|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Outlook on life » »
Bogu nic nie jesteśmy winni [3] Author of this text: Lucjan Ferus
Zatem ta jego „odkupicielska ofiara" na krzyżu miała zapewnić mu — tak jak wcześniej grzech pierworodny — możliwość zaistnienia pośród
rodzaju ludzkiego, jako Bóg Odkupiciel i Zbawiciel człowieka. Z czym zresztą
nasza religia wcale się nie kryje, przedstawiając to w orędziu wielkanocnym,
stanowiącym od wieków liturgiczną modlitwę Kościoła kat.;
„O, zaiste konieczny był grzech Adama, który został zgładzony śmiercią
Chrystusa! O szczęśliwa wina, skoro ją zgładził tak wielki Odkupiciel!".
Rozumiecie co to oznacza?!: konieczny
był grzech Adama aby zaistniał
Odkupiciel tego grzechu u ludzi! A, że został nim akurat Syn Boga, który to
wszystko wymyślił i wprowadził w życie, nie dziwi wcale. Pewien znakomity
biblista i historyk starożytności tak objaśnia ten teologiczny fenomen: „Otóż
jeszcze "przed założeniem świata", Syn Boży zawarł z Ojcem wieczne
przymierze, na mocy którego zgodził się umrzeć za ludzkość, gdyby zaszła
taka potrzeba".
Cóż to znaczy „potrzeba" w kontekście Boga o cechach, które wcześniej
wymieniałem wielokrotnie? Jedyną jego „potrzebą" jest jego własna wola i nic więcej. Nie może być żadnej
zewnętrznej potrzeby, która by przymuszała Stwórcę do podjęcia jakiejś
decyzji lub działania. Absolutnie żadnej!
No i to: "Syn Boży zgodził się
umrzeć za ludzkość". Jakby to było jedyne możliwe rozwiązanie bożego
problemu, związanego z jego przyszłym stworzeniem. Jak to rozumieć? Bóg
powiedział doń: "Synu mój, gdyby mi się nie udało moje przyszłe dzieło,
albo coś w nim nie wyszło tak jak zamierzałem, zgodzisz się wziąć na
siebie jego naprawę? Najlepiej przez
oddanie swego życia w męczarniach, w ciele jednego z przyszłych stworzeń, bo
tak to widzę!". A Syn Boży na to: „Nie ma sprawy drogi Ojcze! Twoja wola
tu się liczy, nie moja. Jeśli zajdzie taka potrzeba, bardzo chętnie!".
No i co powiecie na to?! Tak się złożyło dziwnym trafem, iż taka
potrzeba właśnie zaszła /nic to, że naprawić ją Bóg zdecydował się
dopiero po czterech tysiącleciach/, mimo nieskończenie małej — praktycznie
zerowej — możliwości zajścia. Gdyż Bóg ma — jak już wspomniałem wcześniej — nieskończone możliwości i wie wszystko o swym dziele nieskończenie wcześniej,
niż cokolwiek w nim zaistnieje. Jest jednocześnie obecny na jego początku, w każdej jego chwili, jak i na jego końcu. Choćby nie wiem jak odległe były
te punkty w czasie, on obejmuje je swoją świadomością.
Więc żadne jego stworzenie nie może go czymkolwiek zaskoczyć, ani
uczynić czegokolwiek wbrew jego woli i wiedzy,… chyba, że będzie to zgodne z wolą Boga. I to jest tylko ta jedna, jedyna możliwość w relacjach między
Bogiem Absolutem a jego stworzeniem. Wniosek więc nasuwa się oczywisty i niektórzy
mądrzy ludzie już dawno na to wpadli:
„Świat jest taki, jakim go Bóg zamierzył. Jeśli by chciał, aby był
lepszy, byłby lepszy. Jeśli istnieje grzech, widać, że Bóg tak chce,
napisano bowiem, że wszystko czego chce może zrobić. Jeśli zaś nie chce, a grzech mimo to istnieje, należy go nazwać albo nieprzewidywalnym, albo
bezsilnym, albo okrutnym; skoro czy to nie był świadom swej woli, czy nie mógł
jej wykonać, czy też jej poniechał". /Cezare Vanini nazywany orłem ateistów/.
