|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Outlook on life » »
Bardzo nieelegncka hipoteza Boga [2] Author of this text: Lucjan Ferus
Taki obraz w zarysie wyłania się kart Biblii, ze Starego Testamentu.
Syn Boży Jezus Chrystus, będzie próbował naprawić to wielce nieudane dzieło
swego boskiego rodzica, lecz biorąc pod uwagę, że ani jeden ani drugi nie
zmienią skażonej grzechem natury ludzkiej, efekty ich działalności pośród
ludzi, będą raczej mizerne niż rewolucyjne; wybawiona ponoć od grzechu
ludzkość przez ofiarę krzyża, także będzie przelewać morze krwi swych współbraci i w nieustającym dążeniu do władzy, przywilejów i bogactw, będzie popełniać
wszelkie możliwe zło jakie tylko może wyrządzić człowiek człowiekowi i to w imię swego miłosiernego Boga. Jedno tylko co Bóg zrobił w tej sprawie, to
przewidział w swoim dziele Sąd Ostateczny i wieczne męki w ogniu piekielnym
„gdzie będzie płacz i zgrzytanie zębów", dla wszystkich złych ludzi jak i dla tych co w niego nie uwierzyli, choćby byli najlepsi z najlepszych.
Tak wygląda w bardzo dużym skrócie, opis działań tego z założenia
ponoć „najdoskonalszego z doskonałych wśród doskonałych" Boga. Czy
komukolwiek kto zna Biblię, mogłoby przyjść do głowy, że przedstawiony tam
Bóg jest kwintesencją doskonałości? Nie chcę się tu nawet pastwić nad tą
zacną księgą i przytaczać tych wszystkich fragmentów, mrożących krew w żyłach i jeżących włosy na głowie (niektóre z nich zacytowałem w poprzednich
tekstach), dobitnie świadczących, iż wyszczególnione przeze mnie cechy Boga
Jahwe, mają w nich uzasadnienie. A wierzcie mi, że jest ich w Biblii tak
wiele, jakby jej autorzy chlubili się wręcz, bezlitosnym okrucieństwem i hipokryzją swego Boga.
No i jak myślicie? Czy tak powinny wyglądać działania Boga doskonałego;
Absolutu — Ideału? Czy cechy Boga Jahwe i jego Syna Jezusa przewyższają doskonałością
te rozumowe wyobrażenia o doskonałości bożej? Czy działania Boga Jahwe
opisane w Biblii, naprawdę są przejawem owej niewyobrażalnej wręcz doskonałości bożej? Jeśli znacie Biblię, odpowiedź na te pytania nie nastręczy wam żadnej
trudności.
Czy to już jest koniec porównań pomiędzy rozumowo wymyśloną doskonałością, a tą prawdziwą i realną? Ależ nie! Najciekawsze jest jeszcze przed nami.
Dopiero teraz mam zamiar przedstawić wam, najbardziej paradoksalny wizerunek
Boga (nawet nie ma on jeszcze swojej nazwy w teizmie), jaki wynika z nieco innej
perspektywy widzenia niż ta, którą powyżej opisałem. Przedtem jednak chcę o coś spytać: czy te cechy Absolutu nie wydały wam się na tyle potrzebne i ważne, by bez wahania przyjąć, że powinien je posiadać Bóg prawdziwy? Ba!
Nawet musi je mieć, aby go można było nazwać Bogiem, prawda? No, bo pomyślcie;
cóż to byłby za Bóg, który by nie był w stanie przewidzieć, jakie skutki w przyszłości przyniesie wykorzystanie jego wszechmocy. Więc wszechwiedza
musi iść w parze z wszechmocą, aby Bóg mógł się nią posługiwać bez
obawy narobienia szkód w swoim dziele, nieprawdaż?
Tak samo boża wszechobecność; kard. J.H. Newman tak to ujął: "Bóg
jest istotą dla której nie ma nic przeszłego ani nic przyszłego, jest zawsze
teraz". Wynika zatem, iż Bóg swą
świadomością ogarnia początek i koniec swego dzieła i jest jednocześnie w każdym miejscu i w każdej chwili jego istnienia. Wszechwiedza więc jest
naturalną konsekwencją jego wszechobecności; wie on wszystko o wszystkim, bo
jest jednocześnie we wszystkich możliwych miejscach i czasach. Albo nieskończone
miłosierdzie boże i jego doskonała sprawiedliwość; można sobie wyobrazić
prawdziwego Boga bez tych ważnych dlań (no i dla nas) atrybutów? Żadną miarą!
Zatem nie mogą to być li tylko rozumowe wyobrażenia tychże cech, a jak
najbardziej realne boże atrybuty, czyż nie tak?
