The RationalistSkip to content


We have registered
204.317.132 visits
There are 7364 articles   written by 1065 authors. They could occupy 29017 A4 pages

Search in sites:

Advanced search..

The latest sites..
Digests archive....

 How do you like that?
This rocks!
Well done
I don't mind
This sucks
  

Casted 2992 votes.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"
Kubek z rybką Darwina
Friedrich Nietzsche - Antychryst
 Reading room » Publishing novelties

Holandia według Iana Burumy [1]
Author of this text:

Polecam książkę Iana Burumy: „Śmierć w Amsterdamie. Zabójstwo Theo van Gogha i granice tolerancji" — Murder in Amsterdam: The Death of Theo Van Gogh and the Limits of Tolerance (2006), nie tylko jako źródło informacji o problemach z islamistami w Holandii, ale także jako arcyciekawą współczesną panoramę historycznych i społecznych partii i postaw w tym wspaniałym kraju, będącym wzorem dla wszystkich prawdziwych liberałów. Ian Buruma (ur. 1951), syn Holendra i Angielki, urodzony w Hadze, jeden z najbardziej cenionych intelektualistów europejskich, jest sinologiem i japonistą, a pod względem światopoglądowym liberałem, za co cenię go szczególnie, choć wydaje mi się on nieco zbyt miękki wobec problemu multikulturalizmu (rozumianego jako styl polityki). Dał się np. nabrać dziwacznemu fundamentaliście udającemu oświeconego muzułmanina Tariqowi Ramadanowi (projekt euro islam), mimo, iż jak zauważył choćby Walter Laqueur, Ramadan uzyskał zakaz wystawiania sztuki Voltaire’a „Mahomet czyli fanatyzm" w Genewie, mało to oświeceniowe...

Zgadzam się z nim jednak, w tym, że liberalne społeczeństwa zachodnie mają dużą zdolność absorbowania nawet nieliberalnych praktyk kulturowych. Podobnie zresztą myślał jeden z hiszpańskich naukowców, który stroskanym katolom (w tym Terlikowskiemu) wieszczył klęskę islamu w starciu z hiszpańskim materialistycznym społeczeństwem (zon. „Bitwa o Madryt").

Wracając jednak do książki Burumy. Zabójca Theo van Gogha, Mohammed Bouyeri, sfrustrowany młodzian holenderski pochodzenia marokańskiego, zamierzał zabić także somalijską apostatkę Ayaan Hirsi Ali, burmistrza Amsterdamu Joba Cohena (człowieka świeckiego starającego się dogadać z muzułmanami), oraz polityka Geerta Wildersa (Bouyeri błędnie uważał go za geja), potem zaś chciał dać się zabić policji jako męczennik. Jednak postrzelono go i aresztowano (s. 11). Co ciekawe ofiary wcale nie należały do jakiegoś jednego paktu, wbrew rojeniom Bouyeriego. Choćby Cohen uważany był przez van Gogha za kolaboranta zdradzającego ideały holenderskie i europejskie, by przypodobać się muzułmanom. Morderca nawoływał także do zniszczenia takich ludzi jak inny polityk żydowskiego pochodzenia Jozua van Aartsen, lider prawicowej partii VVD, przekonany o walce dwóch cywilizacji; zachodniej i islamskiej. Van Aartesen uważa generalnie, że muzułmanie chcą zniszczyć holenderskie społeczeństwo (prezentował tą opinią na łamach „NRC Handelsblad"). Nie jest to bynajmniej pogląd odosobniony. Podobnie uważał inny polityk VVD, minister finansów Gerrit Zalm, przyjaciel van Gogha, a także Matt Herben, lider założonej przez Pima Fortuyna populistyczne LPF, który mówił o zastraszaniu rodowitych Holendrów przez islamistów — swoistą V kolumnę w ramach społeczeństwa (s. 12). 

Kiedy zginął van Gogh, zniszczono kilka meczetów i kościołów, lecz opowieści eksponowane w TV o płonącym kraju były przesadzone. Szkołę muzułmańską w Uden chciało podpalić - jak się okazało kilku nastolatków spragnionych przygód, a nie jakiś gang „krzyżowców". Symbolem klęski multikulturalizmu w Holandii było niepodanie ręki minister ds. integracji Ricie Verdonk przez ortodoksyjnego imama. Verdonk zaskoczona wybełkotała wtedy: „przecież wszyscy jesteśmy równi". Religia nie lubi równości... 

Van Gogh był barwną postacią holenderskiej elity, elity kraju, określanego często jako „flegmatyczny" (przed tą flegmatycznością Buruma uciekł w 1975 roku do UK). Van Gogh, lub po prostu „Theo", nie cackał się muzułmanami, przezywając ich „kozjebcami", dlatego jego zabójstwo w listopadzie 2004 roku wywołało niezwykłe dla zadowolonego (satisfait) społeczeństwa holenderskiego komentarze — Buruma cytuje Heinego, który kpił, że w dniu końca świata pojedzie do Holandii, gdzie wszystko dociera 50 lat później (s. 17). 

