|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Science » Philosophy of science »
Sieć pojęciowa [4] Author of this text: Bernard Korzeniewski
Skoro doszliśmy do fizyki
teoretycznej, użyjemy jej jako dobrego przykładu
rozpływania się pojęć w pustce znaczeniowej na krawędzi kryształu pojęć.
Takie pojęcia jak materia, przyczynowość, zdarzenie, znane nam dobrze z
języka potocznego, tracą, np. w mechanice kwantowej, swój sens, „przeciekają"
pomiędzy palcami, zrywają więź konotacyjną z innymi wciąż pojęciami, aż
wreszcie w miejscu pojęć tak dla nas jasnych i oczywistych widzimy pustkę. Materia
„rozpływa się" w natężenia pola, funkcje falowe, prawdopodobieństwa,
równoważności z energią, tak że w końcu, mówiąc „materia", nie
możemy określić, co właściwie mamy na myśli. Kiedy zostały jej odjęte
wszelkie atrybuty, jak masa, rozciągłość,
barwa, położenie w przestrzeni, nastąpiło całkowite
„oddefiniowanie" pojęcia materii, rozebranie go na czynniki pierwsze
— pojęcia je otaczające. Z przyczynowością, zdarzeniem i wieloma innymi
pojęciami jest podobnie. Jest to po prostu obszar, gdzie nasza mapa pojęciowa
styka się z pustką semantyczną, a więc krawędź kryształu pojęć. Na większą
skalę opisany proces zachodzi w filozofii, w której każde analityczne
potraktowanie jakiegoś stwierdzenia prowadzi do wykazania jego pozorności,
bezsensowności, nieuprawnienia, w której tak łatwo stosować metodę
analizy logicznej w celu wynajdywania
sprzeczności i znajdować zdania pozbawione sensu w
rozumieniu wczesnego Wittgensteina i neopozytywistów. Jak można dookreślić
znaczeniowo ów rozpływający się brzeg kryształu pojęć? Tylko poprzez
„zagęszczenie" semantyczne rejonów kryształu pojęć leżących
nieco głębiej. Do
tematu tego wrócimy analizując wpływ fizyki (lub, szerzej mówiąc, całej
nauki ścisłej) na filozofię. Mówimy, że fizyka teoretyczna leży na krawędzi
kryształu pojęć, to znaczy graniczy z pustką pojęciową, ponieważ, podobnie
jak filozofia, mówi ona w pewnym sensie o tym, czym jest „wszystko".
Nie może się przy tym, jak inne
dziedziny, do czegokolwiek poza samą sobą w tłumaczeniu
opisywanych przez nią zjawisk odwołać. Najjaskrawszym tego przykładem
jest kwestia redukcjonizmu. Organizmy żywe można w pewien sposób
„wyjaśnić" (lub próbować wyjaśnić), odwołując się do chemii,
zjawiska chemiczne potrafimy obecnie
dobrze opisać językiem fizyki. Ta ostatnia jednak,
jako leżąca u samej podstawy szeregu redukcjonistycznego, zdana jest sama
na siebie. Fizyka mówi, jaka jest istota świata, przynajmniej świata
materialnego na najniższym znanym nam poziomie złożoności (co wcale nie świadczy,
że jest on prosty — fizyka najbardziej wymyka się zdrowemu rozsądkowi!).
Opisuje przecież tak podstawowe jego cechy, jak lokalna struktura wszystkich
znajdujących się w nim „obiektów" łącznie z człowiekiem oraz geometrią całości. Tłumaczy, przynajmniej w zarysie, fenomen życia (termodynamika).
