|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Society »
Religia zinstytucjonalizowana jako polityczna siła antyintelektualna [5] Author of this text: Piotr Napierała
Kościoły
zbyt łatwo mówią o sobie, że reprezentują wszystkich wiernych, tymczasem
mamy tu do czynienia z taką samą sytuacją jak w przypadku pojęcia państwo.
Według konserwatystów takich jak Roger Scruton państwo to ogół
obywateli/poddanych, podczas gdy jedynie jego aktywną część -
administrację można uznać za państwo. Liberałowie oddzielali starannie państwo
od ludu/narodu, a renesansowi humaniści wiarę od księży. W Polsce KK licząc
23 tys. zakonnic, to ok. 52 tys. osób (iok. 2000 misjonarzy za granicą) [ 28 ].
Ewentualnie do tego aparatu administracyjnego państwa i kościoła można dodać
odpowiednio tych co wybrali obecny rząd (te kilkanaście procent zwolenników
rządów PO), i tych co chodzą regularnie do Kościoła (zazwyczaj ich udział
szacuje się na ok. 35 %),
Obecnie
organizacje religijne w konfliktach ze sceptykami grają zwykle kartą „obrazy
uczuć religijnych" [ 29 ].
Nie dotyczy to jedynie islamu, którego wyznawcy, sami bywający ponad wszelką
miarę nietolerancyjni, domagali się niedawno w ONZ kar za ośmieszanie islamu.
W
Polsce katolicy uważają za obraźliwe ustawodawstwo dopuszczające aborcję,
mimo, że przecież nie jest ona obowiązkowa. Sprzeciwianie się takiemu
prawodawstwu dlatego, że kłóci się ono z moralnością chrześcijańską,
jest udawaniem, że tylko chrześcijanie zamieszkują Rzeczpospolitą. To co dla
chrześcijan jest kwestią co najwyżej dyskomfortu psychicznego, dla ludzi
dokonujących zabiegu, jest kwestią stygmatyzacji społecznej i istotnego ograniczenia wolności lub braku tego ograniczenia, kobieta,
która zechce dokonać aborcji i tak tego dokona, lecz w tzw. podziemiu
aborcyjnym, lub za granicą, podtrzymując hipokryzję Polski jako państwa
chrześcijańskiego. To tak jakby katolik musiał pojechać za granicę, bo w kraju msze można odprawiać tylko po kryjomu, o takim poziomie utrudnienia tu mówimy.
Niestety żarliwi katolicy żądają od niekatolików, stania się katolikami,
nie pamiętając poprzedniego ustroju, który traktował z kolei ich jak
obywateli drugiej kategorii. Skoro nie da się zapobiec aborcjom, to na nic całe
mówienie o niej jako o morderstwie. Płód może wprawdzie dziedziczyć, ale
nie jest jeszcze człowiekiem, do XX wieku nawet KK tak uważał. Kilka komórek
nie czuje bólu, ani nie ma nawet zaczątku świadomości, reprezentowanie
interesu potencjalnego życia przeciw wymaganiom i problemom realnego świata
przypomina dbanie o interesy firmy, która istnieje dopiero na papierze, i przypomina też niestety religijny szowinizm skierowany przeciw kobietom, wszak
KK zwykle nie potępia mężczyzn za nocne polucje czy inne marnowanie nasienia.
Rozmowy o religii i wierze są zwykle bardzo nieprecyzyjne, ponieważ takie jest słownictwo,
jakiego wtedy używamy, dlatego przydało by się rozpowszechnić doskonale
oddające istniejący stan rzeczy określenia takie jak „muzułmanin
kulturowy", czy „chrześcijanin kulturowy", dla określenia kogoś, dla
kogo religia nie jest jedyną, ani nawet najważniejszą treścią życia, ale
uczestniczy w niej ze względu na wymogi społeczne, rodzinne (to dlatego kler
zawsze popiera prymat rodziny nad jednostką) itd [ 30 ].
Inne przydatne określenie pochodzi od Daniela Dennetta: człowiek, który
„wierzy w wiarę", na określenie sceptyka, który chciałby uwierzyć, i chciałby by wszyscy wierzyli, dlatego czasem zacieklej broni religii niż
niejeden wierzący i uważa ją za główną siłę moralną, mimo oczywistych
niedociągnięć w teorii (zbrodnie w Biblii i Koranie) i praktyce
(nietolerancja religijna i wojny religijne), gdyż ich (własny) ateizm jawi im
się jako groźny nihilizm.
