The RationalistSkip to content


We have registered
204.380.544 visits
There are 7364 articles   written by 1065 authors. They could occupy 29017 A4 pages

Search in sites:

Advanced search..

The latest sites..
Digests archive....

 How do you like that?
This rocks!
Well done
I don't mind
This sucks
  

Casted 2992 votes.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"
 Reading room »

SZAMANI czyli niezależny związek zawodowych pasterzy [2]
Author of this text:

A więc była lektyka szamana z plemienia Jahu, którą musiało nieść aż ośmiu silnych mężczyzn, gdyż była wykonana ze smoczego drzewa; materiału niezwykle mocnego, ale też i niebywale ciężkiego. Inna sprawa, że i sam szaman też ważył niczego sobie! Była także lektyka szamana z pobliskiego plemienia N-du, wykonana z drewna balsy i dla odmiany lekka jak piórko i bardzo zwrotna w zakrętach, oraz dobrze trzymająca się drogi. Jej zalety nikogo nie dziwiły, gdyż nie było tajemnicą, iż jej dostojny właściciel pasjonował się wyścigami i miał wiele zwycięstw na swoim koncie. Była też lektyka wykonana całkowicie z rogów antylopy i tak sprężysta a zarazem wygodna, że jej właścicielowi żadne nierówności na drodze nie były straszne. Była także lektyka zbudowana ze szlachetnego, czarnego drewna hebu i tak pięknie i bogato zdobiona kością mamucią, że rytownik, który wykonał to arcydzieło musiał krocie sobie policzyć za robotę.

Na szczególną uwagę zasługiwała lektyka szamana H-jank z dalekiego plemienia Bryg, błyszcząca w słońcu jakby własnym światłem, bowiem jej ażurowy, przewiewny baldachim wykonany był z małych kawałków tajemniczej, żółtej i półprzezroczystej masy, ułożonych w misterne wzory i połączonych w jakiś dziwny sposób. Pilnowali ją dodatkowi strażnicy, bo ponoć materiał z którego ją wykonano jest bardzo cenny z racji na rzadkość występowania; można go było pozyskiwać tylko z Wielkiej Wody Bez Końca, i to po burzy jedynie. Nie mówiąc już o tym, że w owej lektyce były bardzo drogie stroje paradne, które szaman H-jank zabrał ze sobą.

Było też wiele innych pięknych i luksusowych pojazdów, gdyby chcieć je opisać nie starczyło by papirusu, lecz chyba wszystkie przebijała swą oryginalną budową lektyka gospodarza tej imprezy; szamana Dar-tu. I to nie z racji na ciekawe rozwiązanie techniczne baldachimu z giemzy gryzionej, o opływowych kształtach, który przy większych szybkościach stawiał minimalny opór powietrzu. Także nie z powodu umieszczenia na jej przedzie, specjalnych, osłoniętych pochodni umożliwiających jazdę nocną i nie z powodu specjalnego pojemnika na sfermentowany napój zamontowanego w oparciu siedzenia dla dostojnego pasażera,... lecz z powodu podwójnego miejsca dla dodatkowej osoby (można się tylko domyślać jakiej płci). To właśnie powodowało, iż wszyscy inni szamani patrzyli zazdrosnym okiem na ten elegancki, nowoczesny pojazd, podpytując po cichu służbę, ile to cacko mogło też kosztować gospodarza.

Widać było wyraźnie, iż w tej grupie zawodowej niemal od samego początku, istniała wielka dbałość o wysoką jakość i wygodę swych osobistych środków lokomocji. Jednak to nie ekstrawagancka lektyka gospodarza przyciągała uwagę licznie oglądających je członków plemienia. Tą, która najbardziej zaszokowała tubylców, była lektyka — jakby już nie lektyka — młodego szamana z plemienia Buzu. Takiego dziwacznego pojazdu nie widziano jeszcze na oczy; nie miał on dwóch drążków do noszenia, jak każdy szanujący się model lektyki, lecz jeden pośrodku, a po bokach dwa dziwne okrągłe twory z połączonych desek, obitych obręczą i obracające się na wspólnej osi, przebiegającej pod podłogą pojazdu, który podobno dzięki temu nowatorskiemu rozwiązaniu był szybki niczym wiatr. Mimo, że ciągnęło go — właśnie! ciągnęło a nie niosło — tylko dwóch mężczyzn.

Inni szamani patrzyli na tę cudaczną lektykę z lekceważeniem i między sobą wyśmiewali się z jej młodego właściciela, lecz on miał to gdzieś! Wierzył bowiem głęboko, że to rozwiązanie ma przyszłość, dlatego nie zrażał się docinkami swych starszych kolegów po fachu.