Przyjmijmy więc dla dobra sprawy, iż myliłem się zaliczając te
boskie atrybuty tylko do rozumowych wyobrażeń doskonałości bożej. A wielcy
teolodzy nie wymyślili ich, lecz jedynie odkryli z czasem, że biblijny Bóg w istocie posiada te wszystkie cechy Absolutu, tylko nie objawił ich ludziom
tamtych czasów i tamtej kultury. Co zatem wynika z powyższego? Bardzo
wiele,… nawet sobie nie wyobrażacie jak wiele!
Zacznijmy od tego najważniejszego wydarzenia, od którego wszystko się
zaczęło; od tego feralnego upadku pierwszych ludzi w raju. Jak do niego mogło w ogóle dojść? (rozpatrując to tylko w kontekście bożej wszechwiedzy).
Przecież Bóg nieskończenie wcześniej musiał
wiedzieć (ba! widzieć nawet), że ludzie będą kuszeni przez węża, i że
ulegną tej pokusie. Dlaczego więc pozwolił mu na to podstępne kuszenie? A przynajmniej dlaczego
nie uwzględnił tej okoliczności, nakazując powtórzyć (tym razem bez udziału
węża), tę dziwną próbę w raju? Wszak jest doskonale sprawiedliwy, czyż
nie?
Dalej: dlaczego Bóg nie przebaczył ludziom tego występku popełnionego w nieświadomości? (dopiero po
zjedzeniu owocu zakazanego uświadomili sobie jakie zło popełnili). Choć
jest ponoć nieskończenie miłosierny i kochający ludzi, to jednak ukarał ich
nakazem rozmnażania się z grzeszną naturą, wiedząc doskonale i ze szczegółami
(a nawet widząc to), jakie to przyniesie konsekwencje w przyszłości dla
rodzaju ludzkiego. Dlaczego tak postąpił? Przecież karze tylko ten, kto nie
może zapobiec złu, a Bóg mając nieskończone możliwości mógł ten
problem rozwiązać na wiele sposobów, bez uciekania się do karania. I to tak
perfidnie pomyślanego, że każdy człowiek w przyszłości odczuje tę karę, mimo, że nie będzie ponosił żadnej odpowiedzialności za winę swych przodków sprzed tysięcy
lat.
Następnie: dlaczego Bóg ukarał potopem ludzi, którzy żyli zgodnie z nakazami swej grzesznej natury, nb. tej z którą nakazał
rozmnażać się ludziom? Musiał przecież wiedzieć, że takie będą efekty
jego kary; zło i niegodziwość obejmie we
władanie cały rodzaj ludzki. Wygląda więc na to, że ukarał ich
drugi raz za tę samą winę. Dlaczego Bóg postanowił „odrodzić" ludzkość
po potopie z osobników o skażonej grzechem naturze wiedząc
doskonale, iż prawem dziedziczenia przekażą oni swą grzeszną naturę swym
potomkom, a ci następnym pokoleniom, także ta „odrodzona" ludzkość po
niedługim czasie w niczym nie będzie się różniła od tej przedpotopowej.
Dalej: dlaczego Bóg wybrał sobie jeden naród spośród wielu, by
roztoczyć nad nim swoją opiekę, przejawiającą się głównie w tym, że
prowadził ich od wojny do wojny ze współbraćmi, nakazując im mordować
wszystkich wrogów — nie wyłączając kobiet i dzieci — zajmować ich
tereny i rabować ich dobytek. Czym można tłumaczyć ten dziwny nacjonalizm (a
właściwie szowinizm) Boga, dla którego przecież wszyscy ludzie są jego dziećmi? A przynajmniej powinny być,
logicznie biorąc.
Dlaczego dopiero po 4 tys. lat (wg wyliczeń egzegetów) Bóg zdecydował
się na dalszą naprawę swego dzieła, powierzając tę misję swemu jedynemu
Synowi (nb. o którego istnieniu dotychczas nikomu się nie pochwalił)?
Dlaczego poniżające i bestialskie zamordowanie przez ludzi jego Syna, tak
bardzo mu się spodobało (usatysfakcjonowało), że wybaczył im ponoć
wszystkie winy i grzechy? Po co była potrzebna ta ofiara Bogu, złożona przez
niego samego, samemu sobie (bo chyba nie ludziom?), by naprawić swoje nieudane
dzieło? Co i w jaki sposób miała ona odkupić? Co ona dała wreszcie (oprócz
obiecanego zbawienia duszy), skoro ludzie ani na jotę nie stali się od niej
lepsi? (A jeśli się stali, to nie dzięki religiom, lecz wiedzy którą one
zawsze zwalczały). Czy Bóg nie mógł uczynić swego dzieła od początku
doskonałym, bez ciągłych napraw i poprawek, bez okrutnej i absurdalnej ofiary z siebie złożonej sobie, bez wmawiania ludziom winy, bez Sądu Ostatecznego i piekielnych mąk wieczystych? Naprawdę nie mógł,… czy tylko nie chciał?
