The RationalistSkip to content


We have registered
204.380.838 visits
There are 7364 articles   written by 1065 authors. They could occupy 29017 A4 pages

Search in sites:

Advanced search..

The latest sites..
Digests archive....

 How do you like that?
This rocks!
Well done
I don't mind
This sucks
  

Casted 2992 votes.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"
 Outlook on life » »

Bogu nic nie jesteśmy winni [3]
Author of this text:

Zatem ta jego „odkupicielska ofiara" na krzyżu miała zapewnić mu — tak jak wcześniej grzech pierworodny — możliwość zaistnienia pośród rodzaju ludzkiego, jako Bóg Odkupiciel i Zbawiciel człowieka. Z czym zresztą nasza religia wcale się nie kryje, przedstawiając to w orędziu wielkanocnym, stanowiącym od wieków liturgiczną modlitwę Kościoła kat.;

„O, zaiste konieczny był grzech Adama, który został zgładzony śmiercią Chrystusa! O szczęśliwa wina, skoro ją zgładził tak wielki Odkupiciel!".

Rozumiecie co to oznacza?!: konieczny był grzech Adama aby zaistniał Odkupiciel tego grzechu u ludzi! A, że został nim akurat Syn Boga, który to wszystko wymyślił i wprowadził w życie, nie dziwi wcale. Pewien znakomity biblista i historyk starożytności tak objaśnia ten teologiczny fenomen: „Otóż jeszcze "przed założeniem świata", Syn Boży zawarł z Ojcem wieczne przymierze, na mocy którego zgodził się umrzeć za ludzkość, gdyby zaszła taka potrzeba".

Cóż to znaczy „potrzeba" w kontekście Boga o cechach, które wcześniej wymieniałem wielokrotnie? Jedyną jego „potrzebą" jest jego własna wola i nic więcej. Nie może być żadnej zewnętrznej potrzeby, która by przymuszała Stwórcę do podjęcia jakiejś decyzji lub działania. Absolutnie żadnej!

No i to: "Syn Boży zgodził się umrzeć za ludzkość". Jakby to było jedyne możliwe rozwiązanie bożego problemu, związanego z jego przyszłym stworzeniem. Jak to rozumieć? Bóg powiedział doń: "Synu mój, gdyby mi się nie udało moje przyszłe dzieło, albo coś w nim nie wyszło tak jak zamierzałem, zgodzisz się wziąć na siebie jego naprawę? Najlepiej przez oddanie swego życia w męczarniach, w ciele jednego z przyszłych stworzeń, bo tak to widzę!". A Syn Boży na to: „Nie ma sprawy drogi Ojcze! Twoja wola tu się liczy, nie moja. Jeśli zajdzie taka potrzeba, bardzo chętnie!".

No i co powiecie na to?! Tak się złożyło dziwnym trafem, iż taka potrzeba właśnie zaszła /nic to, że naprawić ją Bóg zdecydował się dopiero po czterech tysiącleciach/, mimo nieskończenie małej — praktycznie zerowej — możliwości zajścia. Gdyż Bóg ma — jak już wspomniałem wcześniej — nieskończone możliwości i wie wszystko o swym dziele nieskończenie wcześniej, niż cokolwiek w nim zaistnieje. Jest jednocześnie obecny na jego początku, w każdej jego chwili, jak i na jego końcu. Choćby nie wiem jak odległe były te punkty w czasie, on obejmuje je swoją świadomością.

Więc żadne jego stworzenie nie może go czymkolwiek zaskoczyć, ani uczynić czegokolwiek wbrew jego woli i wiedzy,… chyba, że będzie to zgodne z wolą Boga. I to jest tylko ta jedna, jedyna możliwość w relacjach między Bogiem Absolutem a jego stworzeniem. Wniosek więc nasuwa się oczywisty i niektórzy mądrzy ludzie już dawno na to wpadli:

„Świat jest taki, jakim go Bóg zamierzył. Jeśli by chciał, aby był lepszy, byłby lepszy. Jeśli istnieje grzech, widać, że Bóg tak chce, napisano bowiem, że wszystko czego chce może zrobić. Jeśli zaś nie chce, a grzech mimo to istnieje, należy go nazwać albo nieprzewidywalnym, albo bezsilnym, albo okrutnym; skoro czy to nie był świadom swej woli, czy nie mógł jej wykonać, czy też jej poniechał". /Cezare Vanini nazywany orłem ateistów/.