Co zrobił van Gogh, wszyscy wiedzą, razem z Ayaan Hirsi Ali, nakręcił film „Posłuszeństwo" w którym przedstawił praktykę przymusowego obrzezania kobiet w społeczeństwach islamskich oraz prześladowania ich w inny sposób. Przedstawia w nim historię trzech kobiet, z których jedna jest skazana na chłostę za romans, kolejna maltretowana jest przez męża poślubionego z woli rodziny, a trzecia ma być ukarana za urodzenie nieślubnego dziecka, którego ojcem jest jej krewny — gwałcący ją brat ojca. Po ukazaniu się filmu zarówno van Gogh, jak i Ayaan Hirsi Ali, spotkali się z groźbami śmierci, prawdopodobnie ze strony fundamentalistów muzułmańskich. Reżyser zbagatelizował je. Warto wiedzieć też, że był on także autorem książek takich jak: Sla ik mijn vrouw wel hard genoeg? (1996) — "Czy biję moją żonę wystarczająco mocno" i Allah weet het beter (2003) — „Allach wie najlepiej".

Buruma gani serię wzajemnych oskarżeń po śmierci Theo. Jego współpracowników zaczęto nazywać handlarzami strachu, Hirsi Ali zarzucano antagonizowanie muzułmanów, a Cohenowi brak współpracy z antyterrorystami. Buruma te oskarżenia wywodzi z holenderskiej cechy narodowej — stanu verongelijktheid, poczucia, że zostaliśmy skrzywdzeni, gdy coś pójdzie nie tak i zachwieje holenderską wiarę w wyższość ich indywidualistycznego, tolerancyjnego sposobu widzenia świata, jak to widać, kiedy przyciężcy Niemcy, uparci Włosi czy krnąbrni Anglicy pokonają fantazyjnie grającą drużynę futbolową Holandii (s. 21). Problemy z islamem są czasem odbierane jako koniec pewnego fajnego świata swingującego liberalnego, wolnomyślicielsko-anarchizujacego. obdarzonego kabaretowym poczuciem humoru Amsterdamu, co pcha np. pisarzy takich jak Max Pam czy Harry Mulisch do snucia planów wyjazdowych. Buruma trochę sobie z nich pokpiwa, choć przynajmniej moim zdaniem ich plany wyjazdowe są lepiej uzasadnione niż jego plany z 1975 roku, przecież to fakt, że tęsknimy my liberałowie za epoką Monty Pythona (nieco idealizowanej co prawda, w końcu Dave Allen musiał wynieść się z kołtuńskiej Irlandii) , który ledwo już dostrzegamy za parawanem poprawności politycznej, islamu i kreacjonizmu...

Holandia tradycyjnie była tolerancyjną na tle innych państw, mekką Żydów uciekających przed iberyjskimi inkwizytorami (Amsterdam zwali oni „Mokum" — czyli po prostu „miasto"), hugenotów, filozofów i innych prześladowanych. Potem Żydów wymordowali naziści (dopiero w latach 60. Zaczęto o tym otwarcie mówić), ale przyjechali gastarbeiterzy, a od 1972 roku Surinamczycy. Wielu z nich nawet dziś jest bezrobotnych, ale większość radzi sobie dobrze, tak samo jak dobrze mówi po holendersku i dryfuje w stronę klasy średniej. Nie najgorzej radzą sobie też Turcy (ci którzy nie tworzą gangów), często będący zdolnymi sklepikarzami i restauratorami. Natomiast problem największy mają władze z przybyszami z Maroka (gł. Berberowie), często nieokrzesanymi wieśniakami mieszkającymi w „miastach talerzy", tj. rzędach domów, którym łączność satelitarna zapewnia stały dostęp do ich dawnej kultury (s. 26). 

