|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Society »
Żółć mnie zalewa, czyli refleksje o polskiej edukacji [1] Author of this text: Krzysztof Pochwicki
— Czy jeśli w lesie słychać dużo dzięciołów to dobrze, czy źle?
By udzielić odpowiedzi na to, pozornie banalne, pytanie należy
dysponować wiedzą. Generalnie, wbrew pozorom, dzięcioły są raczej niepokojącym
sygnałem, gdyż mogą zwiastować kiepską kondycję drzewostanu.
— Czy w polskiej oświacie jest dobrze, czy źle?
To już chyba wolę wariant z dzięciołami...
*****
Nauczycielem jestem od 1995 r., mogę więc zaryzykować twierdzenie, że znam
materię, o której piszę. Zawsze chciałem być leśniczym, pracę nauczyciela
podjąłem w trakcie studiów i po prostu mnie wciągnęło. Zabrzmi to banalnie, lecz
chyba jestem taki...z powołania. Nie mylić z naiwnością życiową. Irytuje mnie,
gdy ludzie (szczególnie z kuratorium) dziwią się, że nauczyciele mają
roszczenia finansowe. Argument prima sort: „Przecież ten zawód to misja!".
„Misja" (The Mission), to cudowny film z 1986 r., z niesamowitą ścieżką
dźwiękową Ennio Morricone. Film, który oglądało się w kinie. Do kina zaś należy
kupić bilet...A mnie właśnie kurwa od lat na te bilety nie stać! Przepraszam za
inwektywę, cierpię niekiedy na syndrom Adasia Miauczyńskiego...
[ 1 ]
Nauczyciel przekazuje wiedzę oraz m.in. kształtuje
postawy, daje przykład. Powinien mieć czas oraz środki na kontakt z kulturą w zakresie chociaż minimalnym. Tymczasem stale muszę dokonywać wyborów — co w tym
miesiącu: książka czy wyjście z dzieckiem do teatru lub kina. Zdaję sobie
sprawę, że na moją ocenę wpływają zarazem realia stolicy. Prestiż bycia
warszawiakiem kosztuje mnie bardzo, bardzo dużo...Właśnie w stolicy wyraźna jest
asymetria między kosztami życia, a wysokością dochodów. Mówię to z goryczą, bo
moja rodzina mieszka tu od lat siedemdziesiątych XIX stulecia. Tak więc
nauczyciel wypełnia zawód-misję, ale nie należy od niego wymagać by był
misjonarzem. Misjonarze nie mają rodzin.
Szykując się do pisania postanowiłem zachować profesjonalizm (aczkolwiek na
miarę sił swych i możliwości). Odetchnąłem, położyłem przed sobą tradycyjną
kartkę oraz długopis, po czym skoncentrowałem się w desperackiej próbie
uchwycenia plusów polskiego systemu kształcenia i przelania ich na papier. Po
paru minutach tytanicznego wysiłku jęknąłem, palcami rozchyliłem brwi i wstałem.
Kartka pozostała pusta. Zaczerpnąłem głęboko powietrza i zdołałem jednak zdań
parę na ową feralną stronicę nanieść. Otóż bez wątpienia obowiązująca matura
niesamowicie ułatwiła dostęp do studiów wyższych. Prócz tego dzieci nie
szwendają się po ulicach, mają jednak nieco ten czas zagospodarowany (tak oto
uniknęliśmy problemu młodocianych gangów). Pracę ma też liczna grupa dorosłych,
tzw. nauczycieli (tak oto walczymy z bezrobociem). I mimo nieuchronnej fali
zwolnień, która nadejdzie w roku szkolnym 2011/2012, wciąż dużo z nas jakieś
pieniądze do domu przynosić będzie.
W obecnych czasach nabrzmiałych od wszechobecnej informacji istotne jest
wykształcenie w sobie elementarnego krytycyzmu i samodzielnej dedukcji. Podobno jedno niedzielne wydanie „New York Timesa"
zawiera więcej informacji, niż najświetniejsi erudyci Renesansu mieli okazję
przyswoić przed śmiercią.
[ 2 ]
Jedna gazeta dostarcza w ciągu tygodnia więcej informacji, niż przeciętny
człowiek w XVIII w. mógł przyswoić przez całe życie.
[ 3 ] W tym zalewie danych coraz trudniej się odnaleźć...
