|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Outlook on life » »
Bardzo nieelegncka hipoteza Boga [1] Author of this text: Lucjan Ferus
Czyli mocno niedoskonałe wyobrażenia absolutnej doskonałości
Motto: "Dla teisty Bóg pozostaje eleganckim,
ekonomicznym i płodnym
wyjaśnieniem faktu istnienia Wszechświata /.../
Eleganckim, gdyż za
pomocą jednej tylko kluczowej idei — idei
najdoskonalszego z możliwych
bytów — natura Boga i istnienie Wszechświata zostają ze sobą jasno
powiązane".
(Keith Ward, z „Bóg urojony" R. Dawkins)
"Najwyższą wartością naszej kultury jest prawda.
Jest ona wartością naczelną,
bez względu na to, czy jest to prawda deprymująca czy
ekscytująca i prawdzie
powinniśmy wszyscy służyć".
Stanisław Lem
Przeczytałem ostatnio niezmiernie ciekawą książkę
pt. Bóg urojony Richarda Dawkinsa, chyba jedną z lepszych pozycji poświęconych
Idei Boga, jakie czytałem w swoim życiu. A przeczytałem ich na tyle dużo, by
mieć rzetelną skalę porównawczą, więc ta moja — choć zdawkowa — ocena
nie jest grzecznościową laurką, lecz opiera się na mocnych podstawach wiedzy
dotyczącej tej tematyki.
I w tej wartościowej książce właśnie, natrafiłem na rozdział poświęcony
ontologicznemu dowodowi na istnienie Boga, którego autorem jest ojciec
scholastyki, św. Anzelm z Canterbury. Nie żebym tego dowodu nie znał
wcześniej, ale jakoś tak nie przywiązywałem do niego większej wagi.
Traktowałem go na równi z dowodami św. Tomasza, który w taki oto sposób
zaczynał swoje „dowodzenie" istnienia Boga: „Co do poznania istoty Bożej,
najpierw należy przyjąć, że Bóg jest". Cóż zatem warte są te jego „dowody" skoro musi je
poprzedzać wiara w Boga, myślałem
sobie. Znałem zresztą przekonujące obalenie tychże „dowodów" przez
Kanta (i nie tylko) i to mi wystarczało.
Dopiero teraz pod wpływem uważnej lektury Boga urojonego (zasługa
autora, iż posługuje się łatwym do zrozumienia stylem narracji), zdałem
sobie sprawę z wyjątkowości tego ontologicznego dowodu św. Anzelma. Uważam
bowiem, że ten uczony mąż niechcący sformułował dowód nie na istnienie
Boga, ale wręcz odwrotnie: na jego nieistnienie (aż dziwne, że młody
Bertrand Russel nie zwrócił na to uwagi, dając się zwieść pozorną logiką
tego dowodu). Tak, tak! Nie przewidziało się wam: uważam, iż jest to dowód na nieistnienie Boga, tylko trzeba nieco bardziej rozwinąć
jego argumentację.
Aby nie być gołosłownym postaram się uzasadnić swój pogląd (dla
mnie oczywisty i bez tego), na tyle dobrze, na ile potrafię, a wy sami już
ocenicie ile to moje rozumowanie jest warte: przecież i tak mnie to nie ominie,
prawda? Oto logiczny dowód (a nie ontologiczny jak się autorowi wydawało) na
nieistnienie Boga, jaki wynika z dowodu św. Anzelma. Zacznę zatem od jego
przypomnienia, posługując się cytatem z książki Dawkinsa:
„Więc nawet człowiek głupi zgodzi się z tym, iż rozumowo istnieć
może coś, od czego nic większego pojmowalne nie będzie. Gdy usłyszy coś
takiego, pojmie to, a gdy już to pojmie, rozumowo istnieć to będzie. Zarazem
niechybnie coś, od czego nic większego wyobrazić sobie nie można, nie może
istnieć wyłącznie rozumowo — a skoro istnieje rozumowo, nie trudno pojąć,
że istnieć musi również realnie, gdyż wówczas jest doskonalsze".
I jeszcze jedno zdanie zacytuję z tej samej książki: „Filozofowie przez
stulecia traktowali dowód ontologiczny bardzo poważnie i — z atencją -
przyjmowali go lub odrzucali". Sami więc widzicie jaki to poważny problem (a
rozważania na ile jest on zgodny z prawdą, zostawmy na potem).
