 Last change: 18-03-2005)
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 3629 |
|