The RationalistSkip to content


We have registered
200.371.712 visits
There are 7364 articles   written by 1065 authors. They could occupy 29017 A4 pages

Search in sites:

Advanced search..

The latest sites..
Digests archive....

 How do you like that?
This rocks!
Well done
I don't mind
This sucks
  

Casted 2991 votes.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"
 Reading room »

SZAMANI czyli niezależny związek zawodowych pasterzy [6]
Author of this text:

PO ÓSME: Musimy objąć swoim patronatem każde ważniejsze wydarzenie w życiu plemienia; urodziny, nadawanie imienia dziecku, inicjacje młodzieńcze i wchodzenia w dorosłe życie, łączenie się młodych w pary, grzebanie zmarłych i inne wydarzenia — to wszystko nadaje się do uroczystej oprawy z naszym udziałem. Specjalnych ceremonii, które co oczywiste muszą sporo kosztować uczestniczących w nich. Ludzie uwielbiają takie podniosłe obrzędy, mają wtedy wrażenie obcowania z tajemnicą, ze świętością. Podnosi to w ich oczach, ich własną wartość i nadaje głębszego sensu ich krótkiemu życiu.

Dlatego nie wystarczą uroczyste obrzędy związane z wiosennym i jesiennym przesileniem słonecznym, ewentualnie początek i zakończenie zbiorów. Musimy wymyślić mnóstwo innych świąt i okazji do odprawiania widowiskowej celebry i magicznego rytuału. „Spośród wszystkich środków potrzebnych do rządzenia ludźmi, najniezbędniejsze jest ustanowienie obrzędów" — jak mawiał nasz brat Kon-fu. Zasada będzie prosta; forma to treść rozumiecie? Dlatego obrzędowość i rytuał musimy doprowadzić do perfekcji i uczynić z niego nasze główne i niewyczerpane źródło dochodu, zapewniające nam godziwe i dostatnie życie po wszystkie czasy" -

Po tych słowach podniósł się nieopisany hałas. Wszyscy się darli ile sił w płucach. Pojedyncze krzyki zlały się w jeden potężny ryk, wzmacniany wspaniałą akustyką jaskini. Prowo uniósł w górę ręce i czekał cierpliwie, a gdy się uciszyło, podjął przerwany wątek:

PO DZIEWIĄTE: Wiedza. Jeśli chcemy zachować władzę musimy być mądrzejsi od innych. Bo wiedza to potężna broń; jeśli umie się ją odpowiednio wykorzystać, może przysporzyć nam wiele korzyści. Musimy zatem zadbać, aby wiedzę o świecie zdobywali tylko adepci do naszego szacownego zawodu. Nikt inny nie powinien mieć do niej dostępu, ani możliwości uczenia się i rozwiązywania zagadek bytu. W ogóle nasza profesja musi być nadzwyczaj hermetyczna i elitarna, a tajemnica świętości będzie naczelną zasadą stosowaną wobec wszystkich postronnych.

Całe życie człowieka otoczymy magicznym kręgiem mitologii, poza którym jego umysł nie będzie w stanie nic pojąć ani zobaczyć. Dopilnujemy aby nikt o własnych siłach nie przeniknął tej niewidzialnej granicy. A jeszcze dodatkowo ustanowimy w niej wewnętrzny krąg, który będą mogli przeniknąć jedynie ci, którzy będą służyć bogom; kasta wybranych, nasi bracia w zawodzie — szamani (a potem kapłani). Dla postronnych będzie on całkowicie niedostępny i zakazany na zawsze, mam nadzieję.

Aby uczynić nasze przywileje trwałymi, należy stworzyć odpowiednie prawodawstwo a co za tym idzie potrzebny będzie wynalazek pisma. Bez niego nie ruszymy z miejsca. Bracie Gu-tenbe jak daleko zaawansowane masz prace nad alfabetem?" -

„Całkiem, całkiem! Potrafię już zapisać wyraz "woda"! -

„Taak? To świetnie! A jak on będzie wyglądał?" — spytał Prowo z zainteresowaniem.

„Trzy faliste linie, jedna nad druga,… choć jeszcze zastanawiam się nad uproszczeniem tego znaku do dwóch falistych linii, oznaczać to będzie płynącą wodę" — odparł dumne wynalazca. „A jak zapiszesz stojącą?" — spytał Prowo od niechcenia. — „Czy ja wiem?… może trzy równe krestki, jedna nad drugą,.. ewentualnie dwie?" -

„No tak,… jak widzę musisz popracować jeszcze nad tym…" -

„To nie wszystko! Umiem jeszcze zapisać wyrazy "dłoń", „strzała", „łuk", „ryba"… — zaczął wyliczać z zapałem posługując się przy tym palcami, lecz Prowo przerwał mu bezceremonialnie: — „Nie chodzi mi o piktogramy, lecz o coś więcej; zapisywanie zgłosek, rozumiesz bracie Gu-tenbe?" -