Rozumiecie teraz na czym polega zakłamanie
tego teologicznego problemu? /biorąc pod uwagę jego konsekwencje: wielkie
zakłamanie/; Otóż Bóg z racji swych nieskończonych możliwości /ogrom
wszechświata — jego dzieła — przekonywał by, że ma takowe/, mógł
stworzyć istoty tak doskonałe, aby w każdych
możliwych okolicznościach wypełniały jego wolę /jeśli już mu tak bardzo
na tym zależało/. Aby nie dostąpiły upadku i związanego z nim grzechu
pierworodnego. Takie, aby nie trzeba było je zbawiać w jakikolwiek sposób i z kogokolwiek udziałem, nawet najbardziej znamienitym. Mógł,
ale tego nie uczynił.
Zamiast tego stworzył istoty pragnące wolności,
samostanowienia o swym losie, chcące w dosłowny sposób realizować swoją
wolną wolę, która dostali od swego Stwórcy. Kiedy więc Bóg poddał ich tej
dziwnej próbie w raju, wybrali to co było im bliższe, to co już mieli głęboko
wpisane w swoje natury przez Stwórcę; sami chcieli wiedzieć czym jest dobro i zło i samemu o tym decydować, nie opierając się na zewnętrznym autorytecie.
Czy to znaczy, że Bóg się pomylił w swych założeniach odnośnie ludzi? Nie
przewidział, że tak się zachowają? Nie wiedział,
że będą kuszeni przez jego własne stworzenie /które sam obdarzył mową i uczynił przebieglejsze od innych/, i że ulegną jego pokusom? Nie przypuszczał,
iż okażą się aż tak niedoskonali?
Naprawdę nie wiedział tego wszystkiego?! Tak myślicie?
O nie, moi drodzy! Nie w przypadku Boga wszechwiedzącego! On wiedział o tym wszystkim doskonale. Musiał to
wiedzieć nieskończenie wcześniej, już chociażby dlatego, iż to on sam jest
autorem tych wydarzeń. Jedynym autorem tego co istnieje i tego co się dzieje w naszej rzeczywistości, o której wie wszystko i to nieskończenie wcześniej. Jak chociażby planu opatrznościowego względem
nas — jego stworzeń. Opierając się na tym, co mówi o sobie sama religia
/choć nie jest to zbytnio eksponowane/, musiało być tak:
Zanim Bóg zabrał się do stwarzania świata, umówił się ze swoim
Synem, iż podzielą się rolami w tym jego dziele. Rolą Syna będzie naprawa
zakłóconego ładu w dziele jego Ojca, przywrócenie właściwego porządku i początkowej doskonałości. Rolą Ojca — stworzenie takich warunków, by jego
Syn miał co naprawiać.
Aby tak się stało, ów doskonały ład w dziele bożym musiał zostać
zakłócony w taki sposób, by nie wyglądało to na celowe i z góry
zaplanowane działanie boże. Najlepiej więc winą i odpowiedzialnością za zaistniały stan rzeczy /zło w dziele bożym/ obarczyć samo stworzenie /w tym przypadku dwa stworzenia:
„zbuntowanego" anioła i „nieposłusznego" człowieka/, które i tak
jest na tyle prymitywne, iż nie pojmie istoty sprawy, a jeśli nawet zacznie coś
pojmować, to i tak w to nie uwierzy.
I stało się wszystko dokładnie tak jak Bóg zaplanował wcześniej /to
ta idea, o której pisał św. Tomasz, że winna tkwić od całej wieczności w umyśle bożym i której Bóg podporządkował całe swoje dzieło/. Dzięki
temu prostemu zabiegowi chwała boża może
jaśnieć pełnym blaskiem /przypomnę, iż uzewnętrznia się ona głównie w miłosierdziu bożym; poprzez przebaczanie ludziom ich win i grzechów, których
by nie mieli, gdyby Bóg im nie nakazał rozmnażać się z grzeszną naturą/.
Zaś grzeszna ludzkość posłużyła Bogu jako przykład i pretekst do
ujawnienia z kolei /i wyeksponowania/ jego pięknej cechy — miłosierdzia, które
by się nie ujawniło, gdyby ludzie byli z natury doskonali. A Syn Boży miał okazję, aby zaistnieć jako Bóg
Odkupiciel i Zbawiciel człowieka od grzechu pierworodnego. W przyszłości zaś
jako sędzia grzesznej ludzkości, oddzielających dobrych od złych i karzący
tych ostatnich:
„… a on oddzieli jednych /ludzie/ od drugich /.../ "Idźcie precz
ode mnie, przeklęci w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom!"
/.../ i pójdą ci na mękę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego"
/Mat.25,32,41,46/. No i dobrze nam tak!