Mamy zatem dwa człony tego logicznego równania: rozumowe wyobrażenie
doskonałości i realna doskonałość, jeszcze lepsza od owego wyobrażenia
(„Gdyby była realna, byłaby jeszcze doskonalsza, przecież prawdziwa doskonała
rzecz musi być lepsza niż jakiś głupi wytwór wyobraźni", cytat z Dawkinsa). Wymowa tego rozumowania jest taka oto: prawdziwa doskonałość musi
być „wyższego lotu" niż ograniczone rozumowe wyobrażenie owej doskonałości.
Wtedy — i tylko wtedy — możemy mieć pewność, że ta doskonałość jest
realna (prawdziwa), kiedy porównując ją z jej wyobrażeniem, stwierdzimy
bezdyskusyjnie jej wyższość. Więc
(posłużę się teraz ulubionym zapewne zwrotem Anzelma) nawet człowiek głupi
zgodzi się z tym, że wizerunek realnego Boga (tzn. tego prawdziwego) siłą
rzeczy musi być doskonalszy od
rozumowego wyobrażenia owej bożej doskonałości, nieprawdaż? Albo inaczej mówiąc:
jeśli byśmy porównali rozumowe wyobrażenia doskonałości bożej (do jakich
doszli najwięksi myśliciele i teologowie chrześcijaństwa, a także Ojcowie
Kościoła), z wizerunkiem prawdziwego
Boga jaki przedstawiony jest w Piśmie św. (a nikt z wierzących chyba nie ma
najmniejszych wątpliwości, że tam właśnie opisany jest Bóg prawdziwy:
wszak Biblia uznawana jest za jego Słowo skierowane do ludzi), to porównanie
to musi wypaść na korzyść Biblii. Innej możliwości po prostu nie ma
!
Mam nadzieję, że to co dotąd napisałem nie budzi żadnych zastrzeżeń
natury logicznej? Idźmy zatem dalej, gdyż to dopiero początek tej rozumowej
drogi:
Więc
ten wspomniany człowiek głupi (czyli ja także) musi zgodzić się z tym również,
że w sytuacji, kiedy to porównanie nie wypadło by na korzyść Boga realnego
(przedstawionego w Biblii), tylko na korzyść „jakiegoś głupiego wytworu
wyobraźni" — nie mamy do czynienia z Bogiem prawdziwym, a z jeszcze głupszym
wytworem ludzkiej wyobraźni (albo mówiąc oględniej: mniej doskonałym), niż
owa wyobrażona „rzecz najdoskonalsza z doskonałych wśród doskonałych".
Czy dostatecznie jasno przedstawiłem swoje rozumowanie? Podsumujmy je
zatem: wg św. Anzelma doskonałość prawdziwa
musi być lepsza od doskonałości wymyślonej;
to właśnie udowadnia jej prawdziwość (realność) i stanowi o sile tego
dowodu. Zatem w przypadku udowodnienia, że wizerunek prawdziwego, istniejącego
realnie Boga, wypada mniej korzystnie od jego rozumowego wyobrażenia musi
stanowić dowód jego nieistnienia (a
przynajmniej nieistnienia w takiej formie jaką opisuje Biblia), czyż nie mam
racji?
Co powiedzieli byście więc gdyby udało mi się udowodnić, że
wizerunek Boga przedstawionego w Biblii jest o wiele mniej
doskonały od jego rozumowego wyobrażenia doskonałego bytu? Wydaje wam się
to niemożliwe? Chyba nie znacie Biblii, wobec tego. Zatem do dzieła! A zacznę
oczywiście od scharakteryzowania owej wymyślonej przez człowieka doskonałości,
czy jak kto woli „jakiegoś głupiego wytworu wyobraźni"; atrybutów Boga
Absolutu (zamieściłem je w „Credo sceptyka", lecz dla jasności wywodu
przytoczę je raz jeszcze), wynika z nich, że Bóg jest: wszechmocny,
wszechwiedzący, nieskończony w czasie i przestrzeni (bez początku i bez końca),
nieskończenie miłosierny, idealnie sprawiedliwy sędzia, stworzyciel
wszystkiego, transcendentalny, niematerialny, niezmierzony, jest prawdą i mądrością,
wszechobecny, niezmienny sprawca zmian, najwyższe dobro, nieomylny, absolutna
inteligencja, jest trwaniem i końcem wszelkich rzeczy, życiem prawa i porządku,
władcą moralności, istotą najwyższą i jedyną, podobną do siebie,
niepodobną do wszystkich rzeczy pozostających poza nim, które są tylko jego
stworzeniami, istotą samoistną, która zawsze była i zawsze będzie, dla której
nie ma nic przeszłego, ani nic przyszłego (jest zawsze teraz), która jest
wszelką doskonałością pod każdym względem, istotą niepojętą.
