The RationalistSkip to content


We have registered
204.979.021 visits
There are 7362 articles   written by 1064 authors. They could occupy 29015 A4 pages

Search in sites:

Advanced search..

The latest sites..
Digests archive....

 How do you like that?
This rocks!
Well done
I don't mind
This sucks
  

Casted 2992 votes.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"
 Reading room »

SZAMANI czyli niezależny związek zawodowych pasterzy [1]
Author of this text:

"Co do tłumu, nie ma on innych obowiązków jak dać się prowadzić
 i jak trzoda posłuszna, iść za swymi pasterzami
". 
Papież Pius X

„Religia jest pobożną, mimowolną, nieświadomą iluzją; kapłaństwo, kler jest polityczną, świadomą, wyrafinowaną iluzją, jeśli nie od samego początku, to w miarę rozwoju religii". Tak napisał L. Feuerbach w Istocie religii.

Natomiast J. Cepik w Jak człowiek stworzył bogów, tak przedstawia ten problem: „Dla tych co w interesie ludu i swoim własnym gromadzili różne okruchy wiedzy, dla czarowników — kapłanów /../ nadchodziły tłuste stulecia. Nie chcemy przez to powiedzieć, że praojcowie stanu kapłańskiego byli już na początku swojej drogi zdecydowanymi cynikami. Nie byłoby nic bardziej błędnego nad takie twierdzenie. Tworzone mity wynikały z najgłębszego przekonania, porządkowały niezrozumiały świat, stanowiły prawdę nie do obalenia".

Przytoczyłem powyższe cytaty, ponieważ od jakiegoś czasu (gdzieś tak od 5-ciu lat) nie daje mi spokoju następujące pytanie: "Jak dawno temu kapłani zorientowali się, że to nie oni służą interesom bogów, lecz jest dokładnie odwrotnie: to bogowie służą ich ziemskim interesom?" Bo to, że kiedyś musieli się zorientować nie ulega najmniejszej wątpliwości (przynajmniej dla tych, którzy znają historię religii, nie pisaną przez apologetów).

Zatem skoro zgadzamy się co do tego, że nie od samego początku kapłani byli świadomi swej prawdziwej roli w wierzeniach religijnych, to należałoby spytać kiedy to sobie uświadomili? Chyba nie sposób tego dziś dokładnie ustalić; na pewno bardzo dawno temu. Ale jak dawno?

Czy może wtedy, kiedy papież Pius IX nazwał Biblię trucizną, a papież Leon X wypowiedział to słynne zdanie: „Ile korzyści przyniosła Nam i naszym ludziom bajeczka o Chrystusie, wiadomo"? Czy też wtedy, kiedy papież Leon XIII zakazał czytania Biblii w języku ojczystym i w 1897 r. włączył ją do Indeksu Ksiąg Zakazanych? Albo wtedy, gdy papież Grzegorz VII powiedział: "Panu Bogu upodobało się i podoba się jeszcze dziś, żeby Pismo św. pozostało nieznane, ażeby ludzi do błędów nie przywodziło"? A papież Grzegorz XVI stwierdził otwarcie: „Nie liczy się religia, tylko liczy się polityka. Nie ważna jest sprawiedliwość, tylko ziemski interes Kościoła".

A może już wtedy, kiedy przy wyborze na tron papieski Juliusza III w 1551 r., kardynałowie udzielili mu z dobrego serca takich oto wskazówek: "Ze wszystkich rad jakie możemy udzielić waszej świątobliwości uważamy poniższe za najważniejsze:

Musimy zwrócić baczną uwagę i z całej siły zapobiec, gdyż chodzi o bardzo ważną rzecz, o czytanie Biblii. Powinno być jak najmniej dozwolone, szczególnie w nowoczesnych językach i w krajach, które podlegają twojej władzy.

To trochę, które zwykle jest czytane podczas mszy, powinno wystarczyć i nikomu nie powinno być dozwolone czytać więcej. Tak długo jak naród zadowoli się małym, to twoim interesom będzie się powodzić. Lecz gdy naród zapragnie więcej czytać, twoje interesy zaczną cierpieć. Pismo św. jest książką, która bardziej niż inne wywołuje przeciw nam opór i wpływ burzy, przez które jesteśmy zgubieni. Zaprawdę, kto naukę Biblii bada i porówna z tym, co się w naszych kościołach dzieje, znajdzie sprzeczność i ujrzy, że nasza nauka różni się od Pisma św. i jest z nim w całkowitej sprzeczności.