Przewiduje, jak świat powstał i jaki będzie jego koniec. Tym samym bardzo
zbliża się do filozofii. Ta ostatnia graniczy z pustką pojęciową w
sposób oczywisty, stanowi niejako „bufor pojęciowy" pomiędzy nią a
dobrze dookreślonymi mapami pojęciowymi
kryształu pojęć. Natężenie pola semantycznego
nie może nagle spaść od wysokich wartości do zera. Funkcję tego stopniowego
przejścia spełnia właśnie filozofia. Dlatego też trudno się dziwić, iż
pojęcia w jej obrębie są słabo dookreślone, sprzeczności łatwo
wykrywalne, a swoboda manipulowania
znaczeniami — ogromna. Filozofia nie mogłaby istnieć
bez „bazy" w postaci nauki, religii i sfery potocznej. Nie może się
też bez nich, szczególnie bez tej pierwszej, rozwijać.
Jak to się
dzieje, że w ogóle możemy sensownie operować pojęciami, skoro
konsekwentna analiza każdego z nich prowadzi do pustki semantycznej, a każde
z pojęć jest zdefiniowane przez inne pojęcia? Te z kolei są definiowane przez jeszcze inne, aż w końcu koło się
zamyka — dochodzimy do
wniosku, że wszystkie pojęcia definiują wszystkie pojęcia. Ale na tym właśnie
polega konotacyjność znaczeń. Na szczęście w praktyce najczęściej nie
posuwamy się w analizie konsekwentnie do końca. Pojęcia definiujące interesujące
nas pojęcie „zostawiamy w spokoju", bierzemy je intuicyjnie za dobrą
monetę, przydajemy im prowizorycznie pewną dozę absolutności.
Przeanalizujmy
to na przykładzie. Pierścień benzenu składa się z sześciu
atomów węgla. Oczywiście chemia i fizyka definiują dokładnie, co to jest atom węgla. Składa się on z określonej liczby protonów,
neutronów i elektronów oraz posiada wynikające z jego budowy właściwości
chemiczne. Protony i
neutrony składają się z kolei z kwarków. Prawdopodobieństwo znalezienia danego
elektronu w przestrzeni określa funkcja falowa. I tak dalej. Często jednakże, mówiąc, iż pierścień benzenu jest zbudowany z sześciu
atomów węgla, wcale nie pamiętamy o tych
faktach. Wystarczy, iż nazwa „węgiel" jest dla
nas intuicyjnie znajoma i odnosimy wrażenie, że wiemy, co to jest węgiel (konkretnie,
czym jest atom węgla). Dla kogoś, kto nie zna przytoczonych faktów
z dziedziny chemii i fizyki nazwa „atom węgla" jest w przybliżeniu
semantycznie pusta. Wystarczy jednak, iż jesteśmy do jakiejś nazwy przyzwyczajeni,
to nawet nie wiedząc za bardzo, co ona desygnuje, możemy się nią całkiem
sprawnie posługiwać, mając subiektywne poczucie zrozumienia. Na dobrą
sprawę moglibyśmy się nawet w ten sposób posługiwać nazwą całkowicie
semantycznie pustą. Jeżeli zdefiniujemy, że pierścień benzenu jest to sześć
COŚ ułożonych w pierścień, a butan (czy raczej jego szkielet węglowy)
jest to cztery COŚ ułożone (w przybliżeniu)
liniowo, to definicje te w jakiś sposób rozumiemy, nie są one dla nas zupełnym
bezsensem. Wspomniane definicje znaczą dla nas bowiem jedna w stosunku do
drugiej (oraz, oczywiście, w stosunku do wielu innych pojęć czy
definicji). Różnią się one między sobą lokalizacją na dwóch
osiach semantycznych. Pierwsza z nich to oś liczebności, druga
to oś rozmieszczenia przestrzennego. Osie te nie są zresztą absolutne,
zawierają podosie, zbudowane są z pojęć, ale nie jest to w tym momencie istotne.
Powyższa analiza to jeszcze jeden przykład znaczenia przez konotację. Jeżeli
więc możemy tworzyć sensowne definicje zawierające nazwy puste (lub, mówiąc
inaczej, skrajnie nieokreślone), to nie dziwi już nas, iż swobodnie posługujemy
się nazwą „atom węgla" lub „elektron", nie wiedząc właściwie,
co to takiego jest (zresztą, na dobrą
sprawę, nikt nie wie do końca, co to takiego jest elektron). Pojęcie (czy
nazwa) bardzo mało dookreślone może być elementem zdań sensownych poprzez
wchodzenie w różne konfiguracje z innymi pojęciami. Tak więc fakt, iż każda
konsekwentna analiza danego pojęcia prowadzi do pustki semantycznej
nie stoi w sprzeczności z subiektywnym
odczuciem jego zrozumienia w „gęstym semantycznie" obszarze sieci pojęciowej.
