|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Society »
Religia zinstytucjonalizowana jako polityczna siła antyintelektualna [4] Author of this text: Piotr Napierała
W Anglii,
gdzie anglikanie zepchnęli katolików (priest
holes w posiadłościach krypto
katolików do dziś przypominają te czasy) i purytanów, a także bezwyznaniowców (przypomnijmy, w XVII wieku, nawet
Locke traktował katolików jako potencjalnych zdrajców, a ateistów jak
nihilistów), ludzie myślący mieli w końcu dość bycia klasyfikowanymi według
wersji obrzędowych i stworzyli ponadwyznaniowe organizacje.
Im bardziej państwo jest niepewne swej egzystencji, tym bardziej
nietolerancyjne, zaś monarchia miewała przed epoką oświecenia tendencje do
tworzenia z wyznania ideologii państwowej i probierza patriotyzmu, jednak niektórzy
widzieli, że patriotą może być i kwakier, i protestant, i katolik, i ateista,
deista, sceptyk czy purytanin.
Loże
masońskie stanowiły odpowiednik Royal Society, przeznaczone jednak dla laików.
Zarówno Royal Society jak loże miały na celu umożliwić dyskusję na tematy
społeczne bez wywoływania upiorów sporów religijnych, w tym celu na
spotkaniach osobiste przekonania religijne trzymano na uboczu dyskusji, zgodnie z zaleceniem m.in. Locke’a, który postulował podział przestrzeni
publicznej na prywatną i publiczną. Stad loże pełniące często rolę
towarzystw naukowych dla laików, odegrały niebagatelną rolę w walce o swobody jednostki, nadając ruchowi sceptyków i utylitarystów rozmachu i siły. W 1717 roku masoneria angielska zjednoczyła się, a w 1721 roku otworzyła
swą pierwszą filię poza Wielką Brytanią, w Dunkierce. Szybko powstawały
następne. W 1742 roku we Francji było już 20 lóż. Szybko okazało się,
że ideologia lóż angielskich; empiryzm Locke’a i deizm (zakłada on,
że bóg stworzył świat, ale potem nie ingerował już w bieg rzeczy na
nim) Johna Tolanda [ 20 ]
(1670-1722), nie zaszczepią się we Francji, gdzie królował aprioryczny
racjonalizm [ 21 ],
ale i jedne i drugie stanowiło wyłom w litym dotychczas gmachu propagandy kościelnej.
Oczywiście loże pełniły też do pewnego stopnia rolę demokratyzującą.
Początkowo skład społeczny lóż po obu stronach Kanału był odmienny; w Anglii
mieszany, we Francji — arystokratyczny, choć z czasem francuskie loże również
otworzyły się na mieszczan umożliwiając im swego rodzaju awans społeczny.
Były we Francji loże wojskowe, w których dowódca wcale nie musiał być
mistrzem [ 22 ],
jednak ten element masońskiego przesłania nie powinien nam przesłaniać
znacznie ważniejszego oddziaływania masonerii jako propagatorki sceptycyzmu,
życia intelektualnego i sekularyzmu.
Ponieważ
masoneria była ruchem elitarnym, nie brak było w XVIII wieku lóż o zdecydowanie konserwatywnym, a nawet dewocyjnym zacięciu. Potępienie masonerii
przez papieża Klemensa XII, doprowadziło do radykalizacji
lóż, dlatego, że szukający dotąd
okazji do zamanifestowania swego wyzwolenia z oków religii wiedzieli, pod jaki
udać się adres. Joseph de Maistre, który przed rewolucją (jeszcze jako
liberał i wolterianin) usiłował pogodzić Kościół z masonerią, po
rewolucji (już jako ultrakatolicki konserwatysta) negował twierdzenie, iż
masoneria wywołała rewolucję, która obaliła monarchię [ 23 ]
króla „arcychrześcijańskiego" [ 24 ].
Prawica i lewica w dzisiejszym sensie mają sens dopiero po (względnym) wypchnięciu
religii ze sfery polityki, i w tym sensie trzeba pamiętać, że obie są dziećmi
oświecenia (tak samo jak nowoczesna demokracja i monarchia absolutna oświecona),
różnią się jedynie stopniem do jakiego religia powinna
zostać wyrzucona z polityki.
W
XVIII wieku powstała opinia publiczna niezależna od rządów i duchowieństwa.
Voltaire zarzucał zarówno protestantom, jak i katolikom nietolerancję, stawiając
za wzór postawę konfucjańską i filozoficzną, podczas gdy Thomas Paine pisał
w The Age of Reason:
„...Niewierność nie dotyczy problemu wierzących i niewierzących; dotyczy udawania, że wierzy się w coś, w co się nie wierzy.
