The RationalistSkip to content


We have registered
204.380.884 visits
There are 7364 articles   written by 1065 authors. They could occupy 29017 A4 pages

Search in sites:

Advanced search..

The latest sites..
Digests archive....

 How do you like that?
This rocks!
Well done
I don't mind
This sucks
  

Casted 2992 votes.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"
 Outlook on life » »

Bardzo nieelegncka hipoteza Boga [3]
Author of this text:

Przecież ludzie do dnia dzisiejszego czują się winni za mękę i śmierć Syna Bożego (wdrukowywaną w ich umysły każdego roku od nowa), nie biorąc w ogóle pod uwagę, że był to pomysł i wykonanie jego kochającego Ojca, istniejący w jego (ich) świadomości na długo, długo przed tym, zanim Bóg wziął się za stwarzanie świata i człowieka w nim. A Syn Boży w żadnym wypadku nie mógł być niewinną ofiarą (jak chcieliby tego kapłani), lecz świadomym uczestnikiem tego bożego planu, znającym doskonale swoją rolę w nim. To przedstawienie było odegrane na użytek ludzi, gdyż Syn „posłany" na ofiarę przebłagalną i Ojciec, który go „posyłał", od dawien dawna znali ten scenariusz, będąc jego autorami. Przy boskich atrybutach inaczej tego nie można zrozumieć ani zinterpretować, nawet przy jak najlepszych chęciach z mojej strony.

Lecz to jeszcze nie koniec; druga część odpowiedzi na to (ostatnie) pytanie zawarta jest w orzeczeniach Soboru Wat. I i odkrywa nam — co ciekawe — ukrytą motywację Boga. Oto stosowne fragmenty soborowych orzeczeń (gdybyście mieli wątpliwości, czy mówią one prawdę, spieszę was uspokoić: mówią. A potwierdza to „Dictatus papae" pkt 22: „Kościół rzymski nigdy nie pobłądzi i po wszystkie czasy, wedle świadectwa Pisma św., w żaden błąd nie popadnie", więc jest wiarygodny jak sama Biblia). Wygląda więc to tak:

„Plan odwieczny i jego wypełnienie w czasie nazywa się razem Opatrznością Bożą". „Wszystko co stworzone, Bóg swoją opatrznością strzeże i prowadzi, kierując od początku do końca, mocno rozrządzając wszystko w słodyczy".

„Bóg działa w świecie nieustannie. Jest przyjętą tezą przez wszystkich teologów katolickich, że Bóg współdziała nie tylko w utrzymaniu w istnieniu, ale w każdej czynności stworzeń".

„Bóg współdziała w akcie fizycznym grzechu". Po co to czyni, miast do niego nie dopuścić? (pytanie moje, na które Sobór tak odpowiada): „Bez dopuszczenia zła moralnego — czyli grzechu — na świecie, nie ujawniłby się ten przymiot boży, któremu na imię Miłosierdzie /.../ Dopiero na przykładzie grzesznej ludzkości, grzesznego człowieka, ujawniło się miłosierdzie Boga przebaczającego". I teraz konkluzja powyższego:

„Zło moralne w ostatecznym wyniku, służy również celowi wyższemu: chwale bożej, która się uzewnętrznia przede wszystkim w jego miłosierdziu przez przebaczanie, wtórnie zaś sprawiedliwości przez karę".

Czy teraz już wiecie dlaczego Bóg nie tylko nic nie zrobił aby zapobiec upadkowi człowieka w raju, ale wręcz odwrotnie: zrobił wszystko aby tak się stało, zgodnie z planem jaki powziął ze swoim Synem, na długo przed tym zanim doszło do tych dramatycznych wydarzeń na ziemi. Na podstawie powyższego, trzeba by mieć dużo dobrych chęci i dziecięcej wręcz nieświadomości umysłu, aby nie chcieć zauważyć, że logika zawartych tu informacji każe wyobrazić sobie, iż musiało to odbyć się w taki oto sposób:

Zanim Bóg zabrał się do stwarzania świata i istot rozumnych, uzgodnił ze swym Synem, że podzielą się rolami w tym przyszłym dziele: on stworzy istoty ułomne, grzeszne i śmiertelne (a co najważniejsze ograniczone umysłowo, aby się nie połapały w tym perfidnym planie), po to by mieć mnóstwo okazji do okazywania im swej pięknej cechy: miłosierdzia i przebaczania im win i grzechów, których by nie mieli będąc istotami doskonałymi, a od których nie będą mogli się ustrzec przy swej zdegenerowanej naturze. Wszystko to jedynie po to, gdyż w miłosierdziu bożym przejawia się chwała boża i błyszczy jasnym, szlachetnym blaskiem, dowartościowując we własnych oczach jej posiadacza.

