|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Outlook on life » »
Bardzo nieelegncka hipoteza Boga [3] Author of this text: Lucjan Ferus
Przecież ludzie do dnia dzisiejszego czują się
winni za mękę i śmierć Syna Bożego (wdrukowywaną w ich umysły każdego
roku od nowa), nie biorąc w ogóle pod uwagę, że był to pomysł i wykonanie
jego kochającego Ojca, istniejący w jego (ich) świadomości na długo, długo
przed tym, zanim Bóg wziął się za stwarzanie świata i człowieka w nim. A Syn Boży w żadnym wypadku nie mógł być niewinną ofiarą (jak chcieliby
tego kapłani), lecz świadomym uczestnikiem tego bożego planu, znającym
doskonale swoją rolę w nim. To przedstawienie było odegrane na użytek ludzi,
gdyż Syn „posłany" na ofiarę przebłagalną i Ojciec, który go „posyłał",
od dawien dawna znali ten scenariusz, będąc jego autorami. Przy boskich
atrybutach inaczej tego nie można zrozumieć ani zinterpretować, nawet przy
jak najlepszych chęciach z mojej strony.
Lecz to jeszcze nie koniec; druga część odpowiedzi na to (ostatnie)
pytanie zawarta jest w orzeczeniach Soboru Wat. I i odkrywa nam — co ciekawe — ukrytą motywację Boga. Oto stosowne fragmenty soborowych orzeczeń (gdybyście
mieli wątpliwości, czy mówią one prawdę, spieszę was uspokoić: mówią. A potwierdza to „Dictatus papae" pkt 22: „Kościół rzymski nigdy nie pobłądzi i po wszystkie czasy, wedle świadectwa Pisma św., w żaden błąd nie
popadnie", więc jest wiarygodny jak sama Biblia). Wygląda więc to tak:
„Plan odwieczny i jego wypełnienie w czasie nazywa się razem Opatrznością
Bożą". „Wszystko co stworzone, Bóg swoją opatrznością strzeże i prowadzi, kierując od początku do końca, mocno rozrządzając wszystko w słodyczy".
„Bóg działa w świecie nieustannie. Jest przyjętą tezą przez
wszystkich teologów katolickich, że Bóg współdziała nie tylko w utrzymaniu w istnieniu, ale w każdej czynności stworzeń".
„Bóg współdziała w akcie fizycznym grzechu". Po co to czyni,
miast do niego nie dopuścić? (pytanie moje, na które Sobór tak odpowiada):
„Bez dopuszczenia zła moralnego — czyli grzechu — na świecie, nie ujawniłby
się ten przymiot boży, któremu na imię Miłosierdzie /.../ Dopiero na przykładzie
grzesznej ludzkości, grzesznego człowieka, ujawniło się miłosierdzie Boga
przebaczającego". I teraz konkluzja powyższego:
„Zło moralne w ostatecznym wyniku, służy również celowi wyższemu:
chwale bożej, która się uzewnętrznia przede wszystkim w jego miłosierdziu
przez przebaczanie, wtórnie zaś sprawiedliwości przez karę".
Czy teraz już wiecie dlaczego Bóg nie tylko nic nie zrobił aby
zapobiec upadkowi człowieka w raju, ale wręcz odwrotnie: zrobił wszystko aby
tak się stało, zgodnie z planem jaki powziął ze swoim Synem, na długo przed
tym zanim doszło do tych dramatycznych wydarzeń na ziemi. Na podstawie powyższego,
trzeba by mieć dużo dobrych chęci i dziecięcej wręcz nieświadomości umysłu,
aby nie chcieć zauważyć, że logika zawartych
tu informacji każe wyobrazić sobie, iż musiało to odbyć się w taki
oto sposób:
Zanim Bóg zabrał się do stwarzania świata i istot rozumnych, uzgodnił
ze swym Synem, że podzielą się rolami w tym przyszłym dziele: on stworzy
istoty ułomne, grzeszne i śmiertelne (a co najważniejsze ograniczone umysłowo,
aby się nie połapały w tym perfidnym planie), po to by mieć mnóstwo okazji
do okazywania im swej pięknej cechy: miłosierdzia i przebaczania im win i grzechów, których by nie mieli będąc istotami doskonałymi, a od których
nie będą mogli się ustrzec przy swej zdegenerowanej naturze. Wszystko to
jedynie po to, gdyż w miłosierdziu bożym przejawia się chwała
boża i błyszczy jasnym, szlachetnym blaskiem, dowartościowując we własnych
oczach jej posiadacza.