„Przyznaję, że nie bardzo…" — niedoszły wynalazca podrapał się w głowę, wyraźnie zawiedziony. — "Tak przypuszczałem! Potem ci wytłumaczę ideę tego pomysłu. Będziesz musiał przyłożyć się do tego, bo będzie to jedno z najważniejszych odkryć w naszej cywilizacji. I co istotne, że głównie nam będzie ono służyć, rozumiecie jaką to da nam przewagę nad ciemną resztą społeczeństwa? -

PO DZIESIĄTE: Musimy jak najdokładniej poznać naturę ludzką; jeśli będziemy wiedzieć czego się ludzie boją, będziemy umiejętnie podsycać te lęki, albo łagodzić je w zależności od naszych potrzeb. Obiecywać to czego ludzie pragną i o czym marzą. Jednym słowem będziemy mogli manipulować ich najintymniejszymi odczuciami; stymulować je lub wygaszać. Będziemy panami ich myśli i sumień. Wierzcie mi; ludzie chcą być oszukiwani w najżywotniejszych dla siebie sprawach i będą nam jeszcze słono płacić, abyśmy ich oszukiwali i podnosili na duchu w ciężkich chwilach. A tych nie brakuje w ich życiu, więc pracę będziemy mieli zapewnioną na nieokreśloną przyszłość.

Jeśli poważnie potraktujecie powyższych dziesięć przykazań i weźmiecie je sobie do serca, widzę świetlaną przyszłość przed nami, bracia szamani. No, chyba, że ktoś ma jakieś lepsze propozycje, chętnie go wysłuchamy, prawda?" -

Jak było do przewidzenia, żaden z zebranych w jaskini szamanów nie miał lepszej propozycji. Chyba wszyscy zdawali sobie sprawę, iż przedstawiony przez Prowa program jest nie tylko rewelacyjny co wręcz rewolucyjny. Dotarło do nich wreszcie, iż wcielając go w życie nie tylko pozbędą się dotychczasowych problemów z niezadowolonymi rolnikami, ale też otworzą się przed nimi całkiem nowe, świetlane perspektywy. Zatem wszyscy stanęli na baczność z przyłożoną prawą dłonią do serca i zgodnie odśpiewali Hymn Szamanów:

"My chcemy władzy, my szamani,
Bogactw, przywilejów i wszelkich innych dóbr.
Zrobimy wszystko by ten stan utrwalić;
By nigdy nie odebrał nam tego, zwykły, prosty lud".

Następnie zaczęli wiwatować na stojąco, na cześć swego przywódcy, skandując jego imię, choć oficjalnie dopiero później go wybiorą, a starszyzna zaakceptuje ten wybór. A potem wzięli go na ręce i triumfalnie wynieśli z jaskini na plac, śpiewając i tańcząc z radości. Co bardziej niecierpliwi wznosili nawet okrzyki: „Santo subito"! czy coś w tym rodzaju.

Chociaż słońce jeszcze nie zaszło całkowicie, postanowili zakończyć ten pierwszy dzień obrad zjazdu, uroczystą kolacją przy płonącym ognisku, przygotowaną przez kobiety plemienia Urdi. Okazja była wyjątkowa, bo chyba nikt się nie spodziewał, iż ten pierwszy sobór powszechny, zaraz pierwszego dnia przyniesie tak owocne rezultaty. To było wielkie i miłe zaskoczenie dla większości jego uczestników. Dlatego atmosfera przy kolacji była wyśmienita, apetyty dopisywały wszystkim, gdyż kobiety — kucharki stanęły na wysokości zadania, warząc mnóstwo wyszukanych i wykwintnych potraw. A parę rodzajów fermentowanych napojów dodatkowo poprawiło wszystkim humory.

Była już późna noc kiedy huczna biesiada się skończyła. Wielkie ognisko przygasło, a na ciemne niebo wypłynęła srebrzysta tarcza księżyca, dodając specyficznego uroku krajobrazowi, skąpanemu w jego zimnym świetle. Większość szamanów spała w miejscach gdzie się posilali i gdzie ich sen zmorzył, pochrapując i stękając po obfitym i mocno zakrapianym posiłku.

Lecz Prowo nie spał. Siedział w pobliżu ogniska w otoczeniu młodych jak on szamanów — zapaleńców, dyskutując z nimi o czymś zawzięcie. Jak było do przewidzenia ich rozmowa dotyczyła programu, który przedstawił szacownemu zgromadzeniu, a ściślej biorąc jego reperkusji na przyszłość. Niektórzy obawiali się tak radykalnych zmian, a inni gorąco je popierali. Problem tkwił w tym, iż nie było jak zweryfikować czy przyjmując ten program i wprowadzając go w życie, obrali słuszną drogę; najlepszą z możliwych jakie można było wybrać. Jak to sprawdzić?

