|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Reading room » Publishing novelties
Roger Scruton – czyli konserwatywny obraz świata [1] Author of this text: Piotr Napierała
Dostrzegam w naszym kraju pewną tendencję do zamierania dyskusji i polemiki między
reprezentantami różnych ideologii politycznych. Jako liberał i eks-konserwatysta jestem tym faktem dość zaniepokojony, ponieważ nie od dziś
widać, że konserwatywny pesymizm i odwoływanie się do emocji, do tego co
rzekomo wzniosłe i „naturalne" często wychodzi społeczeństwom bokiem, a sacrosanctum konserwatywnej prawicy — tj. tradycja, jeśli ją traktować poważnie,
powoduje rozbicie społeczeństwa na kompletnie nierozumiejące się wzajem
jednostki. Liberał atakuje tradycję, by umożliwić dialog. Dlatego niezbędne
jest niezostawianie konserwatywnych bajań i twierdzeń bez odpowiedzi ze strony
żółtego centrum, czyli liberałów właśnie. Stąd wpadłem na pomysł
zapoczątkowania serii artykułów-recenzji, punktujących twierdzenia zawarte w książkach najbłyskotliwszych konserwatystów, oraz by zacząć ową serię,
od najsłynniejszego brytyjskiego autora konserwatywnego Rogera Scrutona, myśliciela
niestety [ 1 ]
wpływowego w naszym kraju.
Roger Scruton (ur.
1944), angielski filozof rodem z Manchesteru, zajmuje się głównie filozofią
estetyki i doktryną konserwatywną. Był jednym z tych intelektualistów
brytyjskich, jacy byli zaangażowani w podziemne antykomunistyczne nauczanie w Europie Wschodniej w czasach zimnej wojny. Zdecydowanym konserwatystą stał się
pod wpływem paryskich wydarzeń z 1968 roku, kiedy to zaskoczył go
marksistowski bełkot „rewolucjonistów" z klasy średniej. W książce: <i>The
Meaning of Conservatism</i> (1980), przetłumaczonej na polski w 2002 roku (tłumaczenie
oparte na jednym z kolejnych wydań z 2001 roku) pt.:
„Co znaczy konserwatyzm", stanął
po stronie heglowsko-torysowskiej myśli prawicowej.
Za Burke">Arguments
for Conservatism (2006) apelował, by nie wynosić abstrakcyjnego narodu nad
namacalny lud, by nie wywoływać wojen, i jest to jeden z niewielu postulatów
tego autora z jakim się zgadzam, podobnie jak z jego potępieniem
postmodernizmu jako próby rezygnacji z postulatu dążenia do obiektywnej
prawdy. Scruton nawołuje często, by nie używać prawodawstwa jako broni.
Religię uważa, obok własności i prawa za źródło kreowania autorytetów, a totalitaryzm — za Alainem Besançonem
uważa za transcendentalną negację, która niszczy owe źródła. Nie
dostrzega — rzecz jasna — wspólnego mianownika między totalitaryzmem a religią zorganizowaną — jak czynili to sławni liberałowie (Ludwig von
Mises, Ayn Rand etc.), albo kreowany na konserwatystę liberał-ateista David
Hume. Dla Scrutona religia to co najwyżej konkurentka/ofiara totalitaryzmu. Jak
to zazwyczaj u konserwatystów bywa, dla Scutona autorytety są dobre — bo
„działają". Nie zastanawia się wiele nad ich mandatem do bycia takowymi.
„Co
znaczy konserwatyzm" jest próbą zdefiniowania postaw konserwatystów, którzy,
jak pisze sam Scruton, zwykle instynktownie bronią tego co swojskie przed tym
co „nowe, nieznane i niesprawdzone". Scruton, choć nie jest nacjonalistą
(konsekwentny konserwatyzm jest niełatwy do pogodzenia z nacjonalizmem, będącym
często bardzo konstruktywistycznym nurtem), wierzy, że: "gdzieś pod
wzburzoną powierzchnią opinii leży niewypowiedziana jedność" [ 2 ].