Niemożliwa jest ocena moralnych następstw, jeśli mogę użyć tego określenia,
które takie umysłowe zakłamanie spowodowało w społeczeństwie …"
Ta
intelektualna odwaga oświeceniowców i zdecydowane odrzucenie przesądów oraz
umiłowanie prawdy, każą do dziś takim autorom jak np. Neil Postman postulować
powrót do XVIII wieku [ 25 ]
jako odtrutkę na różne postmodernistyczne „modne bzdury" (jak to nazywa
A. Sokal w swej książce), według których liberalizm jest właściwy jedynie
dla kultury Zachodu, zaś multikulturalizm, postawą właściwą, nawet jeśli oznacza
wprowadzanie prawa rekomendujące kamienowanie i obcinanie rąk, a prawda
obiektywna w ogóle nie istnieje. Jednocześnie w tych samych czasach ekumenizm
jednoczy religie w walce przeciw sekularystom, udając, że chodzi o coś
innego.
Często
przyjmujemy ten oświeceniowo-racjonalistyczno-liberalny spadek (wolności
obywatelskie, poszanowanie sfery prywatnej, własności) za oczywistość i nie
zastanawiamy się, jak wyglądałby nasz świat, gdyby nie odwaga sceptyków i naukowców.
Nasz
świat i znane nam liberalizujące zmiany wykluwały się zwykle poza
teokratycznym systemem edukacji, w prywatnych akademiach i salonach, w czasach,
gdy do porządku dziennego należały nadużycia
„władzy politycznej religii", jak to nazwał Pierre Manent [ 26 ],
działania papiestwa prowadzącego politykę podporządkowywania sobie państw,
świata sporów religijnych. Wiek XVIII był ciągle jeszcze stuleciem
ignorancji tłumów, na których uczuciach grali duchowni w Lizbonie 1755 roku
(katastrofa przyczyniła się do zmiany duchowej Europy XVIII wieku, w tym
stopniu co Holocaust dwa wieki potem) i w osiemnastowiecznym Neapolu, świata
niezbyt racjonalnego, niepewnego, niehigienicznego, kiepsko zorganizowanego i pełnego
mało dziś zrozumiałych zagrożeń, ale też okres w którym państwo powoli
przełamuje edukacyjny monopol religiantów, nawet w krajach katolickich we własnym
dobrze pojmowanym interesie krzewienia w szkole patriotyzmu.
W
wiekach XIX i XX sceptycy mogli sobie pozwolić na odważniejsze
spory z religią zinstytucjonalizowaną. Prace naukowców
XIX-wiecznych takich jak Amerykanin brytyjskiego pochodzenia John William Draper
(1811 — 1882) przyczyniły się do powstania terminu: „wojna nauki z religią".
Draper uważał, że wiek nauki czyli rozumu musi nastąpić po wiekach naiwności,
dociekań i wiary. Żaden jednak stan według Drapera nie trwa wiecznie, gdyż
nic nie może wymknąć się prawu wzrostu i upadku, stąd po wieku rozumu
nadchodzi wiek schyłku (Decrepitude), w którym obumiera nauka i filozofia, ustępując
na powrót miejsca coraz mniej wyrafinowanym religiom, a z czasem zabobonowi.
Teorie Drapera lub podobne rozwijali potem tacy autorzy jak Andrew
Dickson White (1832 — 1918), Robert Green Ingersoll (1833-1899) Henry Louis
Mencken
(1880-1956), a potem Bertrand Russel i Richard Dawkins widzący w nauce siłę
światła walczącą z siłami ciemności — religią. Naukowcy i historycy o religijnych przekonaniach często bagatelizują opozycyjność nauki i religii,
nie rozumiejąc, że może być tylko jeden dominujący sposób widzenia świata w danej cywilizacji i że podejście empiryczne, czyli naukowe, w przeciwieństwie
do religijnego, uzasadniło swoją wyższość licznymi odkryciami, podczas gdy
światopogląd religijny, mówiąc językiem Christophera Hitchensa, dawno już
wyczerpał swoją energię kreatywną i pasuje jedynie do cywilizacji, która
nie zna natury wokół siebie i musi wymyślać bogów, by zmniejszyć poczucie
osamotnienia i bezradności. Cóż z tego, że w XVII wieku oratorianie szybko
nakupowali do swych szkół mikroskopów i teleskopów, skoro jeszcze w XVIII
wieku biolog Buffon musiał kajać
się przed zdominowana przez ortodoksyjnych teologów Sorboną (która często żartowała
sama ze swej teologii) za swe „heretyckie" obliczenia wieku ziemi. Cóż z tego, że wielu pastorów i księży próbuje pogodzić religię z nauką,
zwykle fałszując tą drugą tak by wspierała z góry przyjętą tezę o przydatności tej pierwszej, skoro to nauka a nie religia powoduje, że dziś lękamy
się w zasadzie dwóch chorób występujących powszechnie, a w 1659 roku Henry
Purcell zmarł na zwykłe przeziębienie. Pamiętam nawet argument, że to kler
„zabił Hitchensa" przeszkadzając nauce przez stulecia, która bez tych kłód
pod nogi rzucanych w przeszłości dziś mogłaby może wyleczyć raka, na którego
zmarł słynny dziennikarz.