Po orzeźwiających ablucjach pod wodospadem, dostojni goście zostali ulokowani w małych, wygodnych i klimatyzowanych w naturalny sposób jaskiniach, gdzie mogli w ciszy i spokoju przygotować się i dopracować w szczegółach swoje wystąpienia. Bardzo pomocne im w tym były, ich młode asystentki lub asystenci, dostarczając im wszystko co niezbędne do tej wyczerpującej pracy umysłowej.

A potem kiedy słońce zaszło za odległy szczyt góry Nu-un, najstarszy z szamanów dał znak swoją laską i rozpoczęła się huczna zabawa, jakiej nie pamiętają najstarsi ludzie z okolicy. Po trwającej całą noc i cały następny dzień, części artystycznej, obżarstwie, tańcach i śpiewach, oraz wielu innych rozrywkach cielesnych, od których nikt nie stronił ani się ich nie wstydził — wszak ludzie ci żyli nie tylko w zgodzie z przyrodą, ale i z własną naturą — wszyscy zapadli w niespokojny sen, przerywany jedynie stękaniem, sapaniem i donośnym chrapaniem. Tylko strażnicy pełnili sumiennie swoje warty, nie mogąc doczekać się ich zmiany.

I wreszcie nadszedł ten historyczny dzień, kiedy znamienici uczestnicy zjazdu, po porannej kąpieli, lekkim posiłku i krótkim rytuale oczyszczenia duchowego, przestąpili próg jaskini Alta-niry. Większość z nich pierwszy raz na własne oczy oglądała jej tajemnicze wnętrze. Na co dzień było ono pogrążone w półmroku, gdyż z za wodnej kurtyny przebijało niewiele światła do wnętrza. Dodatkowo jeszcze bujna roślinność, oplatająca każdy kamień zasłaniała ten niewielki otwór w skale.

Jednak dzisiaj było inaczej; obszerne wnętrze jaskini oświetlone było licznymi, smolnymi pochodniami, po przytwierdzanymi do ścian w przemyślny sposób i tak usytuowanymi, iż można było zobaczyć każdy ich najmniejszy nawet fragment. A było na co popatrzeć, bowiem większość jej ścian zapełniona była barwnymi malunkami i rysunkami, które przedstawiały — ujętą w artystyczny sposób — kronikę plemienia, a może i coś więcej.

Były więc tam namalowane sceny z polowań, zwycięskich walk z innymi plemionami, wybory piękności plemienia i jej wizerunek w stroju do kąpieli, a nawet bez. Portrety zasłużonych dla plemienia jego członków i bohaterów, których czyny opiewają pieśni i powstające potem legendy. Były też karykatury znienawidzonych wodzów, oraz coroczni zwycięzcy konkursów na najstraszniejszą i najbardziej oryginalną maskę, jak i na najbardziej efektowny taniec przywołujący deszcz i odstraszający złe duchy.

Były też zapisy tajemniczych wydarzeń, których nie sposób było pojąć na zdrowy rozum; spadnięcie z nieba świecącej kuli ognia, która wybiła wielką dziurę w ziemi i przewróciła setki drzew,… porażenie ogniem z nieba, któremu towarzyszył przerażający huk, młodego Yzo, który miast siedzieć w jaskini podczas burzy, wlazł na najwyższe drzewo, by zaimponować swej partnerce,… powstanie na niebie kolorowego łuku, który istniał tak krótko, że nie zdążyli do niego dobiec nawet najlepsi biegacze z plemienia,… i parę jeszcze innych równie dziwnych i niezrozumiałych rzeczy, które zostały w ten sposób utrwalone dla potomności.

Część malunków istniała na ścianach jaskini, zanim osiedliło się tutaj plemię Urdi. Natomiast te najnowsze, od dłuższego już czasu malował uznany i ceniony artysta, którego podpis rozcapierzonej dłoni, obrzuconej białą lub czarną farbą, znany jest wszystkim koneserom i mecenasom sztuki jaskiniowej.

Lecz to co przyciągnęło większą uwagę przybyłych gości, znajdowało się pośrodku jaskini; na naturalnym wzniesieniu z czarnego bazaltu, w którym wykuto parę stopni, widniał otwór studni podobno bez dna, nazywanej od niepamiętnych czasów Studnią Martwego Człowieka. Krążyły plotki, iż wrzucano tam ponoć tych szamanów, którzy zdradzili swoich; odstępców od interesu. Ile i czyje szczątki tam były, tego chyba nikt już nie wie, nie mniej wśród plemienia żywa była jeszcze pamięć o ostatniej ofierze tam wrzuconej: był to szaman Jo-szan, który zdradził wiele świętych tajemnic tego hermetycznego zawodu, rozpowszechniając je w przemyślny sposób pośród pospólstwa, niezmiennie ciekawego takich rzeczy. Bardzo zaszkodził tym całej reszcie braci szamańskiej, dlatego nie mieli dla niego litości. Niektórzy nawet mówią, że wrzucono go razem z kobietą dla której stracił głowę i wszedł na złą drogę, ale to nic pewnego. Dziś nikt przecież nie odważy się tam zejść aby sprawdzić plotki, a sami szamani zbywają wyniosłym milczeniem co bardziej ciekawskich, zasłaniając się tajemnicą zawodową.