Jak myślicie po co zadaję te pytania, nie siląc się na żadną
odpowiedź? Bowiem jest ona zbyt oczywista, jednakowa we wszystkich przypadkach i prowadzi do następującej konkluzji: Bóg tak się zachowywał, ponieważ
taka była jego wola. Nie mogło być żadnej
przyczyny zewnętrznej, usprawiedliwiającej i tłumaczącej jego działania,
bowiem wszystkie wydarzenia rozgrywające się w określonym czasie i rzeczywistości, były mu znane już nieskończenie wcześniej. I to nie tylko z powodu jego wszechwiedzy i wszechobecności, ale też z tego powodu, iż to on
jest ich jedynym autorem, mającym nad swym dziełem władzę absolutną.
Jako konkluzja powyższego, nasuwa się jeszcze jedno (ostatnie już)
pytanie: dlaczego zatem Bóg chciał (tłumaczenie,
że nie chciał a tylko dopuszczał taką możliwość, jest doprawdy
infantylne; oznacza dokładnie to samo, bo dopuszczać coś, to znaczy chcieć
by to istniało) aby ludzie „sprzeciwili" mu się, w rezultacie czego dostąpili
upadku w raju i by rozmnażali się z grzeszną naturą, powiększając zasięg i ilość zła z każdym następnym pokoleniem, aż opanowało ono całą ludzkość?
Jak myślicie, czy jest możliwa sensowna odpowiedź na tak postawione pytanie?
Otóż jest! I postaram się ją przedstawić w miarę wyraźnie, aczkolwiek
krok po kroku, aby nie wywołać u czytających szoku poznawczego.
Pierwszą część odpowiedzi na wyżej postawione pytanie, znajdziemy w samej Biblii (więc siłą rzeczy musi być wiarygodna), w Nowym Testamencie
jest taki krótki (ale jakże wiele mówiący) fragment dotyczący osoby Syna Bożego — Jezusa Chrystusa:
„On
był wprawdzie przewidziany przed stworzeniem świata, dopiero jednak w ostatnich czasach się objawił ze względu na nas" (1P1,20). Domyślacie się
może co to oznacza naprawdę?:
Syn Boży był przewidziany na Odkupiciela i Zbawiciela grzesznej ludzkości, zanim
rodzaj ludzki zaistniał, a nawet zanim świat został stworzony. No i oczywiście na długo przed tym, zanim nasi prarodzice „przeciwstawili" się
Bogu i dostąpili upadku. Pewien utytułowany biblista tak wyjaśnia ten
niezmiernie ciekawy teologiczny problem: „Otóż jeszcze "przed założeniem
świata", Syn Boży zawarł z Ojcem wieczne przymierze, na mocy którego
zgodził się umrzeć za ludzkość, gdyby zaszła taka potrzeba".
Czy nie wydaje wam się to — delikatnie mówiąc — nieco dziwne? Jakaż
to zewnętrzna potrzeba mogłaby zaistnieć w przypadku Boga o nieskończonych i niczym nieograniczonych możliwościach? Przecież każdy
przypadek, który by uzasadniał taką potrzebę, jest Bogu znany nieskończenie
wcześniej, a zatem ma on zawsze mnóstwo czasu na to, by jej zapobiec zanim ona zaistnieje w naszej rzeczywistości, nieprawdaż?
Jedyną więc potrzebą jaką można sobie wyobrazić w tym kontekście jest wolna wola Boga i nic poza nią! Po prostu Bóg chciał aby
tak się stało, ponieważ taką akurat miał koncepcję i już! Żadne inne wytłumaczenie
nie może wchodzić w rachubę, biorąc pod uwagę boże atrybuty i konsekwencje z nich wynikające. No i jeszcze to: „Zgodził się umrzeć za ludzkość…"
To Bóg wszechmocny i wszechwiedzący nie mógł inaczej rozwiązać tego
problemu (wiedział o nim nieskończenie wcześniej i ma nieograniczone możliwości),
jak tylko w taki bestialsko — odrażający sposób, obarczając na dodatek
ludzi winą za niego?
1 2 3 4 5 6 7 Dalej..
« (Published: 14-04-2008 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 5831 |
|