|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Philosophy » » »
Nietzsche – samotnik i marzyciel [2] Author of this text: Adam Leśniak
*
Podtytuł najważniejszego dzieła Fryderyka brzmi: Książka
dla wszystkich i dla nikogo. Tu wnikamy już w bardziej delikatne zakątki
myśli filozofa, będące świadomością własnej niedoskonałości. Podtytuł
ów oznacza mniej więcej tyle: książka ta powinna być dla wszystkich, ale
niestety nie potrafię jej napisać w sposób, który by przemówił zrozumiale
do kogokolwiek. Choć w moim sformułowaniu owa myśl brzmi pesymistycznie,
bezradnie i nie pasuje do języka dumnego filozofa, to jednak jest zasadniczo
trafna. Najpierw zastanówmy się, dlaczego mogę powiedzieć, iż ta księga
powinna być dla wszystkich. W jej sformułowaniu Nietzsche mógł wahać się
od sądu, iż nie ma współcześnie ludzi na tyle mądrych, aby byli w stanie
go zrozumieć, do sądu, że on sam nie potrafi pomyśleć swego proroctwa na
tyle jasno i prosto, aby było dla innych zrozumiałe.
Odnoszę
wrażenie, iż często traktuje się myśliciela owego jako proroka samotności i egoizmu. Jednakże już na początku owej księgi mówi nam on, iż pełnia
ducha, dojrzałość, wielkość jest męcząca i nic nie znaczy, jeśli nie możemy
nią obdarowywać innych. Później przez całą księgę przypomina nam, iż
największą sztuką i najwyższą radością jest dawanie i dzielenie się swą
mądrością czy innymi cnotami. Jakże tu można mówić o egoizmie czy
samotności? Nietzsche też często był traktowany, jako człowiek gardzący słabymi i piszący tylko do tych, którzy są tego warci, jako piewca elitaryzmu. Co
prawda filozof krytykował pewien ideał pojmujący równość na zasadzie
pomniejszania tych, którzy urośli wysoko, ale nigdy tak naprawdę nie pogardzał
ludźmi niskimi. Pogarda w zasadzie była mu obca, nie licząc chwil załamania,
które mu się zdarzały pod koniec życia. On nawet pogardą i obojętnością
nie pogardzał — on ich nienawidził.
Najlepiej
moje słowa potwierdza spotkanie Zaratustry z najbrzydszym człowiekiem. Pamiętając,
że estetyka u Nietzschego to zakorzeniona w instynktach/nieświadomości władza
poznawcza, termin najbrzydszy należy w tym fragmencie utożsamić z najnędzniejszym.
Teraz przypomnijmy sobie list Wertera z 30 maja — pamiętając o szacunku,
jakim Nietzsche zawsze darzył Goethego. W liście tym autor zachwyca się naiwną i prostacką, ale wielką i szczerą miłością młodego parobczaka, który
jest zbyt nierozsądny, aby zdobyć się na podejrzenia, wyrafinowanie czy kłamstwo.
Jest tak głupi, że możemy o nim powiedzieć brzydki. Ale nawet w nim jest coś
pięknego — mianowicie szczerość i zdrowie, a w kategoriach estetycznych, to
co wyraża smak angielski, którego Fryderyk może nie podziwiał, ale szanował i cenił, albowiem jest on wyrazem duchowego zdrowia, które utracili Niemcy w swym zamiłowaniu wzniosłości i po części Francuzi pląsający taniec myśli
tak subtelny, że aż nieraz odrywający się od rzeczywistości i bujający w obłokach.
Można
również zwrócić uwagę na filozofa krytykę litości i współczucia.
Krytykuje on samą formę tego działania litościwego. Godny litości znaczy
innymi słowy godny pogardy, nic nieznaczący, słabszy ode mnie, tak malutki,
że mogę mu okazać litość, bo jest taki nędzny i bezbronny, że aż
przykro. Nietzsche nie krytykuje pomocy słabszym i współczucia, ale nie może
się owa pomoc odbywać kosztem zabierania poczucia godności temu, któremu
pomagamy. Nie możemy się wywyższać pomagając drugiemu człowiekowi, lepiej
mu nie pomóc, ale potraktować jak równego sobie — zrozumie tę myśl każdy,
kto rozumie trochę ludzkiego ducha, który potrafi zmusić głodne ciało do
działania i zdobycia tego, co mu jest potrzebne, ale jeśli duch jest podeptany i poniżany to nie podejmie żadnego działania skutecznego, choćby mu sprzyjały
wszelkie okoliczności zewnętrzne. Dla uświadomienia sobie istoty problemu,
jaki podejmuje Nietzsche, należy spojrzeć na inwalidów i ich zabieganie o poczucie samodzielności, godności i odtrącenie, a nawet gniew, jaki wywołuje w nich nieudolnie wyciągnięta do nich ręka. Można tu również wspomnieć ową
mądrość ludową o tym, że nie należy biedakowi dać ryby do zjedzenia i pozostawić go dalej na łasce losu, ale raczej podarować mu wędkę. Problem
ten jest szczególnie ważny dziś, gdy odrzuciliśmy przemoc fizyczną, ale nie
nauczyli się ludzie szacunku do siebie i innych przez co przemoc psychiczna,
poniżanie, zastraszanie i pogarda są na porządku dziennym.
