|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Outlook on life »
Magia języka [2] Author of this text: Bernard Korzeniewski
Zamiast
rozkładać XY-ka na atomy, możemy też stopniowo, postępując bardzo drobnymi
kroczkami, tak zmieniać jego strukturę i funkcję, aby docelowo przekształcić
go w innego mężczyznę, nazwijmy go XY2, o zupełnie innej aparycji i psychice. Dokonując nieco bardziej drastycznych modyfikacji, możemy dokonać
transformacji pana XY w panią XX. Postępując dalej, tę z kolei można by
zmienić w cokolwiek dowolnie innego, na przykład stwór rodem z Archiwum X.
Podsumowując
wszystko powiedziane powyżej, XY nie istnieje jako absolutnie określony, o jasno zdefiniowanej tożsamości, obiekt lub fakt (lub nawet proces) świata, i to zarówno w aspekcie materialnym, jak i psychicznym. Rozbierając naszego
„pacjenta" fizycznie, rozbieramy go też semantycznie. Powołanie XY-ka z ontologicznego niebytu do niepodważalnej egzystencji to magiczna sztuczka języka.
Obywatel ten okazuje się być jedynie pewnym luźno, intuicyjnie i tylko z grubsza określonym, „rozmytym" zbiorem stanów. Mówiąc krótko, tak
naprawdę pan XY w sposób ostry i absolutny po prostu nie istnieje.
Obywatel
XY to niewątpliwie byt indywidualny. A co z bytami ogólnymi, takimi jak na
przykład kategoria „człowiek", do której XY w naszym przekonaniu
bezsprzecznie należy? Czy takim kategoriom można odmówić statusu absolutnej i autonomicznej egzystencji? Bez wątpienia tak, i to w sposób jeszcze znacznie
bardziej zdecydowany i uzasadniony, niż bytom indywidualnym. Po pierwsze, człowiek
powstał w trakcie ewolucji biologicznej z małpy (niedawno znaleziono skamieniałości
gatunku nazwanego Sahelanthropus, prawdopodobnie blisko spokrewnionego ze wspólnym
przodkiem szympansa i człowieka) (proszę mi tylko nie opowiadać niedorzeczności
rodem ze szkoły, że człowiek miał jedynie wspólnego przodka z małpą; jest
to kompletna hipokryzja — gdyby ten przodek żył obecnie, niewątpliwie zostałby
zaliczony do małp). Proces ewolucji jest procesem ciągłym (chociaż okresowo
zwalnia i przyspiesza) i w ciągu przodków człowieka żadna niearbitralną
decyzją nie można wskazać punktu, w którym nie-człowiek przekształcił się w człowieka. To tak, jakby dwoje małpich rodziców nagle ni stąd ni zowąd
spłodziło człowieka. Dotyczy to także wyłonienia się (samo)świadomości
(o ile założymy, co wcale nie jest takie oczywiste, że np. szympans żadnych
jej zaczątków jeszcze nie posiada). Ośmielę się zresztą wysunąć tezę,
choć jest to bardzo niepoprawne polityczne, że różne żyjące obecnie grupy
etniczne nie reprezentują dokładnie tego samego rodzaju i „poziomu"
rozwoju ewolucyjnego psychiki (jest to z zasady niemożliwe, ponieważ przez długi
czas ewoluowały one w izolacji i w odmiennych warunkach). Przy tym rozmaite
grupy mogą wykazywać większe uzdolnienia, oczywiście statystycznie rzecz biorąc, w rozmaitych dziedzinach. Podziwiając ogrody Zen lub świątyńki shinto wciśnięte
pomiędzy drapacze chmur, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Japończycy mają
szczególne upodobanie i uzdolnienia w skupianiu się na szczegółach (oczywiście
możliwe jest, że ma to źródło kulturowe, a nie genetyczne; z drugiej
strony, czy genetyka nie sprzyja tworzeniu takiej a nie innej kultury?). Po
drugie, w czasie ontogenezy (rozwoju embrionalnego) człowiek w swoim aspekcie
fizycznym i, przede wszystkim, psychicznym, stopniowo wyłania się ze stadium
zarodka (przy czym wcale nie jest oczywiste, czy oba te aspekty pojawiają się w sposób doskonale zsynchronizowany). Dogmat religijny jako absolutny początek