Kościół
Katolicki, feudalna i najbardziej
chyba antyintelektualna struktura religijna (poza radykalnym islamem i ortodoksyjnym judaizmem), jest dziś
nieustannie atakowany za przewinienia stare (krucjaty, inkwizycja, wojny
religijne) i nowe (molestowanie dzieci i młodzieży przez księży, sprzeciw
wobec używania prezerwatyw), nie jest już wiodącą siła moralną,
przeciwnie, przez wielu postrzegany jest jako niemoralny siłą bezwładu i złej
woli. W Polsce Andrzej Koraszewski pyta: „Dlaczego tak często wracamy do męczeństwa
tego jednego, przemienionego w abstrakcję cierpienia na krzyżu, a tak rzadko
do cierpienia ludzi zabijanych za szukanie prawdy?", w Wielkiej Brytanii
niedawno zmarły Chistopher Hitchens słusznie kwestionował ideę, według której
jedne ziemie są świętsze od innych, co jest jedyną przyczyną ciągłych
walk w Palestynie. Znamienne, że duchowni wolą zamknąć usta sceptykom za
pomocą poprawności politycznej, niż zastanowić się nad sobą, i z uporem
maniaka drążyć swoje, nawet wbrew najbardziej oczywistym dowodom ich błędu.
Kościół Katolicki i inne organizacje religijne pełnią wiele pożytecznych
funkcji jak opieka nad chorymi i ubogimi, ale nie czyni tego lepiej niż władze i organizacje świeckie, a czasem wręcz cała pomoc jest wypaczona przez
propagandę i fanatyzm (casus Matki Teresy). W Polsce zwykle wiedza o tych wypaczeniach jest stosunkowo niewielka,
ponieważ jej mieszkańcy znają historię Kościoła głównie z tego co on sam o sobie pisze (Wydawnictwo Księgarnia św. Wojciecha, Fronda, KUL itd.), choć
pewną równowagę przynoszą Internet i postkomunistyczne podręczniki. Zatrzęsienie
jest jednak w Polsce nowej raczej mało wartościowej (bo opartej na nie
intelektualnym przeżywaniu różnych wrażeń) literatury religijnej, głównie o JP II. KK nie czyni nic tak wyjątkowego, by to uzasadniało jego poczucie własnej
wyższości nad tym co świeckie.
Religia
zinstytucjonalizowana oddala się zwykle od prawdziwych problemów, uczuć i potrzeb człowieka (podobnie jak rządy wielkich państw), i zamiast
stanowić pociechę dla indywidualnego wiernego, stanowi siłę nacisku
za nic mającą sobie szczęście ludzkie. Oczywiście wiara prywatna, będąca
rezultatem indywidualnych przemyśleń, nienarzucana innym, ma dokładnie
przeciwny skutek — doskonalenie jednostki, stąd np. protestantyzm [ 31 ]
wydaje mi się o wiele mniej szkodliwy społecznie (może z wyjątkiem amerykańskich
newborn christians) od katolicyzmu. Należę do tych sceptyków, którzy
nie wierzą, by największe kościoły, takie jak katolicki, mogły złagodzić swój
kurs ideowy dobrowolnie, prędzej stanie się to dlatego, że ludzkość, także
wierzący, zupełnie straci cierpliwość do machlojek i nacisków uprawianych
przez duchownych rzekomo w imieniu bogów, którzy jeśli istnieją i są tak wspaniali, jak piszą w starożytnych księgach, nie potrzebują
tak nędznych sług i pochlebców. W Polsce antyklerykalizm jest równie
niepopularny jak klerykalizm w Hiszpanii ze względu na niedawne doświadczenia
historyczne. Osobiście byłem
wychowany w dość liberalnym katolicyzmie, i długo zdawało mi się, że jestem
głęboko wierzący. Uważałem, by nie psuć sobie konta w niebie, do dziś
zresztą mam taki odruch, i nie miałem z tego powodu złych snów, choć
doskonale rozumiem, jak ludzie wychowani w surowszej wersji chrystianizmu mogą
przeżywać istne tortury potępiając się za życia choćby za rozmaite
biologiczne tendencje (np. do nieczystych myśli czy onanizmu). Długo myliłem
moje estetyczne zafascynowanie architekturą kościelną, muzyką religijną i kolędami (uwielbiałem je śpiewać i w ogóle uwielbiam śpiewać) za wiarę.
Obecnie balansuję na granicy deizmu i agnostycyzmu, i jeśli coś uważam w tych sprawach za pewne, to to, że wobec niemożności dowiedzenia istnienia
boga, jak również jego nieistnienia, i chrześcijańskich zależności miedzy
tym, co czynimy tu na ziemi, i dalszym losem dusz (o ile te istnieją), powinniśmy
odcinać się od rozważań, które przerastają nas i skupić się na budowaniu
może nie raju na ziemi, ale nieco bardziej realistycznie — pokojowej
koegzystencji religiantów i niewierzących.
