|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Science » » » »
Religia jako środek halucynogenny [3] Author of this text: Mariusz Agnosiewicz
Są to w Biblii najbardziej spektakularne i szokujące świadectwa wiary i mogą one
mocno oddziaływać na fantazje psychotyków. Przy takich treściach „świętego
pisma" zdumiewa, że ktokolwiek znający chrześcijaństwo może reagować oburzeniem
na pokazywanie dzieciobójstwa w kontekście religijnym.
Wydaje się jednak, że tego rodzaju wykolejenia psychiczne właściwe będą głównie
denominacjom protestanckim, afirmującym lekturę Biblii. W tradycji katolickiej
nie ma tego rodzaju impulsów i w dzisiejszych czasach trudno jest potępiać ten
stan rzeczy.
Nerwica odkościelna
Do indywidualnych odczuć Boga pośród wiernych, Kościół katolicki zawsze
podchodził co najmniej podejrzliwie i na ogół nie są one podsycane.
Ojcowie
jezuici opublikowali symptomatyczną poradę udzieloną neurotycznej dziewczynie z problemem uzależnienia od przeżyć mistycznych („Na Boże Narodzenie otrzymałam
wielką łaskę tzw. pocieszenia duchowego, ale od tamtego czasu czuję bardzo
często pustkę, nie odczuwam Boga, nie odczuwam pożytku swojej modlitwy. Modlitwa i codzienna Eucharystia stała się bardzo próżna. Nie potrafię się na niczym
skupić, nic nie sprawia mi radości, czasami nawet te chwilowe 'uniesienia
duchowe'. Może dlatego, że są za krótkie") — by nie szukała w kościele
„emocjonalnych wrażeń".
Nie oznacza to jednak, że religia katolicka nie jest strukturalnie związana z psychopatologiami. W społecznościach katolickich (ale i w małych autorytarnych
sektach) wyróżnia się pojęcie nerwicy eklezjogennej, czyli nerwicy związanej z dogmatycznym i autorytarnym nauczaniem kościelnym. Co istotne, w tym przypadku
związek pomiędzy treściami nauczania a psychopatologiami jest bardziej wyraźny i bezpośredni. Związana jest ona w szczególności z tymi elementami nauczania,
które poprzez zastraszanie piekłem i czyśćcem tłumią normalne pragnienia,
głównie seksualne. Generuje to zaburzenia psychiczne objawiające się głównie
długotrwałymi stanami lękowymi, dewiacjami seksualnymi, zaburzeniami osobowości,
depresjami, zaburzeniami obsesyjno-kompulsyjnymi. Z czasem mogą przeradzać się w psychozy z urojeniami religijnymi, dlatego wyróżnia się także pojęcie „psychozy
eklezjogennej" [ 23 ].
W ogromnej większości porady psychologów zajmujących się tymi nerwicami
formułowane są z rozbrajającą eufemicznością: najlepiej wierzyć umiarkowanie.
Wspomniany na początku prof. Salzman, w czasie konferencji Academy of Religion
and Mental Health w Waszyngtonie, jako objaw „niezdrowej wiary", która często
jest spotykana u neofitów dogmatycznych kościołów, wskazuje „irracjonalną
intensywność wiary". Jak zatem należałoby rozumieć „racjonalnie umiarkowaną
wiarę"? Wskazany jest pewien dystans do dogmatów i rytuałów religijnych. Tyle że
nie jest to żadna „zdrowa wiara", tylko po prostu wiara nietoksyczna.
Wspomniana konferencja, na której zebrali się psychiatrzy i duchowni, postawiła
sobie za cel określenie cienkiej granicy między wiarą zdrową a neurotyczną.
Swoimi doświadczeniami dzielił William F. Lynch, jezuita, który przeszedł
kilkuletnie załamanie nerwowe na tle religijnym, a swój proces zdrowienia opisał w książce
Images of Hope: Imagination as Healer of the Hopeless (1965). Mówił on, że
religia często objawia się u katolików jako wyparcie się ludzkich uczuć,
pragnienie odkrywania woli Boga w każdej swej decyzji a także niezdrowe
uzależnienie od dogmatów jako środka dla pozyskania absolutnej pewności.