człowieczeństwa określa moment zapłodnienia (połączenie się plemnika z komórką jajową i utworzenie zygoty), w którym to momencie zapłodniona komórka
jajowa obdarzona zostaje duszą. Jednakże, zapłodnienie to nie żaden
„moment", ale wieloetapowy, rozpisany na poszczególne zdarzenia i rozciągnięty w czasie proces (a więc, zgodnie z osią przewodnią niniejszego artykułu zapłodnienie
nie jest żadnym absolutnym faktem świata; natomiast chciałaby go takim widzieć
skrajnie magiczna ze swej natury religia). Po pierwszym podziale zygoty dwie
powstałe w jego wyniku komórki mogą się rozdzielić i dać początek dwóm
bliźniakom jednojajowym. Czy zatem bliźniaki takie mają przez całe swoje życie
jedną duszę, czy też dusza jest podzielna? Z rzadka zdarza się, że zygota w wyniku rozwoju embrionalnego przekształca się nie w noworodka, ale w niezrożnicowaną
kulę komórek. Co z duszą i człowieczeństwem takiej kuli? O ile można (choć
wydaje się to kompletnie jałowe) dyskutować o biologicznym,
strukturalno-funkcjonalnym początku człowieka trakcie ontogenezy, to jest
oczywiste, że jego aspekt psychiczny może się wyłonić dopiero po
uformowaniu się funkcjonalnych neuronów, a więc w raczej późnym okresie
rozwoju embrionalnego. Z pewnością dorosły szympans posiada bogatsze życie
mentalne (jakkolwiek by go nie definiować), niż zapłodniona ludzka komórka
jajowa. Wiele etapów rozwoju zarodkowego (szczególnie początkowych) jest u szympansa i człowieka bardzo podobnych. Na przykład w pewnym stadium zarodek
obu gatunków posiada szczeliny skrzelowe i ogonek — pozostałość po naszych
rybich przodkach. Teza, wyznawana przez fanatycznych przeciwników aborcji, że
embrion na tym etapie jest już człowiekiem, zakrawa na skrajną hipokryzję, w szczególności kiedy nie mają oni nic przeciwko zjedzeniu wigilijnego karpia. A wszystko to wynika z siły magii dogmatów — niezwykle potężnych, acz
sztucznie stworzonych „faktów" świata z pretensjami do absolutu. Oczywiście
„dusza" stanowi sztandarowy wręcz przykład powołania do istnienia
urojonego bytu poprzez ukucie odpowiadającej mu nazwy językowej.
Jednakże,
powyższe przykłady semantycznego niedookreślenia kategorii (bytu ogólnego)
„człowiek" to jedynie nieliczne z ogromnej ilości rodzajów niedookreślenia.
Otóż możemy wyobrazić sobie obiekty, fenomeny różniące się w dowolnie dużym
(lub małym) stopniu pod względem jednej lub wielu z nieprzebranej ilości
cech, które charakteryzują kategorię „człowiek" (pomijam tu pytanie, czy
byłyby to twory funkcjonalne biologicznie). W obecnym okresie na naszej
planecie kategoria ta wydaje się w miarę dobrze wyodrębniona i określona,
ponieważ nie istnieją tu i teraz żadne „byty" bardzo podobne do człowieka
(na przykład nasi bezpośredni przodkowie: Homo habilis lub
australopiteki). Jednakże nie oznacza to, że takie byty nie mogą istnieć w zasadzie. Można sobie na przykład wyobrazić, że na innych planetach we
Wszechświecie wyewoluowały (choć jest to niesamowicie mało prawdopodobne)
organizmy dowolnie bardzo przypominające ludzi, lecz różniące od nich pod
względem rozmaitych zespołów cech. W wielowymiarowym continuum takich
możliwych organizmów ścisłe wyodrębnienie i zdefiniowane kategorii „człowiek"
wydaje się po prostu niemożliwe, tak jak ścisłe (z nieskończoną dokładnością)
wyodrębnienie purpury na ciągłej w swej istocie palecie barw (chociaż to
ostatnie wydaje się o niebo prostsze ze względu na jednowymiarowość różnicy).