Mało
rzeczy oburza równie mocno jak to, kiedy ktoś przeszkadza w osiągnięciu
zamierzonych przez kogoś celów, a potem atakuję tę osobę za niepowodzenie.
Do pasji doprowadzają mnie stwierdzenia typu: „nauka nie odpowiada na
wszystkie pytania", (więc religia jest nadal potrzebna), zupełnie jakby: 1)
religia odpowiadała na te pytania, 2) potrzebowalibyśmy odpowiedzi na
wszystkie pytania, podczas gdy np. ustalenie ilości ziarenek piasku w Newadzie
do szczęścia chyba nikomu niepotrzebne.
Liberałowie i sekularyści obawiający się Draper'owskiej wizji upadku cywilizacji, wcale
nie takiej niemożliwej w obliczu inwazji słabo reformowalnego islamu, bronią
zdobyczy rewolucji naukowej XVII i XVIII wieku przed zwolennikami reaktywacji średniowiecza
(z czym wielu konserwatystów katolickich np. tych spod znaku portalu
konserwatyzm.pl wcale się nie kryje). Religianci często nie mogą pojąc, że
uczynienie religii nietykalną i nie podlegającą krytyce doprowadzi do
schizofrenii intelektualnej, a próby wymuszenia zakazów będą musiały
przypominać Holokaust. Tęsknota religijnych konserwatystów do średniowiecza
jest tęsknotą do epoki, w której religia zinstytucjonalizowana nie musiała
odpowiadać na zarzuty krytyków, za to mogła względnie łatwo zamknąć im
usta. Dziś religianci domagają się traktowania myśli chrześcijańskiej na równi z filozofią humanistyczną, choć z filozoficznego punktu widzenia myśl ojców
Kościoła zwykle nie spełnia kryteriów myśli filozoficznej, ponieważ
posiada z góry przyjęte scholastyczne tezy, do których uzasadnienia dąży,
bliżej jej więc do myśli politycznej i propagandy niż filozofii życia i natury. Inną kwestią pozostaje fakt, jak dalece nawiązywanie do sztywnych
dogmatów i powoływanie się na „niezmienne" lub „nieomylne" autorytety
(papież jest formalnie „nieomylny" dopiero od XIX wieku, choć rzecz
oczywista — co papież to inny światopogląd) jest myśleniem. Myśl religijna
nie zajmuje się odkrywaniem prawideł natury, ani analizowaniem doświadczalnym
życia na ziemi, lecz jedynie wzmacnianiem intelektualnego stanowiska religii,
jest wiec myślą polityczną/ propagandą, a nie nauką (filozof-naukowiec
obserwuje rzeczywistość nie wiedząc do jakich wniosków ta obserwacja go
doprowadzi). Kler zbyt rzadko akcentuje różnicę między wiedzą i wiarą,
dlatego niektórzy duchowni i wierni twierdzą, że wiedzą coś, czego nikt
wiedzieć nie może. Jeśli zatracimy rozumienie różnicy między wiedzą a wiarą,
to uczymy bezmyślności. Instytucje religijne niestety często uczą nie-myślenia
dzieci i młodzież poprzez promowanie wychowania w nadmiernym szacunku dla
tradycji i opinii innych, a niedostatecznym dla poszukiwania prawdy i uczciwości
intelektualnej (kastracja rozumu) [ 27 ], a na dorosłych przez cenzurę i straszenie piekłem, bądź domniemanym
upadkiem moralnym (sięgając często po hasła narodowo-ksenofobiczne, mimo iż
chrześcijaństwo jest ponoć uniwersalne), dlatego religia zorganizowana jest
skazana na konfrontację z nauką, kwestie polityczne, finansowe i moralne z kolei skazują ją na częste konflikty z władzą świecką.
1 2 3 4 5 6 Dalej..
Footnotes: [ 20 ] Właściwie:Seán Ó Tuathaláin. Toland
był bowiem Irlanczykiem. [ 21 ] R. Gervaso, Cagliostro , s. 48. [ 22 ] L. Hass, Wolnomularstwo w Europie Środkowo-Wschodniej w XVIII i XIX wieku, s. 59-60. [ 23 ] R. Gervaso, Cagliostro, s. 61. [ 25 ] N. Postman, W
stronę XVIII stulecia,
Warszawa 2001. [ 26 ] P. Manent, Intelektualna historia liberalizmu « (Published: 07-03-2012 Last change: 08-03-2012)
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 7828 |
|