Na przestrzeni ostatnich dekad dramatycznie zmniejszył się zasób wiedzy realnej
przeciętnego człowieka. Wraz ze wzrostem poziomu zaawansowania technologicznego
wzrasta poziom jej abstrakcji dla przeciętnego użytkownika. Korzystamy z dóbr,
których nie rozumiemy, których nie potrafimy naprawić bądź też nie dysponujemy
realną możliwością naprawy. Dawniej można było szyć, ciąć, kroić, spawać, kuć
lub poprosić sąsiada o udostępnienie bardziej wyrafinowanych narzędzi. Obecna
zaawansowana elektronika powstaje z tworzyw obcych naturze i dysponując
środkami domowymi nie jesteśmy w stanie dokonać głębszej w nią ingerencji.
Cywilizacja konsumentów. Coraz więcej osób bezrozumnie użytkuje, proporcjonalnie
coraz węższa grupa rozumie dokonując niezbędnych korekt, najmniejszą
zaś, elitarną grupę stanowią twórcy, kreatywni siewcy nowych trendów. To nie
zarzut, lecz stwierdzenie faktu. W starożytnym Egipcie niewielu rozumiało w czym
rzecz, rzesze konsumowały przeznaczoną im rzeczywistość, a mimo to całość
funkcjonowała. Nie mnie oceniać czy dobrze, ale z pewnością długo.
Zasoby wiedzy niezbędnej do funkcjonowania w społeczeństwie uległy niesamowitemu
zubożeniu. Tymczasem obecnie polski system kształcenia ukierunkowany jest przede
wszystkim na szykowanie do studiów. W nie tak znów odległych czasach, gdy sam
pobierałem nauki, studentów było około 500 tys., teraz studiuje ponad dwa
miliony osób. Nie da się zachować wysokich standardów kształcenia przy takiej
masówce. Standardy można jedynie obniżyć. Tendencja ta widoczna jest w całym
systemie — równa się do najsłabszego ucznia, kosztem zdolnych.
„Najnowsze roczniki studentów mają o wiele mniejszą ogólną wiedzę niż ich starsi
koledzy. A szczególnie brakuje im szerokiej wiedzy humanistycznej" (Tomasz
Wroczyński, prodziekan ds. studenckich na wydziale polonistyki UW, 2008)
Polski system promuje wtórność i miernotę, przymykając w sposób zdumiewający
oczy na dwie patologie — ściąganie oraz plagiaty. Zarazem nie funkcjonuje u nas
właściwie system wychwytywania i promowania talentów. System nauczania równa w dół, punktem odniesienia nie jest uczeń zdolny, dobry, lecz uczeń słaby.
Wychowuje się nas karmiąc mrzonkami wyrastającymi z nadmiernego humanitaryzmu.
Wszyscy są równi, dysponujemy zbliżonym potencjałem. Przecież gołym okiem widać,
że póki co armią klonów nie jesteśmy! Różnice natury fizycznej akceptujemy
prędzej czy później, gdyż są oczywiste, wręcz organoleptycznie nachalne. Niski,
wysoki, szczupły, masywny...Ale trudno jest człowiekowi przełknąć fakt, że jego
potencjał intelektualny nie wystarcza do osiągnięcia pewnego pułapu. Tymczasem
funkcjonujący w Polsce system usiłuje dokonać rzeczy niemożliwej, co
dodatkowo część młodych ludzi wpędza w kompleksy, poczucie wyobcowania, braku
celu i miejsca w życiu. Szkoła ma za zadanie szykować do życia,
samodzielności, miast tego wypuszczamy w świat bezradne, niedouczone pierdoły,
często z wygórowanym ego. Młodych ludzi, którzy nie potrafią działać
samodzielnie, decydować, ponosić odpowiedzialności, młodych załamujących się
przy porażkach. Ludzi, którzy ucząc się latami języków obcych korzystają w Internecie z translatorów...Osoby, których ów Internet totalnie rozleniwił i wpoił, że: wszystko się należy, wszystko jest łatwe, wszystko jest z darmo (no
chyba, że moje).
„Należy zatem znaleźć sposób, by — nie obniżając wymagań — dopasować nauczanie
do obecnej populacji uczniów."
[ 4 ]
Może dokonuję nadinterpretacji wynikającej z mych uprzedzeń, wad i ograniczeń intelektualnych, lecz lubię to zdanie, gdyż — prawdopodobnie
absolutnie niechcący — zawiera ono prawdę (teraz mawia się „fakt autentyczny"...).
