|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Neutrum »
Czy Polska jest państwem neutralnym światopoglądowo? [3] Author of this text: Czesław Janik
Obóz katolicki nigdy nie porzucił
zamysłu symbiozy władzy kościelnej i władzy świeckiej. I wie, dlaczego to
robi. Zdaje sobie bowiem sprawę z faktu, że Polacy jako zbiorowość, posiadają
rodzaj wspólnego narodowego sumienia, głęboko tradycjonalnego, atawistycznego w swojej naturze. Nacechowane jest ono przekonaniem, że chwała Polaków zawsze
miała swoje źródła w kościele, który — co by nie mówić — jest
antytezą kultury humanistycznej. Rodzi się pytanie: czy Rzeczpospolita będzie w stanie ochronić swą suwerenność, jeśli w dalszym ciągu odchodzić będzie
od demokratycznych, liberalnych i pluralistycznych standardów postępowania?
Oraz: czy jeśli Polska stanie się państwem klerykalnym, będzie w stanie
zachować więzi obywatelskie? Dziwi mnie m.in., że gdy strona
katolicka, prawicowa atakowała z trudem stabilizujący się układ polityczny,
„socjaliści" przyczyniali się do wzmocnienia jej szeregów, nadając świeckie
upełnomocnienia ich różnym poczynaniom. Oportunistyczna równowaga sił
politycznych (i świętego spokoju ze strony Konferencji Episkopatu Polski)
zyskiwała w kierownictwie lewicy pierwszeństwo w stosunku do wartości
humanistycznych. W ten sposób dokonywała się realizacja założeń „gołębi" z Episkopatu, otwierająca drogę żądaniom „jastrzębi" — wojujących
grup religijnych fundamentalistów. A ludzie lewicy odchodzili w obszary
emigracji wewnętrznej.
Weźmy np. pod uwagę działalność
polskich sądów. Jak postępuje sędzia-katolik w niekatolickim sądzie
Rzeczpospolitej? W którym punkcie sędzia-katolik może odejść od zasad świeckiego
prawa [i czy w ogóle może odejść], sprzecznego z katolicko-religijnymi
koncepcjami prawnymi? W jakim momencie ów sędzia może powiedzieć: dosyć! Od
tego punktu nie będę się zgadzał! Będę sądził mój lud zgodnie z prawem
bożym, z prawem kościelnym! Czy należy uznać, że prawo Rzeczypospolitej
obowiązuje w całej rozciągłości, czy też ten sędzia może w pewnych
sferach dać pierwszeństwo prawu kanonicznemu i zakwestionować w ten sposób
autorytet suwerena? Czy sędzia-katolik ma być posłuszny władzy prawa państwowego
czy też nakazom Episkopatu i prawu kościelnemu? Wiedzą państwo, jak różnią
się wyroki w podobnych sprawach, dotyczących księży i świeckich obywateli,
sprawy dotyczące odmowy wykonania aborcji itd.
Sędziowie-katolicy zasiadają w trybunałach, sądach Rzeczpospolitej. I myślę, że powinni sądzić polskich
obywateli według praw stanowionych przez świecki, wybrany w głosowaniu
parlament. I druga strona medalu. Episkopat stanowczo głosi, że wierzący
Polak-katolik nie powinien poddawać się prawu stanowionemu przez innych Polaków — parlamentarzystów, które nie wypływa ze źródeł nauk głoszonych przez
kościół, i niekiedy jest sprzeczne z podejściem kościelnym w istotnych dla
kościoła kwestiach. Jest wiele przykładów, znanych przykładów, że wspomnę
tylko o równych prawach dla kobiet, o dylemacie rozwód czy separacja itd.
Rozważania te prowadzą do tezy, że sędzia-katolik, lekarz-katolik,
nauczyciel-katolik nie uznaje w rzeczywistości pełnej suwerenności świeckiego
ciała ustawodawczego RP. A ekstremiści katoliccy [panowie Rydzyk, Życiński i inni] nie mają w tej materii żadnych wątpliwości. Po prostu nie uznają
prawa Rzeczypospolitej, które jest w sprzeczności z ich poglądami. Uznają
prawo wewnętrzne RP za obowiązujące tylko wówczas, gdy ustanawia je prawica
pod dyktando kościoła, nigdy zaś gdy czyni to lewica, bo ona w zasadzie jest
heretycka. Państwo wiedzą z pewnością, że ludzie kościoła mogą nie
uznawać praw Rzeczypospolitej, bo w roku 1991 usunięto z ustawy o stosunku państwa
do kościoła katolickiego artykuł, który nakazywał kościołowi
przestrzeganie polskiego prawa.