Najbrzydszy człowiek to inaczej najnędzniejszy człowiek, ten, który
zna głębię swojej beznadziejności, a jednak Zaratustra nie odchodzi od niego — także w nim dostrzega coś wartościowego. Jakże więc moglibyśmy
powiedzieć, iż filozof gardzi słabymi czy brzydkimi, bo nie należy zapominać,
iż brzydota jest u niego wyrazem nędzy egzystencjalnej, duchowej. Celem jego
ksiąg jest ukazanie tego, jak ową słabość i brzydotę przezwyciężyć.
Pogarda, lekceważenie i zniechęcenie do ludzi zaczyna się pojawiać
dopiero u późnego Nietzschego, zmęczonego poszukiwaniami zrozumienia i rozczarowanego słabymi efektami swej walki o myśli, ale nawet wtedy Fryderyk
nie stał się aż tak zdegenerowany, aby te uczucia jego rzetelną mądrość
zdominowały.
*
Aby objaśnić i zrozumieć bardziej subtelne i wyższe rejony myśli
Fryderyka, musimy dobrze zapoznać się z jego językiem, co nie jest sprawą łatwą,
albowiem jego pisma przepełnione są symbolami i misterną grą zapachów, dzięki
czemu zyskują bardzo na treści, lecz również stają się trudniejsze w odbiorze.
„Każde
słowo ma swój zapach" tak powinno brzmieć przetłumaczone niezbyt udanie
przez K. Drzewieckiego zdanie z Wędrowiec i jego cień. Rozważmy na początek znaczenie tej metafory. Chodzi tu o pewien związek pomiędzy poznaniem a estetyką, albowiem smak estetyczny
Nietzsche traktował jak znajdującą się poza świadomością władzę
poznawczą, bo przecież też jest ugruntowana w życiu, więc służy potęgowaniu
mocy. Aby uświadomić sobie problem porównajmy sobie dwa zdania, których sens
jest taki sam:
— Masz fajne seksowne wargi.
— Ma pani piękne i pełne zmysłowego czaru usta.
Oba zdania mają taki sam
sens, lecz zupełnie inną harmonię zapachów, odnoszą się do zupełnie
innych wartości. Można by podać przykłady zdań bardziej jaskrawie różnych, a jednak o tym samym znaczeniu. Np. „żreć mi się chce babo" i „konam z głodu kochanie" — te zwroty tak różnie pachną, że aż jakoś niechętnie
człowiek zauważa, że oba wyrażają to samo polecenie „przynieś
jedzenie". Może lepszym przykładem będzie coś bardziej subtelnie różnego.
Weźmy takie słowa: „Jezus Chrystus" i „Jezus z Nazaretu". Pierwsze z tych określeń pachnie religią, emocjonalnym podejściem, drugie natomiast ma
raczej zapach historyczny, badań naukowych. Harmonia zapachów jest niczym
gramatyka — każdy jakoś ją wyczuwa i rozumie, ale dopiero długie badania
pozwalają nam ją sobie uzmysłowić i jasno przedstawić, pomyśleć.
Jednakże sprawa nie sprowadza się tylko do stylu, same słowa mają swój
zapach, a styl to jedynie tego konsekwencja. Zauważmy, że np. w słowniku
komunistów nie ma terminów szlachetny, piękny, albowiem pachną one czymś
indywidualnym, nie społecznym, a jednak wielkim i ważnym, czego nie można łatwo
pokonać i pogodzić z naiwnością komunistycznej idei. Można także przywołać
tu moje tłumaczenie podtytułu dzieła i jego oryginalne brzmienie — jakże
inaczej one pachną.