Ludzie
religijni i sekularyści nieustannie nazywają się nawzajem propagatorami
„cywilizacji śmierci", dlatego, że ci pierwsi żyją w ascezie i gardzą
życiem doczesnym, lub przynajmniej chcieliby gardzić (w Konradzie Wallenrodzie
mowa o „pogardzie świata" jako o prawdziwej chrześcijańskiej cnocie), a drudzy dopuszczają aborcję i eutanazję, z kolei bardziej troszcząc się o np. przemoc domową. Sam pisałem kiedyś dość ostro, o religijnej cywilizacji
śmierci w tekście: „Prawdziwa cywilizacja życia czyli świat areligijny":
Wraz z końcem
religii, lub jej władzy nad społecznościami, ludzie przestaliby wreszcie słyszeć,
że wszystko co przyjemne, nawet te zupełnie niewinne przyjemnostki, jest
grzechem (ciekawe, że z wyjątkiem konfucjanizmu — wszystkie religie jak
jeden mąż tak właśnie nauczają), a więc zaczęliby żyć pełnią życia.
Cała debata publiczna skoncentrowałaby się na tematyce życia,
Konfucjusz, stanowiący natchnienie Voltaire’a, zalecał życie „z
dala od duchów i bogów". To właśnie cywilizacja sceptyków jest
cywilizacją życia, a cywilizacja ludzi religijnych — cywilizacją śmierci.
Widać to już na pierwszy rzut oka. Ludzie religijni snują się z posępnymi
minami po ulicach, podczas gdy sceptycy radują się życiem. By nie grzeszyć,
należałoby właściwie zrezygnować z życia i położyć się w trumnie
czekając na przybycie „królestwa niebieskiego". Największym skandalem
jest nie to, że prawiczkowie i starzy kawalerowie (księża) uważają się
za autorytety w dziedzinie życia rodzinnego, lecz to, że każda religia
opiera się … na kulcie „pięknej i sprawiedliwej" śmierci. Może
dlatego ludzie tak chętnie umierają za religię, a tak niechętnie postępują
zgodnie z jej zasadami. Sama koncepcja czegoś nadnaturalnego odwołuje się
zresztą do zniechęcenia do świata i negowania jego praw [ 32 ].
Sekularyści
zarzucają wiernym i ich kapłanom, że starają się obrzydzić ludziom postęp,
teraźniejszość i przyszłość. Tak pisze o tym polski działacz ateistyczny
Jacek Tabisz:
...Cóż, sądzę,
że nadaję się do świętowania Dnia Przyszłości. Snucie różnych domysłów
dotyczących tego, co będzie dalej z nami, z naszą planetą, z naszymi
wynalazkami i odkryciami, sprawia mi ogromną przyjemność. I o to
chyba chodzi. Warto z uśmiechem i optymizmem patrzeć w nadchodzące
czasy. One naprawdę na to zasługują! Żyje nam się tysiące razy lepiej niż
100, czy 300 lat temu. Nasze człowieczeństwo jest pełniejsze, mamy więcej możliwości
dla jego ekspresji, a będziemy mieć ich jeszcze więcej. Ludzie religijni i parareligijni kraczą, że nowe czasy są zdehumanizowane, że jesteśmy
coraz bardziej samotni. Cóż — codziennie mam kontakt z przyjaciółmi z Indii,
zaś telefon komórkowy sprawia, iż moja lepsza połowa ma ze mną stały
kontakt, którego nie miałaby, gdybym pracował na przykład w XIX
wiecznej fabryce 14 godzin dziennie, czy też, gdybym w błotach Saksonii
bronił urojeń protestanckich przed urojeniami katolickimi ostatecznie
przyczyniając się swoją czaszką do fragmentu ściany w Kaplicy Czaszek,
zabawnej budowli ze „starych dobrych czasów", czyli z doby baroku [ 33 ].
1 2 3 4 5 6 Dalej..
Footnotes: [ 29 ] Przy okazji warto zwrócić uwagę, że sceptycy walczą z religią właśnie
głównie śmiechem, a stronie religijnej śmiertelna powaga kleru nie czyni
jej świętszą, a co najwyżej bardziej odpychającą, w końcu najczęściej
cytowanym duchownym jest św. Franciszek, który niemal cudem uniknął
„herezji", bardzo nietypowy zakonnik. [ 31 ] W krajach protestanckich panuje powszechne przekonanie,
że protestantyzm
sprzyja kulturze myślenia i refleksji, vide: H. Fast, Obywatel
Tom Paine « (Published: 07-03-2012 Last change: 08-03-2012)
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 7828 |
|