Zatem,
analizując byty ogólne, kategorie, ponownie okazuje się, że są one
stwarzane przez magię języka, a w tym przypadku magię nazw „desygnujących"
takie byty. Jednakże, ta desygnacja jest o tyle pozorna, że desygnowane
kategorie w najlepszym razem istnieją jedynie w sposób rozmyty, przybliżony,
intuicyjny, a nie ściśle określony.
Podobną
analizę możemy przeprowadzić w stosunku do bytów biologicznych, lecz
pozbawionych świadomości oraz bytów nieożywionych. Chodzi tu zarówno o dane
konkretne obiekty (dane konkretne jabłko, planeta Ziemia, kamień) lub
kategorie obiektów (jabłko jako gatunek owocu, planeta jako kategoria obiektów
astronomicznych). Myślę, że Czytelnik nie będzie miał żadnych problemów z przeniesieniem powyższego rozumowania przeprowadzonego w odniesieniu do człowieka
na wspomniane obiekty/kategorie. Jako ciekawostkę można tu dodać, że
niedawno Pluton został przez gremium uczonych pozbawiony statusu planety;
jednakże decyzja ta nie została podjęta jednomyślnie, a przyjęte kryteria
wzbudziły kontrowersje.
Poważniejszy
problem napotykamy w przypadku takich niepodzielnych (przynajmniej wedle
dzisiejszej wiedzy) obiektów, jak cząstki elementarne, na przykład foton,
elektron lub jeden z kilku wyróżnionych rodzajów kwarków. Ponieważ są one
niepodzielne, nie możemy odejmować od nich elementów. Wszystkie np. elektrony
są „takie same" (mają takie same właściwości, np. ładunek, masę lub
spin [choć nie jego znak]). A więc wydaje się łatwe wyróżnienie kategorii
obiektów „elektron", jak i jednoznaczne wskazanie danego konkretnego
elektronu. Przy bliższym spojrzeniu pojawiają się jednak pewne wątpliwości.
Elektrony zajmują różne miejsca w przestrzeni, a więc nie można w zgodzie
ze stanem rzeczywistym powiedzieć, że wszystkie właściwości poszczególnych
elektronów są takie same. Kiedyś pojawiła się koncepcja, że wszystkie
elektrony to de facto zwielokrotnione „odbicia" jednego elektronu (a
pozytony — antycząstki elektonu — są elektronami poruszającymi się wstecz w czasie). Jednakże koncepcja ta wydaje się obecnie mocno przejrzała (wymagała
ona przyjęcia założenia, że istnieją równe ilości materii i antymaterii) i jej przywoływanie mogłoby się komuś wydać naciąganiem faktów do przyjętej
tezy. Idźmy więc dalej. Nie do końca rozumiemy, czym jest foton lub elektron.
Wedle (standardowej) mechaniki kwantowej zachowują się one zarówno jak fale,
jak i punktowe cząstki. Jako fala np. foton lub elektron może przechodzić
przez dwie szczeliny naraz, a w ogóle jego położenie i prędkość określona
jest jedynie z pewnym przybliżeniem, przy czym im dokładniej znamy położenie,
tym mniej informacji mamy o prędkości (pędzie) i odwrotnie. Ale tak się
dzieje tylko do momentu detekcji elektronu przez jakąś aparaturę, kiedy to
następuje tak zwana redukcja funkcji falowej i elektron zostaje zlokalizowany w jakimś konkretnym miejscu w przestrzeni. Nikt nie ma pojęcia, co taka redukcja
oznacza. Tak zwana koncepcja dekoherencji mówi, że im silniej elektron (lub
foton) oddziaływuje z otoczeniem, tym bardziej traci on swoje właściwości
falowe, staje się tym mniej „rozmazany" w przestrzeni. A więc właściwości
cząstek elementarnych nie przynależą do nich samych, są także pochodną
innych „obiektów". Dwie cząstki elementarne, na przykład dwa fotony lub
para elektron-pozyton, które powstają razem w wyniku określonych procesów
kwantowych, stanowią do pewnego stopnia swego rodzaju całość (tzw. splątanie
kwantowe). Oznacza to, że właściwości tych cząstek są ze sobą związane,
chociaż żadna cząstka z osobna nie ma tych właściwości ściśle
zdeterminowanych. Jeśli cząstki takie rozbiegną się w przeciwnych kierunkach i znajdą od siebie w odległości, powiedzmy, jednego miliona lat świetlnych,