Niemożliwa jest konsekwentna analiza semantyczna jednocześnie całego
kryształu pojęć, chociażby dlatego, że aparat pojęciowy to także skomplikowany
system pojęciowy i jego desemantyzacja w procesie analizy uniemożliwiłaby
kontynuowanie tego procesu. Z powyższych powodów, pomimo
konotacyjności sieci pojęciowej i możliwości (przynajmniej w zasadzie) kompletnego rozkładu każdego pojęcia na inne, nie odbieramy sieci pojęciowej
jako znaczeniowo pustej, a wręcz przeciwnie, jej sensy wydają nam się jasne i jednoznaczne.
Można zapytać,
dlaczego, zamiast operować stwierdzeniem „wszystko jest
pojęciem", ważnym tylko w pewnym kontekście znaczeniowym, nie powiedzieć po prostu „wszystko jest wszystkim",
skoro twierdzimy, iż sieć pojęciowa ogarnia ogół dostępnych nam fenomenów.
Czy prezentowany tu system
nie jest po prostu tautologią? Odpowiedź na ten zarzut dostarcza, paradoksalnie,
ważnych informacji na temat omawianej koncepcji. Przedstawiony w nim tok myślenia
ukazuje tylko nieuprawomocnienie logiki operującej
na nazwach języka (o czym
szerzej w poświęconym temu rozdziale). Dla nas podstawowe
znaczenie ma różnica otoczenia pojęciowego nazwy „wszystko" i nazwy „pojęcie". Pierwsza jest tak ogólna, że
nie da się za jej pomocą nic powiedzieć. Natomiast przydatność pojęcia w sensie „operacyjnym" wykazaliśmy wcześniej. „Pojęcie" kojarzy
nam się po prostu z większą ilością zrelatywizowanych w stosunku do niego nazw niż „wszystko". Niewątpliwie
twierdzenie „wszystko jest wszystkim"
jest bliższe „prawdy". Jednakże, ponieważ
jako tautologia jest ono właściwie semantycznie puste, to wyrażając je
powracamy do stwierdzenia z początku pracy, że prawda absolutna jest milczeniem. W ten sposób domniemany zarzut potwierdza, po głębszej analizie, tezy
przedstawione w niniejszej pracy.
1 2 3 4
« (Published: 30-10-2004 )
Bernard KorzeniewskiBiolog - biofizyk, profesor, pracownik naukowy Uniwersytetu Jagielońskiego (Wydział Biochemii, Biofizyki i Biotechnologii). Zajmuje się biologią teoretyczną - m.in. komputerowym modelowaniem oddychania w mitochondriach. Twórca cybernetycznej definicji życia, łączącej paradygmaty biologii, cybernetyki i teorii informacji. Interesuje się także genezą i istotą świadomości oraz samoświadomości. Jest laureatem Nagrody Prezesa Rady Ministrów za habilitację oraz stypendystą Fundacji na Rzecz Nauki Polskiej. Jako "visiting professor" gościł na uniwersytetach w Cambridge, Bordeaux, Kyoto, Halle. Autor książek: "Absolut - odniesienie urojone" (Kraków 1994); "Metabolizm" (Rzeszów 195); "Powstanie i ewolucja życia" (Rzeszów 1996); "Trzy ewolucje: Wszechświata, życia, świadomości" (Kraków 1998); "Od neuronu do (samo)świadomości" (Warszawa 2005), From neurons to self-consciousness: How the brain generates the mind (Prometheus Books, New York, 2011). Private site
Number of texts in service: 41 Show other texts of this author Newest author's article: Istota życia i (samo)świadomości – rysy wspólne | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 3722 |
|