Natomiast Syn Boży, będzie miał okazję dzięki temu zostać odkupicielem i zbawicielem człowieka, no i co istotne jego Bogiem, równym swemu Ojcu. Czy to nie piękny plan? (albo nadzwyczaj inteligentny projekt, jakby to po swojemu określili kreacjoniści). Oczywiście mogło się to odbyć na sto różnych sposobów, ten który wam przedstawiłem jest tylko jednym z możliwych; po prostu jest on logiczną konsekwencją bożych atrybutów w połączeniu z bożym dziełem opisanym w Biblii. Albo inaczej: spojrzeniem na boże dzieło, poprzez pryzmat atrybutów jego Stwórcy, gdyż inne spojrzenie siłą rzeczy będzie zafałszowane. Dla mnie jest ono jedynie sensowne, bo zgodne z logiką, ale nie każdy ją tak wysoko ceni jak ja i nie każdemu są przeszkodą w wierze, wewnętrzne sprzeczności prawd religijnych, czyli jakoby objawionych. Reasumując powyższe:

Zacząłem swój wywód od porównania rozumowego wyobrażenia doskonałości bożej (przedstawionej w formie atrybutów Boga — Absolutu), z samą doskonałością Boga prawdziwego (opisaną w Piśmie św.). Czy w Biblii możemy odnaleźć przejawy działania owego „najdoskonalszego z doskonałych wśród doskonałych" Boga? Bezstronnie muszę stwierdzić, że nie! Owszem jest taki Bóg jakiego cechy przedstawiłem na początku tego tekstu, ale sami musicie przyznać, że do Absolutu i Ideału „sporo" mu brakuje (powiedziałbym nawet, że dzieli go przepaść). Wizerunek jego Syna przedstawia się już dużo lepiej, ale to jeszcze nie jest owa doskonałość jakiej można by się spodziewać po Bogu — stwórcy całego Uniwersum.

Co zatem wychodzi z połączenia cech Boga — Absolutu z jego dziełem przedstawionym w Biblii? No, tu już jest tragedia! Wyłania się bowiem z tego Bóg okrutny, perfidny, bezlitosny i obłudny, który nie dość, że specjalnie dla własnej korzyści stworzył istoty ułomne i mocno ograniczone pod każdym względem, nie dość że wmówił im winę za ten opłakany stan rzeczy, nie dość że będzie sądził i karał je piekłem, za przejawy grzesznej natury z jaką nakazał im się rozmnażać, nie dość, że załatwił przy okazji swemu synowi „posadę" Boga odkupiciela i zbawiciela grzesznej ludzkości, to jeszcze za to wszystko każe im się kochać bezgranicznie, czcić i służyć sobie (i swojej boskiej rodzinie). Zatem jakby nie patrzeć na ten problem; tak jest źle a tak jeszcze gorzej,… nawet o wiele gorzej!

Czas więc wrócić do Anzelmowego dowodu: Czy mogę uznać, iż dostatecznie jasno i przekonująco udowodniłem, że ta rzekoma doskonałość boża jaka z założenia powinna znajdować się w Biblii, ma się nijak (albo inaczej mówiąc: nie dorasta do pięt), do rozumowego wyobrażenia doskonałości, przejawiającej się w cechach Boga Absolutu — Ideału? Skoro więc "… prawdziwa doskonała rzecz musi być lepsza niż jakiś głupi wytwór wyobraźni" — a najwyraźniej jednak nie jest, mniemam, iż udowodniłem (zgodnie z tokiem rozumowania św. Anzelma), że Bóg przedstawiony w Biblii nie może być prawdziwym i realnym bogiem, a co najwyżej jednym z rozumowych wyobrażeń doskonałości; w tym przypadku bardzo od niej odległym i ułomnym.

A więc jak? Udowodniłem nieistnienie Boga (biblijnego), czyż nie? Zanim jednak zacznę wiwatować podrzucając wysoko do góry puszkę z piwem (bo tytoń w puszkach już chyba wyszedł z użycia, a poza tym nie palę) łapiąc ją potem i wykrzykując: „A niech to! Ten antydowód jest logiczny!" (nawiązuję do żywiołowej reakcji młodego Bertranda Russela), pozwólcie, iż sam przyznam się do jednego:

Jeśli udowodniłem swoim rozumowaniem nieistnienie Boga, to uczyniłem to dokładnie w taki sam sposób, w jaki św. Anzelm udowodnił jego istnienie. Rozumiecie oczywiście co chcę przez to powiedzieć? Dla tych co nie czytali „Boga urojonego", lub innych pozycji poświęconych temu problemowi, wyjaśniam:

Otóż św. Anzelm nie udowodnił istnienia Boga (tak samo zresztą jak św. Tomasz, św. Ojcowie Kościoła i inni święci i nie święci ale wielce uczeni mężowie, zmagający się z tym odwiecznym problemem teologicznym). R. Dawkins ma rację pisząc: „Odczuwałbym automatycznie głęboką podejrzliwość, wobec jakiegokolwiek rozumowania prowadzącego do tak istotnych wniosków, które obywa się bez najmniejszego chociaż odniesienia do danych zaczerpniętych z zewnętrznego świata /.../ Sam pomysł, że do ważnych wniosków dochodzić można przez urągające logice zabawy słowami, obraża moje poczucie estetyki".