Kolejnym prelegentem był Klaus Thomas — teolog, lekarz i psycholog, który w 1956
stworzył Berlińskie Centrum Zapobiegania Samobójstwom, w którym księża i lekarze
mieli nieść pomoc dla zmęczonych życiem. Była to pierwsza placówka w Niemczech,
gdzie zaczęto stosować leki psychotropowe. Podał on, że wśród ok. 3 tys.
pacjentów berlińskiego Centrum, ok. 40% cierpiało na nerwicę eklezjogenną,
spowodowaną poczuciem winy, głównie na tle seksualnym, wywołanym ich religijnym
wychowaniem. W związku ze swoimi doświadczeniami, znacząco rozszerzył on pojęcie
nerwicy eklezjogennej.
W 1993 w niemieckim Magazynie Psychologii
Klinicznej ukazała się publikacja [ 24 ]
zespołu prof. Helfrieda Moosbruggera z Wydziału Psychologii na Uniwersytecie
Goethego we Frankfurcie nad Menem, który rozwinął psychometryczne pomiary
„duchowości". W poszukiwaniu związku pomiędzy dogmatyzmem kościelnym a nerwicami, poddali oni analizie członków dwóch rodzajów wspólnot katolickich:
„tradycyjnej" (o wysokim stopniu dogmatyzmu, 93 osoby) oraz „pluralistycznej" (o
niskim stopniu dogmatyzmu, 70 osób). Autorzy ustalili, że aktywni katolicy z obu
wspólnot wykazywali wyraźnie wyższy poziom depresyjności, w porównaniu do reszty
populacji, a nadto badany „lęk religijny" był znacząco wyższy we wspólnocie
„tradycyjnej" aniżeli „pluralistycznej".
Polski neurotyzm religijny
W Polsce temat nerwic religijnych jest tematem kłopotliwym i nieczęsto
poruszanym. Mam jednak wrażenie, że mocno się kłębiącym pod powierzchnią. Wydaje
mi się więcej niż prawdopodobne, że nerwice religijne są najrzadziej
diagnozowanymi i leczonymi spośród nerwic. Najczęściej bowiem chorzy
interpretują je w kategoriach teologicznych, najczęściej też pewnie idą w pierwszej kolejności z problemem do księdza, a ten jeszcze chętniej będzie się
doszukiwał problemów z grzechem. Nierzadko chorzy latami męczą się, nim trafią
do lekarza.
Wśród próśb o pomoc i poradę kierowanych do Racjonalisty, znaczącą kategorię
stanowią te związane z nerwicami religijnymi, a w zasadzie poreligijnymi, gdyż
do nas zwracają się te osoby dręczone nerwicami, które zdecydowały się odrzucić
wierzenia religijne i odciąć źródło lęku. Nerwica eklezjogenna nie puszcza
łatwo, czasami powoduje rozszczepienie światopoglądowe: osoby, które na poziomie
intelektualnym od lat uważają się za ateistów, nadal na poziomie emocjonalnym
odczuwają lęki religijne („siedzi mi w psychice i kłuje jak cierń… myśli
pojawiają się tak jakby instynktownie"). Często osoby takie zostawione są same
sobie: wierząca rodzina ma pretensje za porzucenie „wiary ojców", ateiści nie
rozumieją, że to zjawisko chorobowe i raczej traktują jako formę
„niedomyślonego" ateizmu, a terapeuci boją się lub nie chcą naruszać „domeny
kościelnej" i odsyłają chorych niewierzących do księży.
Jeszcze trudniej znaleźć pomoc w przypadkach, kiedy ktoś dręczony nerwicami
religijnymi, dopiero podjął postanowienie o uwolnieniu się od religii i szuka
fachowej pomocy. Który psychoterapeuta odważy się prowadzić terapię połączoną z ateizowaniem?