A gdy naród to zrozumie, będzie nas krytykował, aż się wszystko wyjawi, a wtedy będziemy przedmiotem wszechświatowego szyderstwa i nienawiści. Jest przeto konieczne, aby Pismo św. zostało usunięte z oczu ludzi z wielką ostrożnością, aby nie wywołać wrzawy". (Art. w którym ukazały się te światłe rady kardynałów, wydano jako dowód przeciw twierdzeniu arcybiskupa dr Faulhabora i innych, że czytanie Biblii nie było nigdy zabronione przez Kościół kat.). Na szczęście zdarzali się też inni pasterze; oto jak papież Klemens VI łajał prałatów Kościoła: "Cóż możecie głosić ludziom w kazaniach? Pokorę? Jesteście samą pychą; nadęci, pompatyczni, marnotrawni. Ubóstwo? Jesteście tak zachłanni, że nie zadowoliły was wszystkie bogactwa świata. Wstrzemięźliwość? Nad tym lepiej zamilczmy".

Lub wtedy, kiedy synod w Tuluzie w 1229 r. zapisał w kanonie 14: „Ludzie świeccy nie mogą posiadać ksiąg Starego i Nowego Testamentu; wolno im tylko mieć psałterz i brewiarz albo godzinki Maryjne, ale i te księgi nie w tłumaczeniu na języki narodowe".

Myślicie więc, że to dopiero wtedy kapłani zorientowali się, kto komu tu naprawdę służy? O nie, moi drodzy! Musiało się to odbyć dużo, dużo wcześniej niż w czasach nowożytnych. Może więc wtedy, kiedy usunęli z bożego Dekalogu II Przykazanie, aby nie psuło im interesów (handel ikonami stanowił wtedy pokaźne źródło dochodów Kościoła), a 10-te rozbili na dwa, by zgadzała się ich ilość?

Tak, wtedy już musieli to wiedzieć, gdyż w przeciwnym wypadku nie odważyli by się na takie straszne bluźnierstwo. Wyobrażacie to sobie?: człowiek cenzuruje i fałszuje Słowo Boże?! Nie do pomyślenia wręcz! Chyba, że się wie, iż to nie Bóg dał ludziom Dekalog, wtedy ich zachowanie jest wytłumaczalne, choć w równym stopniu niemoralne.

Jednak to musiało być jeszcze dużo wcześniej; kapłani musieli już wtedy wiedzieć, iż to bogowie służą ich interesom, kiedy Mojżesz przemówił do zgromadzenia Izraelitów: „Oto co nakazał Pan mówiąc: "Dajcie z dóbr waszych daninę dla Pana". Każdy więc, którego skłoni do tego serce, winien złożyć jako daninę dla Pana złoto, srebro, brąz, purpurę fioletową i czerwoną, karmazyn, bisior oraz sierść kozią, baranie skóry barwione na czerwono i skóry delfinów, oraz drzewo akacjowe, oliwę do świecznika, wonności do wyrobu oleju do namaszczania i pachnących kadzideł, kamienie onyksowe i inne drogie kamienie dla ozdobienia efodu i pektorału"(Wj 35,4-9).

Jest oczywiste, iż Bogu Jahwe te kosztowności i wonności nie były do niczego potrzebne, ale jego kapłanom jak najbardziej. Dlatego nie wahali się ich zażądać w imieniu swego Boga i na dodatek zapisać to jako Słowo Boże. Zatem już wtedy musieli to wiedzieć, a tak naprawdę jeszcze dużo, dużo wcześniej. J. Cepik w swojej cytowanej na początku książce tak pisze: „Te miasta bogów /../ ze swymi służbami kapłańskimi, całodziennymi obrzędami liturgicznymi w sanktuariach, kładły się olbrzymimi ciężarami na finansach, zasobach i gospodarce państwa. A szybki, nieustanny wzrost ich potęgi w połączeniu ze wzrostem arystokracji, raz już doprowadził Egipt na skraj przepaści (mamy tu na myśli czasy upadku VI dynastii). W religii istniały zatem już w czasach historycznych czynniki niszczące siły społeczeństwa".

Analizując historię religii, a szczególnie kierunek w jakim ewoluował system ofiar, można śmiało przypuszczać, iż to czego dotyczy moje pytanie, stało się dużo wcześniej zanim wynaleziono pismo (IV tys.pne). Myślę, że już wtedy kapłani wystarczająco dobrze byli świadomi swej roli w systemie wierzeń religijnych człowieka i znali właściwą odpowiedź na pytanie: „Kto komu tu naprawdę służy?".

Uwzględniając powyższy punkt widzenia, oraz niemożność ustalenia choćby przybliżonej daty tej istotnej cezury w dziejach religii, napisałem poniższe opowiadanie, aby przynajmniej w wymyślony sposób (przyznaję, iż nieco satyryczny) uzupełnić tę białą plamę w długiej i nad wyraz ciekawej historii braci kapłańskiej,… o pardon: szamańskiej.