Całkowicie zgadzam się z powyższym (choć może nie jestem tak wrażliwy na punkcie estetyki, zawsze bardziej rażą mnie wewnętrzne sprzeczności w konstrukcjach myślowych). Wystarczy uważnie wczytać się w ten „dowód", by dostrzec te „urągające logice zabawy słowami": Weźmy np. takie sformułowanie: „zarazem niechybnie coś, od czego nic większego wyobrazić sobie nie można, nie może istnieć wyłącznie rozumowo". Dlaczego nie może? Tego już św Anzelm nie wyjaśnia; w żadnym miejscu tego „dowodu" nie podaje ani jednej przekonującej argumentacji na poparcie tego twierdzenia. Każe nam wierzyć, że taka jest prawda, nie dowodząc jej.

Drugi błąd w jego rozumowaniu (a zarazem dalszy jego ciąg): „ — a skoro istnieje rozumowo, nie trudno pojąć, że istnieć musi realnie, gdyż wówczas jest doskonalszy". Dostrzegacie to „dialektyczne prestidigitatorstwo"? (jak ujął to Dawkins): mówi on: „a skoro istnieje rozumowo — musi istnieć realnie", choć powinno być tak: „a skoro nie może istnieć wyłącznie rozumowo — musi istnieć realnie". Tyle tylko, że św. Anzelm nie dowodzi nigdzie dlaczego rozumowe wyobrażenie doskonałości nie może istnieć wyłącznie jako rozumowe. A właściwie dowodzi to tak, iż popełnia następny błąd, polegający na przekonaniu, że prawdziwa (realna) doskonałość musi być lepsza, niż „jakiś głupi wytwór wyobraźni". Czyli, że realne istnienie — przez sam swój fakt — czyni doskonalszym rozumowe wyobrażenie tegoż (w książce jest dobra analogia wykazująca absurdalność tego poglądu).

Wg mnie jest akurat odwrotnie: rozumowe wyobrażenia zawsze mogą (choć nie muszą) być doskonalsze od realnych bytów, gdyż wyobraźnia ludzka nie ma granic (a ściślej mówiąc są one tak bardzo elastyczne, że wydają się nie istnieć), w przeciwieństwie do rzeczywistych bytów, które siłą rzeczy podlegają pewnym prawom (i z nich wynikają) związanym z tą rzeczywistością. Dlatego dobrze ten problem podsumowuje podstawowe pytanie sformułowane przez B. Russela (tym razem już dużo starszego): „Czy istnieje cokolwiek, o czym możemy myśleć i co przez sam fakt myślenia zaczyna istnieć w zewnętrznym świecie?". Myślę, że jeśli nie poparty on jest jakimkolwiek działaniem (realizacją), to odpowiedź winna brzmieć: nie. Przynajmniej tak mi mówi moje dotychczasowe doświadczenie i wiedza na ten temat.

Mam świadomość, że powyższym rozumowaniem zaprzeczyłem w prawdziwość swoich wywodów zawartych w tym tekście. Przyznałem się do tego wcześniej i to bynajmniej nie było przeoczenie albo pomyłka. Jaki więc one mogą mieć sens i po co je w ogóle przytoczyłem, zapewne całkiem słusznie spytacie.


1 2 3 4 5 6 7 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Czym różni się Bóg filozofów od Boga prostaczków
Irracjonalność religii. Tezy na rzecz ateizmu

 See comments (47)..   


«    (Published: 14-04-2008 )

 Send text to e-mail address..   
Print-out version..    PDF    MS Word

Lucjan Ferus
Autor opowiadań fantastyczno-teologicznych. Na stałe mieszka w małej podłódzkiej miejscowości. Zawód: artysta rękodzielnik w zakresie rzeźbiarstwa w drewnie (snycerstwo).

 Number of texts in service: 130  Show other texts of this author
 Newest author's article: Słabość ateizmu
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.
page 5831 
   Want more? Sign up for free!
[ Cooperation ] [ Advertise ] [ Map of the site ] [ F.A.Q. ] [ Store ] [ Sign up ] [ Contact ]
The Rationalist © Copyright 2000-2018 (English section of Polish Racjonalista.pl)
The Polish Association of Rationalists (PSR)