Przypomnę w razie czego, iż jest to owe rozumowe wyobrażenie doskonałości,
bytu nazywanego przez ludzi Bogiem — Absolutem. Czy taki sam wizerunek Boga wyłania
się a kart Biblii? Otóż nie! Starotestamentowy Bóg jest: zapalczywy,
porywczy, okrutny, krwawy, niesprawiedliwy, małostkowy, nie wszechmocny (chociaż
miał w zwyczaju tak o sobie mawiać), nie przewidujący skutków swych czynów
(czyli nie wszechwiedzący), karzący za byle przewinienia, ba, wręcz lubujący
się w karaniu oraz rzucaniu wyszukanych przekleństw, gniewny, materialny, lubiący
woń palonej ofiary, autor rozróżniania swych stworzeń na „czyste i nieczyste", lubiący przechadzki po rajskim ogrodzie w czasie powiewu wiatru,
bezlitosny, obłudny (stosujący niezmiennie filozofię Kalego: czyli potępiany
przez Kościół relatywizm moralny), wykonawca czyichś praw, czyniący cuda na
pokaz, zawistny i zazdrosny, mściciel, apodyktyczny, zmienny — jednym słowem
plemienny Bóg Izraelitów — Jahwe.
A jego Syn przedstawiony w Nowym Testamencie jest taki oto: mający swój
początek i koniec na ziemi, nie znający przyszłości (a więc także nie
wszechwiedzący), materialny, nie wszechmocny, czasem miłosierny a czasem mściwy,
czasem mówiący o miłości a czasem pałający nienawiścią, czasem mówiący o potrzebie tolerancji a czasem nietolerancyjny, porywczy i gniewny, czasem
przebaczający a czasem okrutny, podlegający prawom pisanym, czyniący cuda
(prymitywne jak na Boga), wyrozumiały i litościwy — ale nie dla wszystkich. Jednym słowem — Jezus
Chrystus Syn Boży.
Sama Biblia zaś szczegółowo przedstawia działania Boga Jahwe, które
są jak najbardziej zgodne z jego atrybutami i wynikają z nich jednocześnie.
Oto przykłady: upadek człowieka w raju; Bóg nie przewidział i nie zapobiegł
temu, że został on skuszony przez jego własne stworzenie — mówiącego węża.
Potem kara jaką nałożył Bóg na rodzaj ludzki, za nieposłuszeństwo
prarodziców; nakazując im rozmnażać się z naturą skażoną grzesznymi skłonnościami. W efekcie czego zło rozprzestrzenia się na cały ludzki ród.
Następnie rozczarowanie Boga tą sytuacją, widzącego „że wielka
jest niegodziwość ludzi na ziemi, i że usposobienie ich jest wciąż złe, żałował,
że stworzył ludzi na ziemi i zasmucił się". Potem podjęcie przez Boga
decyzji o zagładzie swojego stworzenia: „zgładzę ludzi, których stworzyłem, z powierzchni ziemi /.../ bo żal mi, że ich stworzyłem". W dalszej kolejności
następuje najbardziej spektakularny i masowy zarazem mord bożych stworzeń:
potop. Pomyślany i zrealizowany z wielkim rozmachem przez samego stwórcę.
Dalej; nieudolna próba odrodzenia rodzaju ludzkiego (i zwierzęcego) z potomków
Noego, ocalonych na arce z ogólnoświatowego kataklizmu, których to natura i tak była grzeszna, więc przekazali ją w dziedzictwie niby „odrodzonej"
ludzkości. Czego efekty nastąpiły stosunkowo szybko i nieuchronnie. Dalej:
obawa Boga przed skutkami zjednoczenia się ludzi we wspólnej idei i wspólnym
przedsięwzięciu. Co poskutkowało pomieszaniem im języków, aby nie mogli się
ze sobą porozumieć.
Następnie wybranie sobie przez Boga narodu (a pozostałe nacje to co,
nie dzieci boże?), nad którym postanowił roztoczyć swą opiekę i doprowadzić
go do potęgi. Zawieranie kolejnych przymierzy i nieudolne, ciągle ponawiane próby
swego nieudanego dzieła (w mini wersji okrojonej do jednej nacji), poprzez groźby,
przekleństwa, straszenie wymyślnymi karami na przemian z propagandowymi cudami
na pokaz (np. 10 plag egipskich). Jednocześnie topienie w morzu krwi wszelkich
wrogów narodu wybranego, stojących na drodze do jego potęgi. Wszystko to się
działo z bożą pomocą, przy jego aprobacie i z jego nakazu.
1 2 3 4 5 6 7 Dalej..
« (Published: 14-04-2008 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 5831 |
|