Faktem jest, iż o tej studni i jej mrocznym przeznaczeniu, krążyły tak niesamowite historie, że wszyscy niemal automatycznie obchodzili ją z daleka, choć ciekawość nakazywała im zajrzeć w jej nieprzeniknioną głębię. Była ona zatem milczącym, ale bardzo wymownym znakiem dla wszystkich zgromadzonych, niczym szubienice przy rogatkach dużo późniejszych miast, z wiszącymi na nich zwłokami, konserwowanymi smołą dla większej trwałości.

Kiedy już wszyscy usadowili się na swoich miejscach, do ściętego na płask stalakmitu, który spełniał rolę mównicy, podszedł najstarszy z szamanów, o którym mówiło się, że przekroczył czterdziestkę. Oczywiście nie mogło to być prawdą, bo żaden człowiek jeszcze nie dożył tak sędziwego wieku (przeciętna długość życia ludzkiego wynosiła wtedy ok.20 lat) lecz czego to ludzie nie wymyślą, tym bardziej, że sam zainteresowany nie dementował nigdy tych „rewelacji".

Starzec podszedł zatem do mównicy i wsparłszy się o jej masywny blok, zaczął mówić do zgromadzonych śpiewnym, modulowanym głosem: „ Drodzy bracia i siostry umiłowani w wierze,… przepasawszy biodra waszego umysłu,... zeszliśmy się tu dla waszego dobra i w waszym interesie, aby…" — przerwał mu śmiech i głośne komentarze, nie pozbawione złośliwości: " Porąbało starego, czy co?! Gdzie on tu widzi siostry?! Co on myśli, że przemawia do swoich bezmyślnych owieczek, czy jak?! Ciekawe co on jadł albo pił na to śniadanie?! Ha! Ha! -"

Więc stary szaman poprawił się szybko: „ Chciałem powiedzieć oczywiście; dla naszego dobra i w naszym interesie,… wybaczcie, to siła przyzwyczajenia powoduje, iż nie potrafię już normalnie mówić bez obłudy i bez kłamstwa,… nie umiem już nazywać rzeczy po imieniu,.. wybaczcie mi"- dodał ciszej, opuszczając mównicę.- „Dobra! Dobra!… Niech mówi jego zastępca! Dajcie staremu spokój!.. To nie wypada…" — dolatywało z różnych miejsc jaskini. Gdzie niegdzie nawet nagrodzono go skąpymi oklaskami, być może za szczerość tej krótkiej wypowiedzi.

Tymczasem na mównicę wszedł młody szaman Prowo, będący uczniem, zastępcą i następcą starego. Pokłonił się z szacunkiem wszystkim obecnym i zaczął mówić:

„Zebraliśmy się tu dzisiaj, aby omówić wiele ważnych spraw dotyczących naszego szacownego zawodu. A co za tym idzie naszej egzystencji. Po raz pierwszy stawili się przedstawiciele 77 plemion, z każdego po dwóch; starszy szaman i jego następca. To daje nam liczbę 144.."

„Nie przybyli szamani z grupy wschodnich plemion Ro-jsa!… A pies im mordę lizał! Oni przy każdej okazji muszą podkreślać swoją odrębność! Niech się wypchają!"


1 2 3 4 5 6 7 8 9 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Bardzo nieelegncka hipoteza Boga
Najlepsza religia na świecie

 See comments (8)..   


«    (Published: 07-05-2008 )

 Send text to e-mail address..   
Print-out version..    PDF    MS Word

Lucjan Ferus
Autor opowiadań fantastyczno-teologicznych. Na stałe mieszka w małej podłódzkiej miejscowości. Zawód: artysta rękodzielnik w zakresie rzeźbiarstwa w drewnie (snycerstwo).

 Number of texts in service: 130  Show other texts of this author
 Newest author's article: Słabość ateizmu
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.
page 5869 
   Want more? Sign up for free!
[ Cooperation ] [ Advertise ] [ Map of the site ] [ F.A.Q. ] [ Store ] [ Sign up ] [ Contact ]
The Rationalist © Copyright 2000-2018 (English section of Polish Racjonalista.pl)
The Polish Association of Rationalists (PSR)