Tak, jak w przypadku religii w szkole, widzimy klerykalno-religijne wpływy w kwestiach uważanych za bezwzględnie
świeckie i teoretycznie pozostające pod świecką jurysdykcją. Obawiam się,
że istotnym celem katolickiej hierarchii jest w tej chwili niedopuszczenie jak
długo się da, do stanowienia standardów rządów w stylu zachodnim. Jestem
przekonany, że dla zagwarantowania rządów liberalno-demokratycznych rzeczą
istotną jest oddzielenie religii od państwa. Mam jednak wątpliwości, czy
istnieje możliwość uczynienia tego ze względu na polskie podejście
religijne, utrwalone przez polską historię, dla której Polacy i religia
katolicka są nierozłączną całością.
A tak niewiele potrzeba, by ten
stan zmienić. Prawda? Potrzeba trochę cywilnej odwagi. Potrzeba odpowiedzi na
pytanie: jesteśmy z panią prof. Szyszkowską, z panią K. Sienkiewicz, czy też z panami: posłem Szwedem i prof. Benderem?
Sumując, sytuację można
skomentować tak: Rzeczpospolita jest państwem świeckim, starającym się grać
rolę państwa wyznaniowego.
Kościół katolicki nie jest już w Polsce tylko nurtem wyznaniowym. Jest stojącą na mocnych podstawach
klerykalną hierarchią duchownych oraz świecką infrastrukturą polityczną i administracyjną, która ma możliwość bardzo silnego oddziaływania na
najbardziej istotne i najbardziej drażliwe kwestie polityczne.
To, o czym mówiłem, sygnalizuje
tylko złożoność zagadnienia, zaś wymienione przykłady są jedynie
niewielkim ułamkiem zjawisk, na których omówienie z pewnością nie starczyłoby
czasu, który państwo przewidzieli na całą konferencję. Pokazują one jednak
ambiwalencję przenikającą rządy prawa w Polsce. Pokazują, w jaki sposób
ustrój demokratyczny skapitulował i wyrzekł się rządów prawa w najbardziej
istotnych sferach życia. Mam nadzieję, że jeszcze nie do końca się to stało.
Bez dokonania rozdziału — na co
skądinąd dzisiaj nie widzę żadnych szans — całemu społeczeństwu
narzucane będzie prawo kościelne. I stanowione prawo interpretowane będzie na
sposób religijny. Proces ten znajduje się obecnie w swym punkcie
kulminacyjnym. Nie ma już tu miejsca na żaden kompromis. Lewica głośno musi
powiedzieć kościołowi: non possumus!
Muszą państwo sobie uświadomić,
że jeśli pozwoli się obrotowi spraw w Polsce zachować dzisiejszy kierunek
rozwoju, ukształtuje się u nas środowisko totalnie niepluralistyczne [na UW — przykład prof. M. Szyszkowskiej i dr P. Boreckiego oraz prodziekana-księdza
na WPIA]. Nie będzie to rezultatem jakiegoś apriorycznego, niedającego się
powstrzymać procesu, a tylko efektem społecznej obojętności, która zawsze
istniała i występuje nadal, pogłębia się nawet, jako stały czynnik i z
przyzwolenia tzw. elit. Nieszczęśliwym trafem ci, którzy mogliby pomóc
zmienić stan rzeczy, zamiast zrozumienia procesów erozji, jakie zagrażają
przyszłości niestabilnego [mającego już 15 lat] systemu konstytucyjnego,
okazują kompletny brak aktywności i satysfakcjonują się „pragmatycznymi
rozwiązaniami" prowadzącymi donikąd. Jeżeli klerykalny izolacjonizm i ksenofobia, ukryta i jawna dyskryminacja będą rozwijały się nadal,
rezultatem będzie państwo pozbawione struktury demokratycznej, co potwierdza
potraktowanie inicjatywy pani senator K. Sienkiewicz w Sejmie. Wielokrotnie
czytaliśmy ostatnio w prasie, że Episkopat życzy sobie przedstawiania projektów
ustaw do opiniowania. Tworzy się zatem norma sankcjonowania prawa świeckiego
przez autorytet religijny. Powstaje pytanie: jak długo w takiej sytuacji
obywatel będzie szanował prawa świeckiego prawodawcy i jak długo będzie
szanował samego siebie jako członka „demokratycznej wspólnoty".