Taka religijna prawda wyłania się nam, po uwzględnieniu konsekwencji
wynikających z bożych atrybutów i wyciągnięcia z nich logicznych wniosków.
Zamiast niej przedstawiono wam kłamstwo,
by ukryć za nim tamtą prawdę; przedstawiono wam Boga, który zaczął stwarzać
słowem, a skończył na ręcznym lepieniu człowieka z gliny. Który
zapragnął osobiście uczestniczyć w swoim dziele. Boga, który nie mógł znieść myśli, iż jego własne
stworzenie może chcieć zrealizować naprawdę
wolną wolę, którą ponoć od niego dostało. Który obraził
się na nie za to tak bardzo, iż nie był w stanie nie zemścić się za
wyrządzoną sobie zniewagę.
Ukarał je więc srogo, choć potem /karząc je powtórnie, tym razem
potopem/ żałował, iż w ogóle je
stworzył. Boga, który inne prawa
wszczepił w natury ludzi, a zupełnie inne nakazał im /pisemnie/ przestrzegać,
jeśli nie chcą narazić się na jego gniew. Który nakazuje swym stworzeniom wierzyć w siebie pod groźbą wieczystej kary potępienia. Boga, który po paru tysiącleciach
nieudanych prób naprawienia człowieka /nie zmieniając mu jednak grzesznej
natury/, doszedł do przekonania, iż jednak kocha to swoje ułomne stworzenie i musi coś uczynić dla jego wybawienia z tej pożałowania godnej sytuacji.
Złożył więc sobie ofiarę ze swego Syna, by przebłagać /przekupić/
nią siebie, za swoje nieudane stworzenia — ludzi. Poza tym wszystko zostało
po staremu; ludzie pozostali nadal pod działanie przekleństwa grzechu
pierworodnego i zło panuje nad nimi jak panowało dotąd. Mają być rozliczani z tego na Sądzie Ostatecznym.
Wmawiano wam od dziecka /waszym przodkom i przodkom waszych przodków także/,
iż to człowiek ponosi winę za
wszelkie możliwe zło tego świata — nie jego Stwórca. Że za wasze grzechy
umarł w mękach na krzyżu jego Syn, abyście wy mogli być zbawieni.
Że Bóg składając sobie z niego
ofiarę, by się nią przebłagać za swoje grzeszne stworzenie, dowiódł tym
swojej wielkiej miłości i miłosierdzia do człowieka. Tak was uczono, prawda?
Nic bardziej fałszywego i zakłamanego nie można było wymyślić,...
jeśli wziąć pod uwagę i uznać za prawdę, konsekwencje wynikające z bożych
atrybutów. A nie brać ich pod uwagę nie można, gdyż oznaczało by to
odbieranie Bogu całej boskości, sprowadzanie go do roli pośledniego demiurga,
plemiennego bóstwa. Jednym słowem: obrażałoby go to i uwłaczało jego
wielkości.
Jakie więc wnioski wypływają z powyższego podsumowania?; skoro wszystko
poszło po myśli Boga w jego dziele /inaczej nie mogło pójść!/, którego
grzeszna ludzkość jest nieodzownym i pierwszoplanowym elementem przysparzającym
Bogu i jego Synowi chwały — my,
jego marne stworzenia, wypełniające jedynie jego wolę, nic mu nie jesteśmy winni. A już na pewno nie musimy czuć się winni i odpowiedzialni za istniejące zło w jego dziele /za tę „marność nad marnościami" jak to Bóg określa w swoim Słowie/.
Skoro — jak widać z orzeczeń Soboru — jesteśmy sobie jednakowo
potrzebni, Bóg nie zrobił nam łaski stwarzając nas ułomnymi, za co winniśmy mu wdzięczność,
jak tego chcą religie. Natomiast nasza wdzięczność należałaby mu się
wtedy, gdyby chwała boża przejawiała się /jak teraz/ w miłosierdziu bożym
przez przebaczanie swym stworzeniom win i grzechów /choć zaiste, dziwna to
chwała jak na wszechmocnego i absolutnie doskonałego Stwórcę/, jednakże Bóg
uznałby takie zachowanie ze swej strony za niegodne Boga-Absolutu i uczynił
nas doskonałych i wolnych /także od
siebie/, nawet kosztem uszczerbku swojej chwały.
1 2 3 4 5 Dalej..
« (Published: 05-06-2005 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 4173 |
|