| 6. Boży wojowniku, weź sobie dziewice wroga... |
Polski specjalista od nerwicy eklezjogennej, dr Andrzej Molenda z Krakowa, jest
tyleż psychoterapeutą, co i „dobrym teologiem", czyli osobą, która dostarcza
pacjentowi obraz sympatycznego Boga, by chory mógł znaleźć
„dojrzałą wiarę". Zadziwia mnie psychoterapeuta, który wciela się w rolę
mikroreformatora religijnego i zaczyna opowiadać o „zdrowej" lub „dojrzałej
religijności". Jak mało kiedy zgadzam się tutaj z o. Kłoczowskim: „...psycholog nie powinien zabawiać się w mistrza duchowego". A może obraz srogiego Boga jest bardziej dojrzały, gdyż
wypływający z Biblii i wielowiekowego nauczania? Może jest to bliższe ideałowi
religijnemu, nawet jeśli łamie psychikę części wiernych? A może ci wierni
powinni raczej spróbować uwolnić się od wszelkich obrazów Boga zamiast
przechodzić reformację psychoterapeutyczną? Jestem niemal pewien, że ogromna
większość psychoterapeutów zajmujących się tym tematem, uznałaby sugestię
uwolnienia się od religii jako źródła lęków za ciężkie naruszenie etyki
zawodowej. — Nie możemy ingerować w sprawy światopoglądowe! — zakrzyknęliby. A zaraz potem zabierają się za reformowanie urojenia religijnego, by wierny, tzn.
pacjent wdrukował sobie Boga-kumpla.
Ateizm jako objaw chorobowy
Można by sądzić, że jest to jedynie zwykła odpowiedź na zapotrzebowanie wśród
„klientów", jednak krakowski psychoterapeuta w wywiadzie dla tygodnika
„Przegląd" obok zaburzeń seksualnych i natręctw zdaje się wskazywać ateizm jako
kolejny symptom tej choroby: „Manifestacją nerwicy eklezjogennej może być też
ucieczka od religijności, a nawet wrogość wobec niej i Kościoła. Atakuje się to,
co powoduje poczucie winy".
Dla takich osób jednak, to nie objaw, a terapia! Nie chodzi wszak o to, by
pozbyć się poczucia winy, lecz by odciąć się od źródła urojonego lęku. Wbrew
bowiem niesprawiedliwym ocenom wielu piszących o osobach znerwicowanych przez
religię, źródłem ich lęku nie jest wcale wypaczone odczytanie wiary, lecz
odczytanie jej na serio. Trzeba doprawdy pewnego dystansu, przymknięcia oka, by
nie lękać się monstrualnej kary piekła, w kontekście szczegółowości i często
sprzecznej z naturalnymi potrzebami wymagań „moralnych" dogmatyki kościelnej,
widząc, że mimo starań wciąż nie udaje nam się realizować tej moralistyki.
Traktując to poważnie, musimy się bać, lecz dla większości katolików to nie jest
realny problem i nawet nie próbują przestrzegać całego nauczania kościelnego,
wiedząc, że za miesiąc i rok będą spowiadać się z dokładnie tych samych
grzechów. I nie popsuje im to wieczornego seansu telewizyjnego. Katolicyzm
doprowadził całopalny chrystianizm do postaci wspólnego palenia halucynogenu,
którym się niemal nikt nie zaciąga, lecz wielu się męczy wszechobecnym dymem.
Żywię nadzieję, że psychoterapia zajmująca się psychopatologiami religijnymi,
zdecyduje się w końcu przejść Rubikon własnych ograniczeń i nie będziemy więcej
słuchać od lekarzy umysłów, jak ze
„źle wierzącego" stać się „dobrze wierzącym".
Niektórzy wyróżniają dodatkowo w kontekście próby opuszczenia religii — syndrom
traumy religijnej. Jest to pojęcie odrębne od nerwicy eklezjogennej, gdyż nie
dotyczy neurotyzmu wywołanego nauczaniem kościelnym, lecz oznacza traumę
spowodowaną zmianą środowiska życiowego po odejściu ze wspólnoty religijnej.
Problem ten celnie
podsumował prof. Myers.
1 2 3 4 Dalej..
Footnotes: [ 23 ] G. Klosinski, Ecclesiogenic neuroses and psychoses in adolescence. On
the complicated detachment problems of adolescents from rigorously
moralizing, Christian-religious movements.
Acta Paedopsychiatr. 1990;53(1):71-7. [ 24 ] Hartmut Spring, Helfried Moosbrugger, Christian Zwingmann, Dirk Frank:
Kirchlicher Dogmatismus und
ekklesiogene Neurosen. Ein quasiexperimenteller Beitrag über katholische
Kirchengemeinden zwischen Tradition und Pluralisierung.
Zeitschrift für klinische Psychologie, Psychopathologie und
Psychotherapie, 1993;41(1):31-42. « (Published: 08-10-2012 Last change: 13-10-2012)
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 8417 |
|