Jak to konserwatysta, Scruton uważa społeczeństwo za organizm, który można
hodować, odurzyć i zabić, w odróżnieniu od liberałów, którzy uważają,
że społeczeństwo i państwo (granica między państwem i społeczeństwem u konserwatystów jest często niewidoczna) to mechanizmy. Scruton ideę polityki
jako środka do osiągania celów wiąże z myślą liberalną i socjalistyczną, a więc z doktrynami, na których kształt w dużej mierze miało wpływ oświecenie.
Te idee „abstrakcyjne" są, zdaniem Scrutona zbyt mało zgrane ze społeczeństwem,
dlatego często mu szkodzą. Polityka, powinna być, zdaniem Scrutona celem
samym w sobie. Nie zastanawia się nad tym, że bez ideologii trudno mówić o polityce w szerszym kontekście… Scrutonowi nie podoba się też współczesny
model nauczania, w którym decyduje potrzeba przyszłego pracodawcy. Pisze
Scruton: „metody nauczycieli nie sytuują w centrum ucznia, ale naukę,
skupiają się na temacie — nie na rozważaniach o przydatności jakiejś
partii wiedzy. Właściwie wykształcona osoba to bowiem taka, od której określoną
partię wiedzy wyegzekwowano" [ 3 ].
Stąd krytyka tego autora rozmaitych przedmiotów interdyscyplinarnych: gender
studies czy Communications Studies, które są ponoć wymagane przez zmieniającą się gospodarkę. Choć
sam jako historyk cierpię z powodu rozrostu takich studiów (musiałem
przemienić się w politologa i wykładowcę z dziedziny bezp. narodowego) nie
za bardzo rozumiem, jak Scruton wyobraża sobie naukę „skoncentrowaną na
uczniu"… Scruton oczywiście krytykuje też UE jako twór sztuczny, oderwany
od organizmów narodowych i narodowych interesów, itd… To ostatnie jest nawet
logiczne, skoro państwa to organizmy, a Unia jest nad-państwem, co nie znaczy,
że można się z tym zgodzić. Scruton wierzy w coś ponad zwykłą polityką,
ale jest to niestety bóg, a nie lepsza zorientowana na przyszłość polityka.
Trudno mieć doń pretensje, już wielki liberał Friedrich von Hayek zauważył,
że konserwatyści są w istocie bezideowi, ponieważ nie wierzą, że człowiek
jest zdolny w ogóle wyprodukować jakąś ideę, stąd oportunizm i zmienność
konserwatystów:
"...To
konserwatyści regularnie zawierali kompromisy z socjalizmem, a także
koncentrowali na sobie uwagę należącą się działaniom socjalistów. Jako orędownicy
Drogi Pośredniej bez własnych celów, konserwatyści kierowali się
przekonaniem, że prawda musi znajdować się gdzieś między skrajnościami. W rezultacie zmieniali swoje położenie za każdym razem, kiedy na którymkolwiek
ze skrzydeł pojawiał się ruch o bardziej radykalnym charakterze. Dlatego
stanowisko, które w dowolnym momencie jest właściwie określone jako
konserwatywne zależy od aktualnych tendencji. Ponieważ ostatnich kilka dekad
to przewaga dążności socjalistycznych, mogłoby się wydawać, że zarówno
konserwatyści, jak liberałowie mają na celu ich hamowanie. Rzecz jednak w tym, że liberalizm chce dokądś zmierzać, a nie pozostawać w bezruchu [ 4 ]…".
Czasami wydaje mi się,
że konserwatyzm to strach przed ludźmi podniesiony do rangi ideologii. Do dziś
pukam się w czoło, na myśl, że kiedyś uważałem się za konserwatystę.
Przejdźmy jednak konkretnie do pierwszej z dwóch książek Scrutona, jaką
chce tu omówić. W: „Co znaczy konserwatyzm" przede wszystkim interesowały
mnie przykłady typowego dla konserwatystów bardzo niestarannego i wybiórczego
sposobu myślenia.
We wstępie Scruton
pisze, iż pisał tę książkę, gdy Conservative Party wygrywała wybory pod
hasłem wolności, więc postanowił przypomnieć, że w konserwatyzmie chodzi
nie o wolność, lecz o autorytet. A głoszenie, przez CP wolności, uważa za
efekt zbyt silnego sojuszu z liberałami przeciw ZSRR i komunistom. Następnie
mamy zrzędzenie, że na konserwatystów w latach 80 zawsze zrzucano ciężar
dowodu (nikt tego nie lubi), i o tym, że nieco przychylniejsza dla
konserwatyzmu atmosfera wyłoniła się wraz ze zwycięstwem „Solidarności" i wojsk UK na Falklandach/Malwinach. O "S" rozpisuje się autor, iż stanowiła
rewolucję przeciw gospodarce planowej, ateizmowi i socjalizmowi [ 5 ].