W 1992 roku izraelski samolot rozbił się w biednej dzielnicy Amsterdamu, której domy były tak przepełnione, że nie sposób było doliczyć się trupów nielegalnych imigrantów. Niektórzy z tych imigrantów bezpardonowo atakują opresyjną kulturę z której się wywodzą. Czyni tak nie tylko Hirsi Ali, ale i np. Irańczyk Afshin Ellian, krytyk reżymu szacha, który stał się potem krytykiem multikulturalnej lewicy. Dla Elliana sprawa jest prosta z jednej strony stoją zdobycze oświecenia, z drugiej atakujący je islam i lewicowi nihiliści, zaślepieni antyamerykanizmem. Ellian żałuje że islam nie miał swego Voltaire’a Nietzschego i uważa siebie, Hirsi Ali i Rushdiego za osoby mogące nimi być. Holendrów w ich masie postrzega jako mięczaków, kolaborujących z islamem jak ongiś z III Rzeszą (s. 31). Zżyma się Ellian gdy nazywają go oświeceniowym fundamentalistą, i słusznie wszak to oksymoron. Przed 11 września 2001 roku jego głos był dość odosobniony, potem jednak coraz częściej mówiono o starciu oświecenia z islamem. Konserwatyści tacy jak Frits Bolkestein bronić zaczęli zachodnich wartości Spinozy i Voltaire’a. Bolkestein już wcześniej krytykował za mały odsiew przybywających do kraju imigrantów, i pomysł by przyjąć Turcję do UE. Prawica zaczęła (z braku dostatecznej siły chrześcijaństwa) bronić oświecenia, jako wartości jednocześnie uniwersalnych i „naszych" — europejskich, podczas gdy lewica jak zwykle poparła islam w imię multikulturalizmu, w ten sposób nowoczesna holenderska scena polityczna spycha religiantyzm na lewo. Grupki lewicowców, rozczarowanych multikulturalizmem dołączyły do prawicy (s. 35). 

Niestety osądzając konflikt z imperialnych salonów UK, Buruma sili się na obiektywizm za wszelką cenę pisząc, że religia sama w sobie nie jest prawdziwym przeciwnikiem oświecenia. Choć dostrzega, że rewolty lat 60. zawierały w sobie pewne aspekty irracjonalne, pisze że tolerancja często oznaczała zwykłą obojętność (zapomina, że obojętność to inna nazwa tolerancji „negatywnej", tj. nie idealistycznej lecz praktycznej — „barokowej", moim zdaniem obojętność na kolor skóry na przykład jest społeczną zaletą). Olivier Roy, francuski uczony cytowany przez Burumę, uważa ten podział sceny politycznej przyszłości między konserwatystów i liberałów z jednej strony, a multikulturalistów i islamistów z drugiej za trwały, ponieważ islam będzie wkrótce najważniejszą europejską religią. Holandia jest poligonem doświadczalnym tych przemian, jednocześnie jest to kraj, który wpisał tolerancję i inne ideały oświecenia na listę cnót narodowych (s. 40).

Bardzo ciekawie pisze Buruma o regentach, czyli patrycjuszach, którzy dominowali w życiu politycznym i społecznym Holandii i Zelandii XVII i XVIII wieku. Jako historyk czuję się tu zobligowany przypomnieć kim oni byli.

Mieszkańcy Republiki Zjednoczonych Prowincji epoki wczesnonowożytnej uważali się za ludzi wolnych mieszkających w wolnym państwie, jednak władza w nich była faktycznie zmonopolizowana przed tzw. „regentów" — regenten. Byli to członkowie potężnych, wzbogaconych na handlu, bądź produkcji (traffieken — manufaktury) rodów. Regenci zmonopolizowali już w XVII wieku władzę w organach poszczególnych miast, jako burmistrzowie, ławnicy, syndycy itd. Tak pisał o nich w 1740 roku pewien Anglik od dawna zamieszkały w Republice:

"...Rządy mają arystokratyczne, przeto nie należy rozumieć owej tak bardzo zachwalanej wolności Niderlandczyków w znaczeniu powszechnym i absolutnym, lecz cum grano salis. Burmistrzowie i senat stanowią władzę; jeśli wskutek czyjejś śmierci otworzy się wakans, burmistrz poczytałby sobie za wielką obrazę, gdyby jakiś rozdrażniony mieszczanin ośmielił się szemrać przeciwko osadzeniu na tym stanowisku jednego z synów lub krewniaków onegoż burmistrza [ 1 ]…".


1 2 3 4 Dalej..
 See comments (1)..   


 Footnotes:
[ 1 ] C.R. Boxer, Morskie imperium Holandii 1600-1800, s. 54.

« Publishing novelties   (Published: 11-01-2013 )

 Send text to e-mail address..   
Print-out version..    PDF    MS Word

Piotr Napierała
Urodzony w 1982r. w Poznaniu - historyk; zajmuje się myślą polityczną oświecenia i jego przeciwników i dyplomacją Francji i Anglii XVIII wieku, a także kwestiami związanymi z ustrojem państw (Niemcy, Szwecja, W. Brytania, Francja) w tej epoce.
 Private site

 Number of texts in service: 74  Show other texts of this author
 Newest author's article: Bernard-Henri Lévy American Vertigo
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.
page 8636 
   Want more? Sign up for free!
[ Cooperation ] [ Advertise ] [ Map of the site ] [ F.A.Q. ] [ Store ] [ Sign up ] [ Contact ]
The Rationalist © Copyright 2000-2018 (English section of Polish Racjonalista.pl)
The Polish Association of Rationalists (PSR)