to określenie takich właściwości dla jednej cząstki automatycznie i natychmiastowo określa właściwości drugiej cząstki (np. jeśli jakaś właściwość
dla jednej cząstki przybiera wartość 1, to dla drugiej cząstki — 0). Innymi
słowy, cząstki (ich właściwości) są ze sobą skorelowane — stanowi to
przejaw tak zwanej nielokalności mechaniki kwantowej. Otóż w przeszłości
Wszechświata, a w szczególności tuż po Wielkim Wybuchu, pary cząstek
wielokrotnie ulegały kreacji oraz anihilacji, a więc mamy podstawy przypuszczać,
że wszystkie one są wzajemnie ze sobą skorelowane. A wobec tego właściwości
cząstek elementarnych określone są przez kontekst wszystkich innych cząstek
elementarnych. W istocie, sprawa jest jeszcze bardziej zagadkowa. Otóż,
przynajmniej wedle niektórych koncepcji, dodatnia energia związana z materią
dokładnie równoważy ujemną energię wynikającą z oddalenia od siebie ciał
obdarzonych masą w przestrzeni i wobec tego całkowita energia Wszechświata
jest zerowa. Zatem można powiedzieć, że w Wielkim Wybuchu powstała jedynie
informacja o wzajemnym rozdzieleniu się materii i przestrzeni. Wobec tego
istnienie materii, a więc także cząstek elementarnych, byłoby zależne od
istnienia przestrzeni. A w ostatecznej instancji istnienie czegokolwiek byłoby
zależne od istnienia czegokolwiek innego. A więc np. elektron nie jest ani całkowicie
autonomicznym obiektem (ani tym bardziej kategorią obiektów), który można
analizować i któremu można przypisać jednoznaczne właściwości w izolacji
od innych obiektów. Modna ostatnio teoria superstrun twierdzi, że wszystkie cząstki
elementarne to takie same, tylko drgające w rozmaity sposób maleńkie struny
(z czego te struny miałyby się składać teoria ta jednak, niestety, nie mówi).
Przynajmniej do pewnego stopnia mamy zatem do czynienia z nie do końca określonym
pojęciem, z nazwą magiczną, która stwarza pozory absolutnego i niezawisłego
istnienia elektronów o określonych, jednoznacznych właściwościach. Mówiąc
krótko, mając nazwę, wydaje nam się, że wiemy, co to jest elektron,
oswajamy otaczającą go tajemnicę. Przy tym należy pamiętać, że, jak to
dyskutuję poniżej, nazwy i pojęcia rozwinięte w ramach nauk ścisłych i przyrodniczych i tak znacznie lepiej korespondują z rozmaitymi aspektami i obiektami świata rzeczywistego, przystają do zewnętrznej rzeczywistości, niż
te egzystujące na przykład w obrębie religii czy filozofii. Są przez to
relatywnie znacznie mniej magiczne.
1 2 3 4 5 6 Dalej..
« (Published: 21-10-2007 )
Bernard KorzeniewskiBiolog - biofizyk, profesor, pracownik naukowy Uniwersytetu Jagielońskiego (Wydział Biochemii, Biofizyki i Biotechnologii). Zajmuje się biologią teoretyczną - m.in. komputerowym modelowaniem oddychania w mitochondriach. Twórca cybernetycznej definicji życia, łączącej paradygmaty biologii, cybernetyki i teorii informacji. Interesuje się także genezą i istotą świadomości oraz samoświadomości. Jest laureatem Nagrody Prezesa Rady Ministrów za habilitację oraz stypendystą Fundacji na Rzecz Nauki Polskiej. Jako "visiting professor" gościł na uniwersytetach w Cambridge, Bordeaux, Kyoto, Halle. Autor książek: "Absolut - odniesienie urojone" (Kraków 1994); "Metabolizm" (Rzeszów 195); "Powstanie i ewolucja życia" (Rzeszów 1996); "Trzy ewolucje: Wszechświata, życia, świadomości" (Kraków 1998); "Od neuronu do (samo)świadomości" (Warszawa 2005), From neurons to self-consciousness: How the brain generates the mind (Prometheus Books, New York, 2011). Private site
Number of texts in service: 41 Show other texts of this author Newest author's article: Istota życia i (samo)świadomości – rysy wspólne | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 5591 |
|