Zapewne nie zdaje sobie sprawy, że postulaty Solidaruchów były jeszcze
bardziej socjalistyczne niż linia PZPR, ani z tego, ze przynajmniej 60% składu
PZPR byli to katolicy, a członkowie "S" chcieli nie tylko przywrócić
religię społeczeństwu, lecz zęby religii, co widzimy dziś wyraźnie, skoro w agresywności religijnej w Europie bije nas tylko państwo-klasztor -
Malta. Natomiast rozważania Scrutona o renesansie patriotyzmu w czasie wojny falklandzkiej wydają mi się zupełnie nie na temat.
Dalej czytamy o tym,
że Scruton był jako konserwatysta izolowany w Birbeck College przez lewicowców i liberałów, a jedyna siostrzaną duszę miał we Włoszce, niejakiej Nunzii,
która oblepiała swoją gablotę facjatami Wojtyły, robiąc na złość
reszcie kadry. Widać wyraźnie, że religijność dla Scrutona jest bardzo ważna,
motywów religijnych — na opak — dopatruje się w owej reszcie kadry, która
ponoć cichcem sympatyzowała z ZSRR, mimo manifestowania swego przywiązania do
idei praw człowieka (s. 10). Dalej pisze Scruton o tym, że naturalne prawa człowieka,
wynikają z codziennego obcowania ludzi, a nie idei liberalnych — możliwe — w końcu Hume uważał to samo, ale zapomina, że to liberałowie jako pierwsi
się nimi poważnie zajęli rozwijając konstytucjonalizm. Scruton przekręca
znaczenie praw naturalnych, heglowsko atakując je na gruncie prawa stanowionego
według tradycji lokalnej, co liberał Popper skwitowałby zapewne swym
anty-heglowskim zdaniem, iż pozytywizm prawny to doktryna, która uznaje, że
siła jest prawem. Przesadza Scruton
co do różnic w postrzeganiu praw naturalnych przez liberałów takich jak
Nozick (libertariański „heretyk" przecież), czy Rawls, oraz biadoli nad
sprzecznościami zaleceń Europejskiego Trybunału Praw Człowieka — zupełnie
jakby lokalne systemy prawne, były klarowniejsze...
Dalej cytuje Scruton
Hookera (ten XVII-wieczny konserwatysta narzekał, że zawsze znajdzie słuchaczy,
ten co powie ludziom, że mogliby być lepiej rządzeni) i Disraeliego, który
uważał, że nie powinny w ogóle istnieć żadne plany i projekty przebudowy
państwa [ 6 ]...
Scruton stara się udowodnić, że (uniwersalna) myśl konserwatywna istnieje,
choć tradycje w każdym rejonie są inne, i konserwatyzm nie posiada
uniwersalnego celu. Tutaj dodam, że faktycznie, może jego jedynym celem jest
utrzymanie się starych pryków u władzy… — według Scrutona tym celem jest
„dobrze rządzenie" bieżące (manifest szefa CP Peela z 1834 roku głosił,
że CP odwołuje się do wielkiej części ludu, której nie interesują
partyjne przepychanki, lecz to właśnie „dobrze rządzenie".
Autor wyraźnie
kreuje konserwatystów na zwolenników tego, co jest nad projektami, które są
społeczeństwu narzucane, ale jak dobrze zauważyli Beniamin Constant w XIX
wieku i Hayek w XX wieku, konserwatyści postrzegają rzeczywistość mitycznie,
czego przykładem mogłaby być choćby obrona tradycyjnej rodziny jako dziecioróbczej
siły w USA, gdzie 1/3 dzieci wychowywana jest przez samotnego rodzica bez większych
problemów, o czym świetnie opowiada Penn Gervaise w swoim programie o Family
Values. Scruton uważa liberała-reformatora za gorszego wroga niż socjalista,
który po prostu wszystko rozwala, stąd sojusz zimnowojenny CP i innych partii
zachowawczych z liberałami, jest jego zdaniem skazany na porażkę. Czyżby?