Rozumiecie teraz na czym polega zakłamanie tego teologicznego problemu? /biorąc pod uwagę jego konsekwencje: wielkie zakłamanie/; Otóż Bóg z racji swych nieskończonych możliwości /ogrom wszechświata — jego dzieła — przekonywał by, że ma takowe/, mógł stworzyć istoty tak doskonałe, aby w każdych możliwych okolicznościach wypełniały jego wolę /jeśli już mu tak bardzo na tym zależało/. Aby nie dostąpiły upadku i związanego z nim grzechu pierworodnego. Takie, aby nie trzeba było je zbawiać w jakikolwiek sposób i z kogokolwiek udziałem, nawet najbardziej znamienitym. Mógł, ale tego nie uczynił.

Zamiast tego stworzył istoty pragnące wolności, samostanowienia o swym losie, chcące w dosłowny sposób realizować swoją wolną wolę, która dostali od swego Stwórcy. Kiedy więc Bóg poddał ich tej dziwnej próbie w raju, wybrali to co było im bliższe, to co już mieli głęboko wpisane w swoje natury przez Stwórcę; sami chcieli wiedzieć czym jest dobro i zło i samemu o tym decydować, nie opierając się na zewnętrznym autorytecie.

Czy to znaczy, że Bóg się pomylił w swych założeniach odnośnie ludzi? Nie przewidział, że tak się zachowają? Nie wiedział, że będą kuszeni przez jego własne stworzenie /które sam obdarzył mową i uczynił przebieglejsze od innych/, i że ulegną jego pokusom? Nie przypuszczał, iż okażą się aż tak niedoskonali? Naprawdę nie wiedział tego wszystkiego?! Tak myślicie?

O nie, moi drodzy! Nie w przypadku Boga wszechwiedzącego! On wiedział o tym wszystkim doskonale. Musiał to wiedzieć nieskończenie wcześniej, już chociażby dlatego, iż to on sam jest autorem tych wydarzeń. Jedynym autorem tego co istnieje i tego co się dzieje w naszej rzeczywistości, o której wie wszystko i to nieskończenie wcześniej. Jak chociażby planu opatrznościowego względem nas — jego stworzeń. Opierając się na tym, co mówi o sobie sama religia /choć nie jest to zbytnio eksponowane/, musiało być tak:

Zanim Bóg zabrał się do stwarzania świata, umówił się ze swoim Synem, iż podzielą się rolami w tym jego dziele. Rolą Syna będzie naprawa zakłóconego ładu w dziele jego Ojca, przywrócenie właściwego porządku i początkowej doskonałości. Rolą Ojca — stworzenie takich warunków, by jego Syn miał co naprawiać.

Aby tak się stało, ów doskonały ład w dziele bożym musiał zostać zakłócony w taki sposób, by nie wyglądało to na celowe i z góry zaplanowane działanie boże. Najlepiej więc winą i odpowiedzialnością za zaistniały stan rzeczy /zło w dziele bożym/ obarczyć samo stworzenie /w tym przypadku dwa stworzenia: „zbuntowanego" anioła i „nieposłusznego" człowieka/, które i tak jest na tyle prymitywne, iż nie pojmie istoty sprawy, a jeśli nawet zacznie coś pojmować, to i tak w to nie uwierzy.

I stało się wszystko dokładnie tak jak Bóg zaplanował wcześniej /to ta idea, o której pisał św. Tomasz, że winna tkwić od całej wieczności w umyśle bożym i której Bóg podporządkował całe swoje dzieło/. Dzięki temu prostemu zabiegowi chwała boża może jaśnieć pełnym blaskiem /przypomnę, iż uzewnętrznia się ona głównie w miłosierdziu bożym; poprzez przebaczanie ludziom ich win i grzechów, których by nie mieli, gdyby Bóg im nie nakazał rozmnażać się z grzeszną naturą/. Zaś grzeszna ludzkość posłużyła Bogu jako przykład i pretekst do ujawnienia z kolei /i wyeksponowania/ jego pięknej cechy — miłosierdzia, które by się nie ujawniło, gdyby ludzie byli z natury doskonali. A Syn Boży miał okazję, aby zaistnieć jako Bóg Odkupiciel i Zbawiciel człowieka od grzechu pierworodnego. W przyszłości zaś jako sędzia grzesznej ludzkości, oddzielających dobrych od złych i karzący tych ostatnich:

„… a on oddzieli jednych /ludzie/ od drugich /.../ "Idźcie precz ode mnie, przeklęci w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom!" /.../ i pójdą ci na mękę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego" /Mat.25,32,41,46/. No i dobrze nam tak!

Taka religijna prawda wyłania się nam, po uwzględnieniu konsekwencji wynikających z bożych atrybutów i wyciągnięcia z nich logicznych wniosków. Zamiast niej przedstawiono wam kłamstwo, by ukryć za nim tamtą prawdę; przedstawiono wam Boga, który zaczął stwarzać słowem, a skończył na ręcznym lepieniu człowieka z gliny. Który zapragnął osobiście uczestniczyć w swoim dziele. Boga, który nie mógł znieść myśli, iż jego własne stworzenie może chcieć zrealizować naprawdę wolną wolę, którą ponoć od niego dostało. Który obraził się na nie za to tak bardzo, iż nie był w stanie nie zemścić się za wyrządzoną sobie zniewagę.