Przede wszystkim co należy rozumieć przez dopasowanie nauczania? Trudno
wymagać by szkoły zmieniły nagle m.in. WSO (Wewnątrzszkolny System Oceniania),
wzbogaciły sale w nowoczesne pomoce naukowe, by zmniejszyła się liczebność klas,
zmalało obciążenie sprawdzianami, pracami domowymi. Ponadto, czym tak wyjątkowym
odznacza się obecna populacja, że wymaga to zmian w podejściu do
kształcenia? Jacyś inni są, dziwni? Jeżeli autorzy uważają, że młodzież jest
intelektualnie sprawna, wyposażona w niezbędny zasób wiedzy i przygotowana do trudów nauki, to w czym rzecz? A może należy to rozumieć tak:
młodzież ma tyle braków, że to się w przysłowiowej pale nie mieści, dlatego
drodzy nauczyciele pracujcie tak by prawda, która dla wielu jest oczywistą, nie
stała się oczywistą dla mas. Promujcie do bólu, oczy przymykajcie, tylko...nie
obniżając wymagań. Na pewno jest to wykonalne. W wojsku też można podnieść
efektywność szkolenia snajperów — wystarczy powiesić większe tarcze i podejść
nieco bliżej. Ależ będą trafiać!!! Taki snajper ma skończyć szkolenie, gówno
kogo interesuje jak będzie później strzelać. Tak działa polska szkoła. Stwarza
się pozory, uprawia politykę zamiatania pod dywan, brudy systemu wychodzą
dopiero na uczelniach wyższych. No, ale to już po 18 roku życia...Pod kątem
uczniów przekształcono też skalę ocen, od
1991 roku została ona poszerzona poprzez dodanie ocen 1 (niedostateczna) i 6
(celująca). Ocena 2 stała się tym samym oceną pozytywną o nazwie „mierna". Od
roku szkolnego 1999/2000 zmieniono nazwę oceny 2 z „mierna" na „dopuszczającą".
Pewnie delikwenci, którzy owe mierne otrzymywali (lub ich rodzice) skarżyli się,
że nazwa takowa uderza w ich godność, rani i zagraża dobremu
samopoczuciu.
[ 5 ]
1 2 3 4 5 Dalej..
Footnotes: [ 1 ] Ponieważ naród nasz pruderyjny stał
się niezwykle, nie chcę być za bluzg ów od czci osądzony, więc coś krótko
streszczę. Nie należy z tą „wulgaryzmofobią" przesadzać, gdyż klęło się zawsze.
Tylko, że bluzgać trzeba z wprawą, elokwencją i nad językiem swym, niczym
orężem, panować. Według obliczeń (amerykański psycholingwista Timothy Jay)
przekleństwa zajmują, aż 5 procent czasu rozmów w pracy i 10 procent
pogawędek w czasie wolnym. W dawnej Polsce lżono powszechnie, do końca XVIII w.
obecność wulgaryzmów, w tym nacechowanych seksualnie, w języku elit była
powszechna np.:
-
„Tego szwedzka wisielca
mierzionego bijcie, tłuczcie, żeby wiedział ten skurwysyn, co jest z Królem
Jegomością żartować." (Filip Wołucki, kasztelan rawski w liście do króla
Zygmunta III)
-
„Sameś skurwysyn, kurwa twoja
żona" (początek fraszki Andrzeja Morsztyna)
Wreszcie przytoczę fraszkę
„Na matematyka" Jana Kochanowskiego:
Ziemię pomierzył i głębokie morze,
Wie, jako wstają i zachodzą zorze;
Wiatrom rozumie, praktykuje komu, A sam nie widzi, że ma kurwę w domu. Początek XIX w. to
inicjacja trwającego do dziś regresu w wulgarnym słownictwie polskim. Obecnie
zostało nam ledwie pięć podstawowych, powszechnie znanych, wulgarnych słów.
Ubogo coś... — na podstawie:„Wprost" 4 lipca
2004 r. [ 2 ] za:
Zygmunt Bauman (2009). Jest jednym z najbardziej cenionych i znanych w świecie
socjologów i filozofów (ur. 19 listopada 1925 w Poznaniu). Wybitny eseista, jeden z najważniejszych twórców koncepcji
postmodernizmu. Znawca i interpretator Holocaustu. [ 3 ] "Forum" nr 7 (luty 2010), s.24. [ 5 ] Mierny to:
1. «niedostateczny pod względem
miary, wielkości, ilości, siły»
2. «mający słabą jakość, niewielką
wartość»
Ocena mierna «bardzo niska ocena
szkolna, niższa od dostatecznej, ale wystarczająca do zaliczenia odpowiedzi» « (Published: 02-06-2010 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 7331 |
|