Skoro
już problem zapachu słów sobie jakoś mgliście uświadomiliśmy, to spróbujmy
go teraz nieco rozjaśnić. Każda wypowiedź ma dwa znaczenia. Jedno to
znaczenie dosłowne, leksykalne, a drugie prawdziwe — logos. Na przykład
istnieją prace, które niby o czymś mówią, ale ten, kto ma czuły węch,
zrozumie, że jedyna prawda, która z nich krzyczy to nadzieja autora: „Ja też
chce być mądry, ja też chce mieć coś do powiedzenia, ja też chce być ważny — publikować". Logos potrafimy odczytać z tekstu właśnie dzięki
harmonii zapachów, czyli stylowi. Jeśli
wypowiedź jest szczera, to te dwa znaczenia pokrywają się, choć w przypadku
osób piszących nieudolnie łatwiej czasem wyczuć intencję autora niż ją
rozczytać. Może się też zdarzyć wypowiedź zupełnie pozbawiona zapachu,
kiedy autor wypowiada się z obowiązku. Na przykład profesor, którego zupełnie
nie obchodzą studenci, ale też nie odczuwa do nich resentymentu, zmuszony do
przeprowadzenia wykładu. Styl jest dokładnie tym samym w piśmie, czym tak
zwana „mowa ciała" w rozmowie. Można nad nim pracować, ale sztuczność,
wypracowanie i nieszczerość również mają swój zapach. Człowiek o czułym
węchu rozpozna każdy kamuflaż, każde uchybienie prawom harmonii. Można by tu
jeszcze napisać o klinicznym zapachu psychoanalizy, mistycznej woni matematyki,
przepełniającym fizykę poczuciu czystej nieukierunkowanej mocy czy sterylnym
zapachu obiektywności. Zapachy są wszędzie — w pozbawionym sensu
szczebiocie kochanków, w nie poddających się logicznej analizie żartach, czy
bezzasadnych oskarżeniach. Lecz o tym opowiem innym razem.
Człowiek
jest swoim marzeniem, a więc jakąś wartością. W tekście, w którym pisze o różnych sprawach, widać zawsze pewne subtelne, acz wyjątkowo istotne
drgnienie stylu, gdy mówi o swojej najwyższej nadziei lub o czymś jej
zaprzeczającym. Używa wtedy specjalnych, zarezerwowanych na tę okazję określeń.
Czasem zdania stają się krótsze, bo w tej kwestii jego myśli są wyjątkowo
jasne i nie potrzebuje używać skomplikowanych figur. Czasem zdania stają się
dłuższe, bo zależy mu na tym aby jak najwięcej w tym miejscu powiedzieć.
Kiedy wyczujemy tą delikatną zmianę tonu i rytmu to wiemy, iż autor teraz mówi o rzeczy dla niego najważniejszej i z jej punktu widzenia rozpatrywane jest
wszystko, każde zdanie ma z tą wartością jakiś związek. Weźmy dla przykładu
biednego i zagubionego Kanta. Fryderyk zwał go fanatykiem obowiązku i miał
rację. „Filozof" z Królewca był przerażony światem, którym zawsze
miotają namiętności, których on sam nie rozumiał i nie znał. Jego
marzeniem było, aby świat stał się bardziej czysto-rozumowy, uporządkowany i przewidywalny — aby mógł się w nim odnaleźć. Stąd u niego poszukiwanie
niepodważalnych prawd apriori — takich, które byłyby swojskie, pewne i stabilne. Z tego punktu widzenia jego filozofia staje się całkowicie zrozumiała i spójna.
Zapach
słowom nadają również użytkownicy języka. Grecy nadali słowu filozofia
tyle szlachetności, że nie potrafię go używać w odniesieniu do większości
współczesnych.
Aby
prawidłowo odczytać kogoś musimy poznać jego najwyższą nadzieję. Tylko z jej punktu widzenia nasza myśl nie będzie interpretacją, a rozumieniem. W tym
miejscu muszę zaznaczyć, iż niniejsza praca jest interpretacją Nietzschego,
albowiem jego wartością była odpowiedzialność, samodzielność, autentyczność
istnienia, ludzka duma i godność, a moją cnotą jest jasność, wyraźność,
prostota, szczerość, uczciwość. Interpretacją — choć bliską rozumieniu,
bo Fryderykowi były bliskie moje wartości, a ja wysoko sobie cenię cnotę
Fryderyka.
1 2 3 4 5 6 Dalej..
« (Published: 19-07-2006 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 4938 |
|