Ukarał je więc srogo, choć potem /karząc je powtórnie, tym razem potopem/ żałował, iż w ogóle je stworzył. Boga, który inne prawa wszczepił w natury ludzi, a zupełnie inne nakazał im /pisemnie/ przestrzegać, jeśli nie chcą narazić się na jego gniew. Który nakazuje swym stworzeniom wierzyć w siebie pod groźbą wieczystej kary potępienia. Boga, który po paru tysiącleciach nieudanych prób naprawienia człowieka /nie zmieniając mu jednak grzesznej natury/, doszedł do przekonania, iż jednak kocha to swoje ułomne stworzenie i musi coś uczynić dla jego wybawienia z tej pożałowania godnej sytuacji.

Złożył więc sobie ofiarę ze swego Syna, by przebłagać /przekupić/ nią siebie, za swoje nieudane stworzenia — ludzi. Poza tym wszystko zostało po staremu; ludzie pozostali nadal pod działanie przekleństwa grzechu pierworodnego i zło panuje nad nimi jak panowało dotąd. Mają być rozliczani z tego na Sądzie Ostatecznym.

Wmawiano wam od dziecka /waszym przodkom i przodkom waszych przodków także/, iż to człowiek ponosi winę za wszelkie możliwe zło tego świata — nie jego Stwórca. Że za wasze grzechy umarł w mękach na krzyżu jego Syn, abyście wy mogli być zbawieni. Że Bóg składając sobie z niego ofiarę, by się nią przebłagać za swoje grzeszne stworzenie, dowiódł tym swojej wielkiej miłości i miłosierdzia do człowieka. Tak was uczono, prawda? Nic bardziej fałszywego i zakłamanego nie można było wymyślić,... jeśli wziąć pod uwagę i uznać za prawdę, konsekwencje wynikające z bożych atrybutów. A nie brać ich pod uwagę nie można, gdyż oznaczało by to odbieranie Bogu całej boskości, sprowadzanie go do roli pośledniego demiurga, plemiennego bóstwa. Jednym słowem: obrażałoby go to i uwłaczało jego wielkości.

Jakie więc wnioski wypływają z powyższego podsumowania?; skoro wszystko poszło po myśli Boga w jego dziele /inaczej nie mogło pójść!/, którego grzeszna ludzkość jest nieodzownym i pierwszoplanowym elementem przysparzającym Bogu i jego Synowi chwały — my, jego marne stworzenia, wypełniające jedynie jego wolę, nic mu nie jesteśmy winni. A już na pewno nie musimy czuć się winni i odpowiedzialni za istniejące zło w jego dziele /za tę „marność nad marnościami" jak to Bóg określa w swoim Słowie/.

Skoro — jak widać z orzeczeń Soboru — jesteśmy sobie jednakowo potrzebni, Bóg nie zrobił nam łaski stwarzając nas ułomnymi, za co winniśmy mu wdzięczność, jak tego chcą religie. Natomiast nasza wdzięczność należałaby mu się wtedy, gdyby chwała boża przejawiała się /jak teraz/ w miłosierdziu bożym przez przebaczanie swym stworzeniom win i grzechów /choć zaiste, dziwna to chwała jak na wszechmocnego i absolutnie doskonałego Stwórcę/, jednakże Bóg uznałby takie zachowanie ze swej strony za niegodne Boga-Absolutu i uczynił nas doskonałych i wolnych /także od siebie/, nawet kosztem uszczerbku swojej chwały.


1 2 3 4 5 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
e. Odkupienie
n. Deklaracja agnostyczna

 See comments (17)..   


«    (Published: 05-06-2005 )

 Send text to e-mail address..   
Print-out version..    PDF    MS Word

Lucjan Ferus
Autor opowiadań fantastyczno-teologicznych. Na stałe mieszka w małej podłódzkiej miejscowości. Zawód: artysta rękodzielnik w zakresie rzeźbiarstwa w drewnie (snycerstwo).

 Number of texts in service: 130  Show other texts of this author
 Newest author's article: Słabość ateizmu
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.
page 4173 
   Want more? Sign up for free!
[ Cooperation ] [ Advertise ] [ Map of the site ] [ F.A.Q. ] [ Store ] [ Sign up ] [ Contact ]
The Rationalist © Copyright 2000-2018 (English section of Polish Racjonalista.pl)
The Polish Association of Rationalists (PSR)