Zastanawiał się Prowo w milczeniu, wpatrując się w żar ogniska, z którego wydobywały się od czasu do czasu pojedyncze płomyki, ruchliwe jak jakieś żywe istoty. Ten efemeryczny taniec płomieni wprawił go w jakąś dziwną zadumę, jakby mu chciał coś powiedzieć. Aż w pewnym momencie Prowo walną się z rozmachem w czoło, aż jego towarzysze popatrzyli nań z niepokojem.

„Mam! Że też mi to wcześniej nie przyszło do głowy!" — zawołał z entuzjazmem i pochylił się ku nim. — „O ile mnie pamięć nie myli, kiedyś w tej wiosce mieszkał słynny brat No-stromu, słyszeliście o nim? Mieszka jeszcze tutaj?" -

„Ba! kto o nim nie słyszał?!" — towarzystwo się momentalnie ożywiło, gdyż w lot pojęli zamysł Prowa; nic prostszego jak skorzystać z usług znanego szamana; jasnowidza i wizjonera, największego chyba z żyjących współcześnie czarowników.

Jego sędziwy wiek nie pozwalał mu już brać udziału w takich wyczerpujących imprezach. Tym nie mniej mieszkał nadal na skraju wioski i miał się dobrze jak na swoje lata. Więc młodzi szamani postanowili poprosić go o tę wyjątkową przysługę, posyłając po niego delegację. Nim przybył, Prowo wyjaśnił swym towarzyszom, iż wizja No-stromu będzie ze wszech miar obiektywna, gdyż nie brał on udziału w zjeździe i nie wie o czym tam mówiono, więc nie ma możliwości zasugerowania się, wcześniej nabytymi informacjami.

„Rozumiecie jakie to ważne?" — spytał na koniec kompanów. Jednak nie zdążyli mu odpowiedzieć, bowiem z wielkimi honorami przyniesiono w lektyce szacownego gościa. Nie był specjalnie zachwycony wyrwaniem go ze snu w środku nocy, lecz okazał zrozumienie gdy wytłumaczono mu historyczną wagę tego soboru, zaistniałej sytuacji i doniosłości w niej jego roli. Potem poczęstowano go napojem ze sfermentowanego mleka i pieczonym w ziołach udźcem z koźlęcia. Starzec przyjął ten poczęstunek i już całkowicie udobruchany, obiecał spełnić prośbę młodych szamanów.

Z przyniesionego ze sobą sakwojażu wyciągnął wiązkę suszonych ziół i rzucił je na żar ogniska. Uniósł się w górę biały dym i rozeszła się dziwna woń; przyjemna a jednocześnie drażniąca nozdrza niespotykaną nutą. Następnie ze skórzanego woreczka zrobionego z moszny wołu, wysypał na dłoń nieco brązowego proszku, przyjrzał mu się uważnie i dosypał jeszcze szczyptę. A potem wsypał zawartość dłoni do tykwy z napojem, którym go poczęstowano i potrząsając nią energicznie zaczął mruczeć pod nosem jakieś niewyraźne zaklęcia, przymykając i wznosząc ku niebu oczy.

„Cóż to za tajemniczy specyfik dosypałeś sobie do napoju, bracie No-stromu?" — Chciał wiedzieć Prowo, jak zwykle ciekawy wszystkiego. Stary szaman otworzył jedno oko i odrzekł: „Tajemnica zawodowa,… ale tobie mogę ją zdradzić; to suszony i zmielony teonanacatl, grzyb halucynogenny zawierający psilocybinę, z dodatkiem peyotlu i meskaliny. To dzięki nim właśnie mogę uwolnić swego ducha i przenieść się w przyszłość…" -


1 2 3 4 5 6 7 8 9 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Bardzo nieelegncka hipoteza Boga
Najlepsza religia na świecie

 See comments (8)..   


«    (Published: 07-05-2008 )

 Send text to e-mail address..   
Print-out version..    PDF    MS Word

Lucjan Ferus
Autor opowiadań fantastyczno-teologicznych. Na stałe mieszka w małej podłódzkiej miejscowości. Zawód: artysta rękodzielnik w zakresie rzeźbiarstwa w drewnie (snycerstwo).

 Number of texts in service: 130  Show other texts of this author
 Newest author's article: Słabość ateizmu
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.
page 5869 
   Want more? Sign up for free!
[ Cooperation ] [ Advertise ] [ Map of the site ] [ F.A.Q. ] [ Store ] [ Sign up ] [ Contact ]
The Rationalist © Copyright 2000-2018 (English section of Polish Racjonalista.pl)
The Polish Association of Rationalists (PSR)