Ostatnia obrona gejów przez premiera Camorona świadczyłaby o trwałym
zliberalizowaniu części CP… i dobrze! Scruton mnoży przykłady konfliktu
interesów między liberałami i konserwatystami (np. absolutna obrona wolności
słowa vs obrona wolności słowa, o ile nie szkodzi społeczeństwu)
[ 7 ].
Wolność to dla konserwatystów zdaniem Scrutona, to wolność czynienia
„wszystkiego czego nie zakazuje prawo". Mam nadzieje, że wie, że
Montesquieu, autor tego zdania, był liberałem… Tak potwierdza się spostrzeżenie
Hayeka, iż konserwatysta, by móc wygłosić jakąś ideę pozytywną, musi
skorzystać z dorobku umiarkowanych liberałów, sam konserwatyzm jest bowiem
zbytnio nastawiony na obronę. Błędnie uważa Scruton, że społeczeństwo
angielskie z tradycji wie, co to wolność polityczna, zapominając, że za
Henryka VIII common law nic nie dawało… Scruton próbuje argumentować, że
wolność brytyjska to głównie wolność osobista, a amerykańska — wolność
przedsiębiorczości (Voltaire z jego zdaniem: „być wolnym to działać"
zapewne byłby tu Amerykaninem:), co ma oznaczać, że reaganowski konserwatywny
liberalizm Thatcher jest niedobry dla CP [ 8 ].
Dalej twierdzi Scruton, że nie ma wolności bez instytucji, zgadzam się, lecz
tam gdzie ja wymieniłbym Royal Society, instytucje naukowe i loże masońskie,
on wymienia niezawisłe sądy i House of Lords. Scruton kompletnie nie rozumie,
że bez odpowiedniego stężenia liberalnych przesłanek umysłowych, sądy i HL
mogą być aparatem tyranii. To liberałowie w XVII i XVIII wieku (Locke, Hume,
Defer, Fielding, Paine) przekonali władze, że tyrania jest obciachowa i nie
nadaje się dla pluralistycznego świata. Nawet
kiedy pisze, że wolność jest efektem dobrego rządzenia, zapomina, że dobrze
rządzenie to np. liberalny monstekiuszowski anty-tyrański na wskroś liberalny system podziału władz,
tak by pomiędzy konkurującymi legislatywą i egzekutywą było nieco
przestrzeni dla życia. Czy Scruton wie, że martwiąc się malejąca rolą HL i wzrastającą premiera UK, broni credo liberalizmu? Oczywiście wiadomo skąd może
pochodzić jego przekonanie, że broni tradycji przed liberałami. Istnieją różne
odmiany liberalizmu; według jednej zadaniem prawa jest poszerzanie sfery wolności
(Locke, Voltaire, Paine), druga zaś widzi rolę prawa w jej ograniczaniu — tj.
wytyczaniu jej granic (Montesquieu, Bentham). Choć Scruton chce wyrzucić
liberalizm z programu CP, tak naprawdę sam bierze udział w wewnątrz-liberalnej
dyspucie! Czy autorytet rzeczywiście powinien występować oddzielony od wolności
by spełnił swe zadanie? Scruton uważa, że tak, i że sam uporządkowany ład
prawny da nam wolność, jest to czysta myśl Montesquieu. Co prawda Burke
chwalił Montesquieu, ale to nadal jest myśl liberalna, a nie konserwatywna.
Scruton przytacza też punkt widzenia marksizmu, który uważa autorytet za
mistyczną zasłonę prawdziwej władzy [ 9 ].
Może dlatego, Hayek mógł napisać o sojuszach konserwatystów i socjalistów;
skoro i jedni i drudzy piszą o władzy, a nie o wolności?
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 Dalej..
Footnotes: [ 2 ] R.
Scruton, Co znaczy konserwatyzm,
Poznań 2002, s. 36. [ 4 ] Vide: F.
Hayek, Konstytucja wolności [ 5 ] R. Scruton, Co znaczy konserwatyzm, s. 8. « Publishing novelties (Published: 14-03-2013 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 8822 |
|