Cofnijmy się więc wyobraźnią (która wg Einsteina jest ważniejsza od wiedzy, a ja się z nim zgadzam) w odległą przeszłość i weźmy udział w tych fikcyjnych wydarzeniach. Czy aby jednak do końca i we wszystkim fikcyjnych? Na to pytanie (a przy okazji mam nadzieję na parę innych) musicie już sobie odpowiedzieć sami. A zatem, w jednej z możliwych wersji naszej historycznej rzeczywistości, mogło to odbyć się w taki oto sposób:

Motto: "Tych co na kłamstwie wsparli życia
chwałę, rozgrzesz o śmierci...
"
Bronisława Ostrowska

Pierwszy międzyplemienny zjazd szamanów rozpoczął się w bardzo uroczystej atmosferze i bogatej oprawie artystycznej, bo też i wydarzenie było epokowe. Wioska, której przypadł zaszczyt zorganizowania zjazdu, należała do plemienia Urdi i położona była w bardzo malowniczym terenie, u stóp góry Tark. Z jednego z jej zboczy spływał wartki potok, który na ostro ściętym progu skalnym zamieniał się w kilkudziesięciu metrowy wodospad. Jego wody nieustannie zasilały niewielki zbiornik wodny, w pobliżu którego ludzie pobudowali swe chaty.

Jednak to nie malownicze położenie wioski zadecydowało o wyborze miejsca na ten pierwszy dziejowy zjazd, lecz to co się kryło za wodną kurtyną wodospadu; olbrzymia jaskinia od dawien dawna nazywana Alta-nirą. Najwyższa rada szamanów uznała ją za jedyne godne miejsce na zjazd, a plemieniu Urdi przypadła rola gospodarza. Aby uczcić jego rangę, przygotowania rozpoczęto już miesiąc wcześniej; upolowano kilkanaście guźców , parę tapirów i pekari, wiele rodzajów ptactwa i ryb, a nawet węży, jaszczurek i innych smakołyków od wyliczania których, aż ślina cieknie z ust. Do tego przeróżne owoce i napoje z owoców, a dla dorosłych — ze sfermentowanych owoców (receptura tego wyjątkowo smacznego płynu, stanowiła ściśle strzeżoną tajemnicę starszyzny plemiennej).

Wydzielona grupa młodzieńców i dziewcząt przygotowała wspaniałe widowisko taneczno -wokalne, a muzycy obciągnęli swoje bębny nową skórą i wyczyścili na glans trąby z rogów bawołu. Najmłodszy z nich obiecał dać popisowy koncert na nowym, wymyślonym przez siebie instrumencie, do którego wykorzystał pustą tykwę, stylisko od łopaty i jelita baranie. Bliższych szczegółów nie chciał jednak zdradzić.

Na wprost jaskini, w której mieli obradować szamani, ale po drugiej stronie zbiornika wodnego, w równych rzędach stały totemy plemion - uczestników zjazdu. Przystrojone dodatkowo kolorowymi wstęgami z rafii, powiewającymi na łagodnym wietrze, prezentowały się bardzo dostojnie i godnie. Dodatkowo wzmocniono i odnowiono palisadę wokół wioski, od strony lasu. Utwardzono drogi dojazdowe i parę jeszcze innych rzeczy związanych z zaszczytną rolę plemienia w tym historycznym wydarzeniu. Na centralnym placu stał wbity, wysoki pal symbolizujący środek świata, a wokół niego ułożony stos suchych bierwion, które zostaną podpalone w kulminacyjnym momencie zabawy. Wszystko było zapięte na ostatnią sprzączkę.

Kiedy więc w określonym dniu słońce wzniosło się ponad las, by podążać swą utartą drogą po nieboskłonie, zaczęli zjeżdżać się dostojni goście. Dla ich luksusowych pojazdów przeznaczono specjalny plac, nieopodal wejścia do jaskini, którego strzegli specjalnie wyznaczeni strażnicy. A było czego pilnować, bo pojazdy którymi przybyli znamienici goście mogły przyprawić o zawrót głowy każdego, kto choćby trochę interesował się nowościami lokomocji.


1 2 3 4 5 6 7 8 9 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Bardzo nieelegncka hipoteza Boga
Najlepsza religia na świecie

 See comments (8)..   


«    (Published: 07-05-2008 )

 Send text to e-mail address..   
Print-out version..    PDF    MS Word

Lucjan Ferus
Autor opowiadań fantastyczno-teologicznych. Na stałe mieszka w małej podłódzkiej miejscowości. Zawód: artysta rękodzielnik w zakresie rzeźbiarstwa w drewnie (snycerstwo).

 Number of texts in service: 130  Show other texts of this author
 Newest author's article: Słabość ateizmu
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.
page 5869 
   Want more? Sign up for free!
[ Cooperation ] [ Advertise ] [ Map of the site ] [ F.A.Q. ] [ Store ] [ Sign up ] [ Contact ]
The Rationalist © Copyright 2000-2018 (English section of Polish Racjonalista.pl)
The Polish Association of Rationalists (PSR)