Przyznanie w Polsce nie tylko na
papierze, ale rzeczywiście równych praw wszystkim nurtom wiary (nie sektom!)
jest nie tylko moralnym zobowiązaniem ukształtowanego u nas społeczeństwa,
prawa, ale jest ono także jedynym sposobem zapobieżenia dyktatowi któregoś z tych nurtów [art. 25 ust. 5].
Humanistyczny system wartości,
oparty o zasadę równości wszystkich istot ludzkich i konstytutywnie
policentryczną strukturę systemu suwerenności narodu był i jest negowany
przez katolicyzm. Dlatego też nie można do niego dojść pod panowaniem kleru.
Dyskusja na ten temat jest pojedynkiem między dwiema siłami. Podział narodu
jest faktem i podział ten, wydaje się, jeszcze się nawet zaostrzy. Rzuca on
cień na najbardziej nawet uświęcone aspekty narodowej egzystencji:
wychowanie, rodzinę, tradycję kulturę. I ten kulturowy konflikt wciąż się
rozszerza. A koalicyjne manewry lewicy i wspaniałomyślność władzy
praktycznie przyczyniły się do wzmocnienia siły obozu konserwatywnego,
katolickiego. Trochę może tłumaczyć lewicę fakt, że w 1989 r.
establishment lewicowy przeżył wstrząs.
Ludzie lewicy nie ukrywają
zaskoczenia. Lecz nie jest wyjściem mówienie, z rzeczywistą czy sztuczną
naiwnością, że dwa czy też pięć lat temu „sytuacja była bardzo
dobra", a atak ze strony kręgów katolickich zdarzył się „nagle". Czyny
mówią więcej niż słowa, zaś akcje prawicy nie rozpoczęły się
dzisiejszego ranka. Atak katolicyzmu nie był niespodzianką; mamy tu raczej do
czynienia ze ślepym poddaniem się lewicy procesowi powolnego, lecz
bezlitosnego podboju. Kościół nie wysilał się nawet do maskowania swoich
celów. Za to obóz świecki ujawniał słabość i bezradność, wybierając
taktykę chowania głowy w piasek [najlepszym przykładem jest pani poseł
Sierakowska — dawniej „jastrząb" lewicy, dzisiaj nie odważyła się
przyjść na głosowanie w sprawie ubezpieczeń księży!]
Społeczność katolicka pod
ekstremistycznie nastawionym przywództwem biskupów i przedstawicieli
delegowanych do władz państwowych, przeszła od kumulowania sił do posługiwania
się nimi [ostatnio zapowiedziano katolicką mszę w telewizji publicznej i twierdzi się nadal, że niemożliwe jest wygospodarowanie czasu antenowego na
audycję organizacji humanistycznych [ 1 ]. A pani Danuta Waniek ma się dobrze w towarzystwie człowieka Opus Dei, Jarosława Selina]. Nie trzeba wiedzy
politycznej, by dojść do takiego wniosku. Kościół urósł w siłę na
naszych oczach i dzięki naszej własnej pomocy. Kto ważył się mówić: non
possumus!? Nieliczni i bez wpływu na władzę. Zaakceptowano konkordat. Swoją
drogą ciekawi mnie, kto z kierownictwa Sojuszu nie puścił wniosku w sprawie
konkordatu do TK, pod którym widniały podpisy 125 parlamentarzystów [nie
tylko SLD].
Jeszcze tylko dwie uwagi w związku z konkordatem. W Konstytucji i konkordacie zapisano zasadę „niezależności",
której wykładnia — dokonana przez Kościół katolicki — brzmi następująco: "Niezależność
(...) oznacza taki stopień autonomii danego bytu w stosunku do innego, który
wyklucza ingerencje każdego z nich w wewnętrzne sprawy drugiego" (W. Góralski,
A. Pieńdyk, „Zasada niezależności i autonomii Państwa i Kościoła w konkordacie polskim z 1993 roku", Wyd. UKSW, Warszawa 2000, s. 12).
1 2 3 4 Dalej..
Footnotes: [ 1 ] Według moich informacji otrzymanych z wiarygodnych źródeł taka audycja ma wkrótce ruszyć w telewizji publicznej -
przyp. Agnosiewicz. « (Published: 21-09-2004 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 3635 |
|