Natomiast Syn Boży, będzie miał okazję dzięki temu zostać
odkupicielem i zbawicielem człowieka, no i co istotne jego Bogiem, równym
swemu Ojcu. Czy to nie piękny plan? (albo nadzwyczaj inteligentny projekt,
jakby to po swojemu określili kreacjoniści). Oczywiście mogło się to odbyć
na sto różnych sposobów, ten który wam przedstawiłem jest tylko jednym z możliwych;
po prostu jest on logiczną konsekwencją bożych atrybutów w połączeniu z bożym
dziełem opisanym w Biblii. Albo inaczej: spojrzeniem na boże dzieło, poprzez
pryzmat atrybutów jego Stwórcy, gdyż inne spojrzenie siłą rzeczy będzie
zafałszowane. Dla mnie jest ono jedynie sensowne, bo zgodne z logiką, ale nie
każdy ją tak wysoko ceni jak ja i nie każdemu są przeszkodą w wierze,
wewnętrzne sprzeczności prawd religijnych, czyli jakoby objawionych.
Reasumując powyższe:
Zacząłem swój wywód od porównania
rozumowego wyobrażenia doskonałości bożej (przedstawionej w formie atrybutów
Boga — Absolutu), z samą doskonałością Boga prawdziwego (opisaną w Piśmie
św.). Czy w Biblii możemy odnaleźć przejawy działania owego
„najdoskonalszego z doskonałych wśród doskonałych" Boga? Bezstronnie
muszę stwierdzić, że nie! Owszem jest taki Bóg jakiego cechy przedstawiłem
na początku tego tekstu, ale sami musicie przyznać, że do Absolutu i Ideału
„sporo" mu brakuje (powiedziałbym nawet, że dzieli go przepaść).
Wizerunek jego Syna przedstawia się już dużo lepiej, ale to jeszcze nie jest
owa doskonałość jakiej można by
się spodziewać po Bogu — stwórcy całego Uniwersum.
Co zatem wychodzi z połączenia cech Boga — Absolutu z jego dziełem
przedstawionym w Biblii? No, tu już jest tragedia! Wyłania się bowiem z tego
Bóg okrutny, perfidny, bezlitosny i obłudny, który nie dość, że specjalnie
dla własnej korzyści stworzył istoty ułomne i mocno ograniczone pod każdym
względem, nie dość że wmówił im winę za ten opłakany stan rzeczy, nie dość
że będzie sądził i karał je piekłem, za przejawy grzesznej natury z jaką
nakazał im się rozmnażać, nie dość, że załatwił przy okazji swemu
synowi „posadę" Boga odkupiciela i zbawiciela grzesznej ludzkości,
to jeszcze za to wszystko każe im się kochać bezgranicznie, czcić i służyć
sobie (i swojej boskiej rodzinie). Zatem jakby nie patrzeć na ten problem; tak
jest źle a tak jeszcze gorzej,… nawet o wiele gorzej!
Czas więc wrócić do Anzelmowego dowodu: Czy mogę uznać, iż
dostatecznie jasno i przekonująco udowodniłem, że ta rzekoma doskonałość
boża jaka z założenia powinna znajdować się w Biblii, ma się nijak
(albo inaczej mówiąc: nie dorasta do pięt), do rozumowego wyobrażenia
doskonałości, przejawiającej się w cechach Boga Absolutu — Ideału?
Skoro więc "… prawdziwa doskonała rzecz musi
być lepsza niż jakiś głupi wytwór wyobraźni" — a najwyraźniej
jednak nie jest, mniemam, iż
udowodniłem (zgodnie z tokiem rozumowania św. Anzelma), że Bóg przedstawiony w Biblii nie może być prawdziwym i realnym bogiem, a co najwyżej jednym z rozumowych wyobrażeń doskonałości; w tym przypadku bardzo od niej odległym i ułomnym.
A więc jak? Udowodniłem nieistnienie Boga (biblijnego), czyż nie?
Zanim jednak zacznę wiwatować podrzucając wysoko do góry puszkę z piwem (bo
tytoń w puszkach już chyba wyszedł z użycia, a poza tym nie palę) łapiąc
ją potem i wykrzykując: „A niech to! Ten antydowód jest logiczny!" (nawiązuję
do żywiołowej reakcji młodego Bertranda Russela), pozwólcie, iż sam
przyznam się do jednego:
Jeśli udowodniłem swoim rozumowaniem nieistnienie Boga, to uczyniłem
to dokładnie w taki sam sposób, w jaki św. Anzelm udowodnił jego istnienie.
Rozumiecie oczywiście co chcę przez to powiedzieć? Dla tych co nie czytali
„Boga urojonego", lub innych pozycji poświęconych temu problemowi, wyjaśniam:
Otóż św. Anzelm nie udowodnił istnienia Boga (tak samo zresztą jak św. Tomasz, św.
Ojcowie Kościoła i inni święci i nie święci ale wielce uczeni mężowie,
zmagający się z tym odwiecznym problemem teologicznym). R. Dawkins ma rację
pisząc: „Odczuwałbym automatycznie głęboką podejrzliwość, wobec
jakiegokolwiek rozumowania prowadzącego do tak istotnych wniosków, które
obywa się bez najmniejszego chociaż odniesienia do danych zaczerpniętych z zewnętrznego świata /.../ Sam pomysł, że do ważnych wniosków dochodzić można
przez urągające logice zabawy słowami, obraża moje poczucie estetyki".
Całkowicie zgadzam się z powyższym (choć może nie jestem tak wrażliwy
na punkcie estetyki, zawsze bardziej rażą mnie wewnętrzne sprzeczności w konstrukcjach myślowych). Wystarczy uważnie wczytać się w ten „dowód",
by dostrzec te „urągające logice zabawy słowami": Weźmy np. takie sformułowanie:
„zarazem niechybnie coś, od czego nic większego wyobrazić sobie nie można,
nie może istnieć wyłącznie rozumowo". Dlaczego nie może? Tego już św
Anzelm nie wyjaśnia; w żadnym miejscu tego „dowodu" nie podaje ani jednej
przekonującej argumentacji na poparcie tego twierdzenia. Każe nam wierzyć, że
taka jest prawda, nie dowodząc jej.
Drugi błąd w jego rozumowaniu (a zarazem dalszy jego ciąg): „ — a skoro istnieje rozumowo, nie trudno pojąć, że istnieć musi realnie, gdyż wówczas
jest doskonalszy". Dostrzegacie to „dialektyczne prestidigitatorstwo"?
(jak ujął to Dawkins): mówi on: „a skoro istnieje rozumowo — musi istnieć
realnie", choć powinno być tak: „a skoro nie może istnieć wyłącznie
rozumowo — musi istnieć realnie". Tyle tylko, że św. Anzelm nie dowodzi
nigdzie dlaczego rozumowe wyobrażenie
doskonałości nie może istnieć wyłącznie jako rozumowe. A właściwie
dowodzi to tak, iż popełnia następny błąd, polegający na przekonaniu, że
prawdziwa (realna) doskonałość musi być lepsza, niż „jakiś głupi wytwór
wyobraźni". Czyli, że realne istnienie — przez sam swój fakt — czyni
doskonalszym rozumowe wyobrażenie tegoż (w książce jest dobra analogia
wykazująca absurdalność tego poglądu).
Wg mnie jest akurat odwrotnie: rozumowe wyobrażenia zawsze mogą (choć
nie muszą) być doskonalsze od realnych bytów, gdyż wyobraźnia ludzka nie ma
granic (a ściślej mówiąc są one tak bardzo elastyczne, że wydają się nie
istnieć), w przeciwieństwie do rzeczywistych bytów, które siłą rzeczy
podlegają pewnym prawom (i z nich wynikają) związanym z tą rzeczywistością.
Dlatego dobrze ten problem podsumowuje podstawowe pytanie sformułowane przez B.
Russela (tym razem już dużo starszego): „Czy istnieje cokolwiek, o czym możemy
myśleć i co przez sam fakt myślenia zaczyna istnieć w zewnętrznym świecie?".
Myślę, że jeśli nie poparty on jest jakimkolwiek działaniem (realizacją),
to odpowiedź winna brzmieć: nie. Przynajmniej tak mi mówi moje dotychczasowe
doświadczenie i wiedza na ten temat.
Mam świadomość, że powyższym rozumowaniem zaprzeczyłem w prawdziwość
swoich wywodów zawartych w tym tekście. Przyznałem się do tego wcześniej i to bynajmniej nie było przeoczenie albo pomyłka. Jaki więc one mogą mieć
sens i po co je w ogóle przytoczyłem, zapewne całkiem słusznie spytacie.
1 2 3 4 5 6 7 Dalej..
« (Published: 14-04-2008 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 5831 |
|